[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mówisz o zawałach?- Takie zagrożenie istnieje, ale nie to miałem na myśli.Nie-które tunele są niebezpieczne celowo.Zaprojektowano je w takisposób, żeby chronić mieszkańców łona i zabijać intruzów.- Ale znasz drogę?- Tak sądzę.453 - Tak sądzisz?Giulio odpowiada ponurym uśmiechem.- Do otwarcia tego włazu trzeba znać odpowiednią sekwencję.Tam, na dole, jest tak samo.Jeśli się pomylę, będzie gorąco.Tom rozpina koszulę i próbuje ściągnąć temblak.- Co ty wyprawiasz?- Muszę to zdjąć.Z jedną ręką na nic ci się nie przydam anisię nie obronię.Giulio przyznaje mu rację.Lepiej jeszcze bardziej uszkodzićrozbitą kość, niż zginąć, próbując ją ochronić.Pomaga Tomowi odwiązać bandaż.- Boli?Tom prostuje rękę.- Kiedy podnoszę, to jakby mi ktoś wbijał sto igieł.Ale nic minie będzie.Giulio w to wątpi.Wystarczy jeden cios w przetrącony staw iTom zemdleje z bólu.Odpina plecak i grzebie w środku.- Zwiatło.- Rzuca Tomowi czarną latarkę z gumową rękoje-ścią, a drugą przypina sobie do pasa.- I broń.- Uśmiecha się, wyj-mując z plecaka garść narzędzi.Tom bada je jedno po drugim.Młotek, zaostrzona sadzarka donasion, ostry jak brzytwa nóż do cięcia dywanów.Robi mu sięniedobrze.Użycie któregokolwiek z tych przedmiotów na drugimczłowieku nie będzie należało do przyjemnych.%7łeby odniosłoskutek, będzie musiał albo poważnie okaleczyć, albo zabić prze-ciwnika.Giulio trafnie odczytuje jego minę.- Wątpliwości?- Nie, ale mam nadzieję, że nie będę musiał ich używać.- Będziesz.- Giulio odkłada plecak i staje twarzą w twarz zAmerykaninem.- Musisz być gotowy do użycia każdego z nich.454 Kiedy tam wejdziemy, rzucą się na nas jak głodne szczury na ser.Jeśli się zawahasz, zginiesz.Nie czekając na reakcję Toma, odwraca się na pięcie i wyjmujez plecaka resztę zakupów.- Te są wypożyczone.Mam nadzieję, że przeżyjemy, żeby jezwrócić.Wręcza Tomowi dziwne pomarańczowe urządzenie.- To jest pistolet na gwozdzie.Naładowany, z zapasową bate-rią i magazynkiem długich gwintowanych gwozdzi.- Celuje urzą-dzeniem w głowę Toma.- Nie da się tym strzelać z daleka, ale jeślipodejdziesz blisko, to te gwozdzie są równie zabójcze, co kule.Tom znajduje włącznik i uruchamia pistolet.Diody zapalają sięna zielono.Urządzenie lekko drży.- Sprzedawca twierdzi, że wystrzeliwuje trzy gwozdzie na se-kundę.Tom pociąga za spust.Pistolet podskakuje mu w ręku, ale z po-zoru nic więcej się nie dzieje.A potem widzi ocynkowany gwózdz wbity głęboko w trawę wodległości dwóch centymetrów od jego stopy.- Robi wrażenie, co? - uśmiecha się Giulio.Tom wyłącza urządzenie, żeby oszczędzać akumulator.Na jegotwarzy nie ma śladu uśmiechu.Tylko skupienie.To samo skupie-nie, które pojawiało się, kiedy odprawiał mszę.Przekłada pistolet do drugiej ręki.Już wie, co potrafi to urządzenie i do czego będzie musiał jewykorzystać.- Chodzmy - mówi wypranym z emocji głosem.- Bardziejgotowy niż w tej chwili już nie będę.455 121.Major Lorenzo Silvestri wpatruje się w zegar na ścianie gabi-netu.Chciałby mieć moc zatrzymywania czasu.Oddałby wszystko, żeby zatrzymać wskazówki i zyskać dodat-kowe dwanaście godzin.Jako jeden z najbardziej doświadczonych oficerów oddziału an-tyterrorystycznego doskonale zdaje sobie sprawę, że musi uderzyćjak najszybciej.Niestety, szybkość i staranne planowanie rzadkoidą w parze.Jeśli będzie działał za szybko, ludzie przetrzymujący Morassi zpewnością ją zabiją.Być może także innych zakładników.Jeżeli jednak będzie zbyt długo zwlekał z operacją odbicia Va-lentiny, porywacze zdążą zatrzeć ślady.A wtedy być może nigdyjej nie znajdą.- Mamy coś nowego w sprawie telefonu Shamana? - pytaswojego zastępcę.Wyczytuje odpowiedz z twarzy kapitana Pasquale Contiego,zanim ten otwiera usta.- Były problemy techniczne.Złapali sygnał GPS, ale potemgo zgubili.- Co proszę?- Wiem, wiem.Też chciałem pozabijać techników.Cały czasnad tym pracują.- Namierzyliście jedną lokalizację, zgadza się?456 - Tak.Operator na szczęście jest skłonny do współpracy, więcudało się dokładnie określić miejsce, z którego do nas dzwonił.- Czyli?- Był w pobliżu Parco di Porta i kierował się ku Drodze Ap-pijskiej.Lorenzo bębni palcami po biurku.- Skąd wiesz, dokąd szedł?- Na chwilę włączył telefon.Namierzyliśmy go na sekundę,potem znowu się wyłączył.- Interesujące.Do kogo dzwonił?- Do Morassi.Połączenie trwało niecałe dziesięć sekund.- Czyli się nie dodzwonił.Lorenzo podsuwa Contiemu plik papierów.- Profil kapitan Morassi od naszych wywiadowców.Okazujesię, że to prawdziwa sława.W Wenecji była gwiazdą.Tam spotkałatego całego Shamana, razem rozpracowywali sprawę morderstwa.Pasquale stuka palcem w fotografię Valentiny.- Mamma mia, faktycznie wygląda jak gwiazda filmowa.- No już, przestań się ślinić.- Lorenzo uśmiecha się i podajekapitanowi teczkę Toma [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •