[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie miała stracić nadziei, że kiedyś go odnajdzie.Przeżyła na statku miłość krótką, ale żarliwą, taki romanswojenny, w którego minutach mieszczą się całe lata.Nie chciała uwierzyć, że on nie żyje.Nikt, nawet Valentine czyRose, nie wiedział o tym, że w ubiegłym roku zostawiała wiadomość dla niego, poczynając od Egiptu, gdziepowierzyła list Ministerstwu Kolonii, i następnie we Włoszech, we Francji, w Anglii, jak długa i szeroka.Poprzybyciu do Afryki czyniła to dalej w Port Saidzie, Suezie, Mombasie i na koniec w hotelu Norfolk w Nairobi.Telisty, jak rzucane okruchy chleba, miały go doprowadzić do niej - jeżeli jakoś przetrwał, został uratowany i żyje w tejchwili, szuka jej.- Mój narzeczony zaginął na morzu w czasie wojny - powiedziała cicho. Sir James zobaczył niezręczny trzepot jej rąk, wysiłek, żeby ukryć, chronić ten pierścionek, i powstrzymał się odposłużenia jej pociechą. Moja siostra jest lekarką - powiedział mu Valentine -ale nie jest taka męska jak niejedna ztych sawantek".James był teraz pełen niedowierzania.Chyba ta łagodna młoda kobieta o miłych, delikatnych rysachtwarzy i ujmującym uśmiechu nie jest tą, która pisała do brata takie długie śmiałe listy.Nakreślając z rozmachemplany swego szpitala, wydawała się nieomal Amazonką.Sir James nie bardzo mógł ją sobie wyobrazić, ale zpewnością nie spodziewał się, że to będzie ponętna panna o czarownych oczach.Na szczycie wzgórza, tarmoszony coraz gwałtowniejszym wiatrem, lord Treverton podszedł do żony, patrząc na niąbadawczo.Dlaczego, niech to diabli, ona mu nie odpowiedziała?- Rose - powtórzył głośniej.Wpatrywała się w niezwykłą kępę figowców u stóp tylnego zbocza wzgórza.Nie pasuje do otaczającej je puszczykasztanowców i cedrów.Wśród nich chyba jest przesieka, osłonięta polanka, być może miejsce, gdzie można czućsię bezpiecznie.Ten nowy świat przerażał Rose.Taki pierwotny, taki dziki.Gdzie są te panie, które miały ją odwiedzać? Gdzie sądomy?Valentine pisał, że ranczo Donalda jest odległe o osiem mil.Wyobrażała sobie wiejską drogę, przyjemne niedzielneprzejażdżki.A tu po prostu bezdroże, tylko piaszczysty szlak przecina krainę nagich dzikusów i groznych zwierząt.Rose bała się Afrykanów.Nigdy dotąd nie spotkała człowieka tego koloru.W pociągu stroniła od uśmiechniętychsłużących kolejowych; w Nairobi wyręczała się szwagierką, ilekroć potrzebowała czegoś od hotelowego personelu.Ale lady Rose przecież bardzo chciała być użyteczna w tej nowej krainie.Chciała rozpaczliwie, żeby Valentine był zniej dumny.Wątła i niezaradna, gardziła swoją niemocą, daremnie pragnąc iść przez życie przebojem tak jak Grace.W czasie wojny lękliwie napomykała, że mogłaby wstąpić do Oddziału Pomocy Ochotniczej i pielęgnować rannychżołnierzy.Ale Valentine się nie zgodził.Więc tylko zwijała bandaże w salonie i dziergała na drutach szaliki dlażołnierzy w okopach.Przyjechała na Czarny Ląd z nadzieją, że życie afrykańskie przyda jej powagi, że trudy osadnictwa wyrobią w jejmiękkiej powłoce kręgosłup ze stali.Kiedyś myślała, że małżeństwo z Valenti-ne'em zabarwi jej przezroczystość, atymczasem wydawało się, że tylko płowieje w blaskach jego chwały.Potem myślała: będę pionierką.Podobało jejsię to słowo, dzwięczało jak żelazny dzwon. Oznaczało kobietę, która wnosi cywilizację do buszu, kobietę, która ustala kryteria i przewodzi.Pokładała teżnadzieję w macierzyństwie - samo to słowo brzmiało tak nieugięcie, tak doniośle.W Brytyjskiej Afryce Wschodniejona będzie wreszcie konkretną osobą, ludzie nie będą wpatrywali się w nią jak w powietrze.- Rose? - Valentine podszedł jeszcze bliżej.Valentine, tak bardzo cię kocham! Tak bardzo chcę móc sprawić, żebyś był ze mnie dumny.Przykro mi, że todziecko nie jest chłopcem.- Kochanie? yle się czujesz?Będzie znów się starał mieć syna.Na myśl o tym zadrżała.Ich wzajemna miłość jest taka piękna, czy Valentine musiją psuć tą paskudną sprawą sypialnianą?- Te figowce - wymamrotała.- Nie ścinaj ich, proszę cię, najdroższy.- Dlaczego?- One wydają się.jakieś wyjątkowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •