[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ociec, napalcie ogień a miejcie baczenie na dzieci, za parę pacierzyprzyjdę, a jakby Antek wrócił, to kapusta jest w rynce na blasze.- Dobrze, Hanuś, napalę, przypilnuję, a kapusta jest w rynce, baczę,Hanuś, baczę.- A te postronkowe wzięłam, nie potrza wam przecież, jeść macie,szmaty macie, czegóż wam więcej?.- Juści.wszystko mam, Hanuś, wszystko.- szeptał cichutko, od-wrócił się szybko do dzieci, bo łzy posypały mu się z oczów.Mróz ją obwionął na powietrzu, że mocniej zaciągnęła zapaskę nagłowę, śnieg skrzypiał pod nogami, na ziemię sypał się mrok mo-drawy, suchy i dziwnie przejrzysty, niebo było jasne, kieby szklane,odsłonięte w dalach i już kajś niekajś w wysokościach trzęsła sięgwiazda jedna i druga.29 Władysław Stanisław ReymontHanka raz w raz macała za pazuchą, czy ma pieniądze, a rozmyśla-ła, że przepyta się tu i ówdzie, a może znajdzie, może uprosi robotęjaką dla Antka, a we świat mu iść nie da! Teraz dopiero przyszło jejdo głowy, co był wygadywał, i aż ją zamroczyło to przypomnienie.Nie, póki życia, na drugą wieś się nie przeniesie, pomiędzy obcychnie pójdzie, ady by uschnęła z tęsknicy!Ogarnęła oczami drogę, zasypane domy, sady ledwie widne spodśniegów i te szarzejące nieskończone pola.Wieczór cichy i mroznyopadał coraz prędzej, gwiazd przybywało, jakby je kto rozsiewałpełną garścią, a na ziemi przygasłej wskróś śnieżnych bielizn wy-błyskiwały światełka chałup, dymy czuć było w powietrzu, ludziesnuli się po drodze, głosy jakieś leciały nisko nad śniegami.- Z tegom wyrosła i jako ten wiater nie będę się tłukła po świecie, nie!- szeptała z mocą, zwolniła nieco bo zapadała miejscami w chrupiącyśnieg aż po kolana, że trepy trzeba było wyciągać!- Tu mnie Pan Jezus dał na świat, to już tutaj do śmierci ostanę.Aby ino do zwiesny przetrzymać, to już łacniej będzie, lekciej.A niezechce Antek robić, to i tak po proszonym nie pójdę, do przędzeniasię wezmę, do tkania, do czego bądz, byle ino pazury zaczepić i bie-dzie się nie dać.prawda, dyć Weronka a tkaniem zarabia tyle, żejeszcze i ten grosz zapaśny mają.- rozważała skręcając do kar-czmy.Pochwaliła Boga, Jankiel odrzekł:  Na wieki! i kiwał sięzwyczajnie nad książką nie bacząc na nią, dopiero gdy położyłaprzed nim pieniądze, uśmiechnął się przyjaznie, rozjaśnił wię-cej światło w lampie wiszącej, pomógł jej liczyć i nawet wódkąpoczęstował.O Antkowym zaś długu ni o nim samym nie rzekłni słowa; zmyślna jucha była, bo co ta kobiecie wiedzieć o chłop-skich jenteresach, w głowę dobrze nie wezmie, nie wyrozumie,jak potrza, a ino z pyskiem wyjechać gotowa.Dopiero kiej sięzabierała do wyjścia powiedział:- A wasz co robi?- Antek?.A poszedł szukać roboty!30 Chłopi - część 2- Zima- Bo to we wsi brak? We młynie tartak robią, ja też potrzebuję kogosprawnego do zwózki drzewa.- Hale, w karczmie mój robił nie będzie! - wykrzyknęła.- Niech sobie śpi, niech wypoczywa, kiedy taki pan! Wy macie gęsi,podpaście trochę, kupię na święta.- Zaśbym tam sprzedawała, ostawiłam ino tyla, co na chowanie!- Kupicie na wiosnę młode, mnie potrzeba podpasionych.Chcecie, tomożecie brać na bórg wszystko, a zapłacicie gęsiami, policzymy się.- Nie, gąsków nie przedam.- Sprzedacie, jak krasulę zjecie, to nawet tanio sprzedacie.- Niedoczekanie twoje, parchu jeden! - szepnęła wychodząc.Mróz brał, aż w nozdrzach wierciło, niebo iskrzyło się już gwiaz-dami, a od borów pociągał mrozny, szczypiący wiatr [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •