[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kilka kolejnych ciosów, w odstępach czasowych.Skaf nieustępliwie prze naprzód.- To tu.Mierzy prawie trzy metry i przypomina pojemnik na łódz ratunkową.Na jednym,zaokrąglonym końcu tkwi panel, na którym migoczą odczyty.Kontener spoczywa nakobiercu z olbrzymich rurkoczułkowców, które powysuwały swe pióropusze w trybiefiltrująco-odżywiającym.Widok ten przywodzi Joelowi na myśl historię małego Mojżesza,tyle że ukrytego w kępie zmutowanego sitowia.- Chwileczkę - odzywa się Jarvis.- Najpierw wyłącz światła.- Dlaczego?- Chyba nie są ci potrzebne, prawda?- No cóż, nie.Jeśli trzeba, mogę polegać na urządzeniach.Ale dlaczego?- Po prostu zrób to, dobrze? - Gadatliwy do tej pory Jarvis stał się nagle straszniepoważny.Kokpit pogrąża się w mroku, rozświetlanym jedynie przez blask odczytów.Joel ściągazestaw wizualizacyjny z haka po lewej stronie.Dzięki zamontowanym na brzusznej stronieskafu wzmacniaczom światła, znów widzi przed sobą dno morskie, skąpane w wyblakłychodcieniach niebieskiego i czerni.Ustawia skaf bezpośrednio nad pojemnikiem i przysłuchuje się szczękom i skrzypnięciomrozkładających się poniżej pokładu chwytaków; metalowe, ciemnopopielate szpony pojawiająsię w polu widzenia mężczyzny.- Spryskaj go przed podniesieniem - poleca mu Jarvis.Joel wyciąga rękę i bez patrzenia wklepuje kody dostępu.Zestaw wizualizacyjnypokazuje mu, jak ze zbiornika Jarvisa wysuwa się dysza i szykuje się do ataku niczym cienkakobra.- Zrób to.Szaroniebieska chmura wystrzeliwuje z dyszy, która przesuwa się dwukrotnie wzdłużpojemnika, spryskując bentos po obu jego stronach.Rurkoczułkowce chowają się do swychchitynowych osłonek i zamykają za sobą drzwi; w jednej chwili znika cała pierzasta łąka,zostawiając po sobie jedynie las zapieczętowanych, szorstkich rurek. Dysza nie przestaje pluć jadem.Jedna z rurek otwiera się powoli, jakby z wahaniem.Drgając, wypływa z niej cościemnego i włóknistego.Po chwili, pochłania je szara chmura; włókienko obwisa bez życia naprogu swej kryjówki.Teraz otwierają się też pozostałe rurki.W polu widzenia pojawia sięcoraz więcej martwych bezkręgowców.- Co to za mieszanka? - pyta szeptem Joel.- Cyjanek.Rotenon.Parę innych rzeczy.Taki koktajl.Dysza charczy przez kilka sekund, po czym przestaje pryskać.Joel automatycznienakazuje jej się schować.- Dobra - odzywa się Jarvis.- Bierzmy pojemnik i wracajmy do domu.Joel nie wykonuje najmniejszego ruchu.- Hej - ponagla go Jarvis.Joel potrząsa głową i zaczyna wklepywać polecenia.Skaf wysuwa ramiona dometalowego uścisku i podnosi kontener z dna.Pilot zrywa z oczu zestaw wizualizacyjny iwciska kilka guzików.Skaf powoli zaczyna się wznosić.- To było dość dokładne płukanie - zauważa po chwili.- Tak.No cóż, próbka sporo nas kosztowała.Nie chcielibyśmy jej zanieczyścić.- Rozumiem.- Możesz już włączyć światła - oznajmia Jarvis.- Za ile wynurzymy się na powierzchnię?Joel włącza reflektory.- Dwadzieścia minut.Pół godziny.- Mam nadzieję, że pilotowi podnośnika za bardzo się nie nudzi.- Jarvis znów robi siębardzo przyjacielski.- Nie ma pilota.Tylko inteligentny żel.- Naprawdę? No nie mów.- Jarvis marszczy brwi.- Te żele są przerażające.Wiesz, żekilka lat temu jeden z nich zadusił masę ludzi w Londynie?Tak, zamierza odpowiedzieć Joel, ale Jarvis już z powrotem przełączył się w tryb gaduły.- Nie ściemniam.Kierował tam funkcjonowaniem metra, spisywał się perfekcyjnie, ażwreszcie pewnego dnia zapomniał uruchomić wentylatory.Pociąg zajeżdża na stacjępiętnaście metrów pod ziemią, wszyscy wysiadają, nie ma powietrza i bum.Joel słyszał już tę historię.O ile dobrze pamięta, puenta miała coś wspólnego z zepsutymzegarem.- Te rzeczy uczą się korzystając z doświadczeń, nie? - ciągnie Jarvis.- Więc wszyscy poprostu założyli, że za sygnał do włączenia wentylatorów ten żel przyjął za coś oczywistego. Temperaturę ciała, ruch, poziom dwutlenku węgla, no wiesz.Okazało się, że zamiast tegoobserwował zegar na ścianie.Przyjazd pociągu odpowiadał przewidywalnym podzbioromwzorów na wyświetlaczu cyfrowym, tak więc żel włączał wentylatory za każdym razem, gdydostrzegał któryś z tych wzorów.- Racja.- Joel kiwa głową.- Tyle że wandale zniszczyli zegar, czy coś w tym stylu.- Hej.Jednak o tym słyszałeś.- Jarvis, to historia sprzed dziesięciu lat, albo i lepiej.To było dawno temu, kiedy dopierowprowadzali te rzeczy.Od tamtego czasu usunięto z nich wszystkie błędy na poziomiemolekularnym.- Tak? Skąd ta pewność?- Bo już prawie od roku żel pilotuje podnośnik, tak że miał mnóstwo okazji, żebynawalić.Ale tego nie zrobił.- Więc je lubisz?- Ni cholery - odpowiada Joel, myśląc o Ray'u Sterickerze.Myśląc o sobie.- Lubiłbym jeo wiele bardziej, gdyby jednak czasem nawalały, wiesz?- No cóż, ja tam ich nie lubię ani im nie ufam.Nie sposób nie zastanawiać się, co one tamkombinują.Joel kiwa głową; dygresja Jarvisa oderwała go od rozmyślań.Teraz jednak powracapamięcią do martwych rurkoczułkowców, nieoficjalnych stref, do których schodzenie zostałozakazane i do tajemniczego zbiornika napełnionego ilością trucizny zdolną załatwić całe,pieprzone miasto.Nie sposób nie zastanawiać się, co wszyscy kombinują.DuchyJest odrażająca.Ma prawie metr szerokości.Pewnie była dużo mniejsza, gdy Clarke zaczynała nad niąpracować, ale teraz stała się prawdziwym potworem.Scanlon przywołuje wiedzę zyskaną wwirtualnej szkole i przypomina sobie: cała rozgwiazda powinna być położona w jednej i tejsamej płaszczyznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •