[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie stoliki zajęte by-ły przez rodziny w kościołowych strojach.Miała ochotę zjeść posiłek jaknajszybciej, lecz zmusiła się do tego, by zamówić zupę, drugie danie i de-ser.Przetrwała to wszystko w sposób zrównoważony i swobodny, sie-dząc ze wzrokiem wbitym w jeden punkt w oddali.SRKiedyś Susie, przeżywając szczególnie feministyczny okres w życiu,oświadczyła, że każda kobieta powinna umieć zjeść samotnie posiłek weleganckiej restauracji, nie wspierając się książką.Delia żałowała, że cór-ka jej teraz nie widzi.A może Sam przyjedzie z dziećmi? Może wejdą wprost tu, do PodHerbem Bay".Przecież to możliwe, że wpadliby na ten pomysł.Miała nasobie nową granatową sukienkę ze sklepu Za Grosik".Była zdania, żewygląda bardzo stosownie.Poprosiła o drugą filiżankę kawy i dłużej po-siedziała.Nagle zapragnęła papierosa, chociaż nie paliła od dziesiątej klasy.Kiedy wyszła z restauracji, skierowała się w stronę biblioteki, wybiera-jąc w myślach książkę na wieczór.Biblioteka jednak była na głucho za-mknięta, żaluzje opuszczone.Powinna była przewidzieć, że w niedzielęjest zamknięte.Będzie więc musiała kupić książkę, zainwestować.W drogerii przy George Street znalazła stojak z książkami kieszonko-wymi - w większości były to powieści z gatunku fantastyki, dostrzegłateż kilka romansów.Wybrała sobie Księżyc nad wrzosowiskiem Wydham.Na okładce omdlewała kobieta w długim płaszczu, niepewnie podtrzy-mywana w talii przez brodatego mężczyznę.Podtrzymywał ją lewą ręką,a w prawej dzierżył miecz.Delia zapłaciła za książkę i schowała ją do to-rebki.Szła w stronę domu, stawiając kroki pewnie i szybko, aby każdy,kto na nią patrzył, mógł pomyśleć: Ta kobieta wygląda na całkiem nie-zależną".Nikt jednak na nią nie patrzył.Przypomniało jej się, jak to w dzieciństwie zasiadała przed domem woczekiwaniu na gości.Pewnego razu spodziewali się dziadka Roscoe, zestrony matki.Ustawiła wtedy na trawie kołyskę z lalką i stanęła obok,przyjmując śliczną pozę.Trwała w niej, dopóki gość nie wysiadł z auta. No patrzcie tylko! - zawołał dziadek.- Nasza mała dama Delia".Pach-niał pastylkami na kaszel, tymi gorzkimi.Myślała, że teraz już nie pamię-ta, jak dziadek Roscoe wyglądał, aż tu, proszę, wyskoczył gdzieś z za-kamarków, przekładając do drugiej ręki żylasty skórzany sakwojaż, abySRmóc trzymać ją za ramię, kiedy razem kroczyli w stronę domu.Ale co tobyła za okazja? Dlaczego przyjechał z wizytą, w tym swoim zru-działymczarnym garniturze? Podejrzewała, że nie znajdzie odpowiedzi. Zpiewa-łam lalce kołysankę" - powiedziała do niego poufnym tonem.Zawsze była takim podrobionym dzieckiem, tak chętnie dostosowu-jącym się do swojego wizerunku w oczach dorosłych.Książka Księżyc nad wrzosowiskiem Wydham okazała się jednym wielkimrozczarowaniem.Jakoś nie wydawała się szczególnie wiarygodna.Deliaczęsto odrywała od niej wzrok, by tępo utkwić go w mrocznych kątachpokoju.Sprawdzała też, ile jeszcze pozostało jej stron.Nastawiała ucha,aby posłuchać radia, którego dzwięki dolatywały ją z pokoju pana Lam-ba.Radio grało przez cały weekend, lecz nigdy na tyle głośno, by mogłarozróżnić słowa spikera.O dach ganku uderzały jedna po drugiej kropledeszczu.Brakowało jej odgłosów życia rodzinnego z domu po przeciwnejstronie ulicy.Pewnie zamknięto okna ze względu na pogodę. Czy on w ogóle nie przyjedzie?"W poniedziałek rano pan Pomfret dał jej do zrozumienia, że zna praw-dę.- Widzę, pani Grinstead, że ma pani nową sukienkę -powiedział, pa-trząc na nią znacząco.Ona jednak udawała, że nie wie, o co chodzi, od południa więc znówzaczął zwracać się do niej panno".Niespecjalnie jej to robiło różnicę.By-ła jakaś przygaszona.Deszcz nie pomógł.Musiała kupić parasolkę wdrogerii, a w przerwie wybrała się do sklepu Za Grosik" i kupiła niedro-gi szary sweter rozpinany, z jakiegoś syntetycznego włókna.Wyglądałona to, że panna Grinstead spuszcza z tonu.Zniechęcona, wsunęła ręce woblepiające rękawy wąskie jak rurki.SRZ powodu deszczu nie mogła sobie jak zwykle urządzić pikniku naławce w parku, a ponieważ nie była w dostatecznie towarzyskim nastro-ju, by wybrać się do Pod Herbem Bay" czy kafejki Rick-Rack", wróciła zkubkiem jogurtu do siebie.Otworzyła drzwi frontowe, przestąpiła nadleżącą na podłodze świeżą pocztą i ruszyła schodami w górę.Nagle za-trzymała się i wróciła, by ponownie spojrzeć na jedną z kopert.Była kremowa, a właściwie tak dobrze jej znana brązowawa.Dobrzeznane jej było też nazwisko wytłoczone na brązowo w lewym górnymrogu: DR SAMUEL A.GRINSTEAD.Postanowił, że wystarczy jej list? Pochyliła się, by go podnieść.Zaadre-sowany był następująco: Pani Delia Grinstead (tu panna Bon Ton by sięzdumiała), George Street, dom z niskim gankiem, obok sklepu spo-żywczego Kęs", Bay Borough, Maryland.Otworzyła kopertę dopiero w pokoju.Delio - pisał.Nie było Kochana".Delio, z relacji Elizy wynika, że.Pisał na maszynie biurowej, tej z przekrzywionym e", i nawet niezmienił rozstawu marginesów, odkąd ona wypełniała kiedyś rachunki.Kartka była więc zapisana raptem na szerokość dziesięciu centymetrów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]