[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Codziennie, lub niemal codzien-nie, wybierałam się w innym kierunku, żeby powracać z kolekcją znaleziski cudów.Pięć minut od domu i już człowiekjest na otwartej przestrze-ni, to ogromna przewaga nad Asheham; i, jak powiadam, każdy kierunekjest owocny.Raz poszliśmy przez pole i w górę, na wzgórze.Wysoka trawana zboczu była blada, i kiedyśmy się przez nią przedzierali, tuż spod na-szych stóp zerwał się jastrząb, jakby wlokący przy ziemi coś, co mu ciąży-ło  przyczepiony do czegoś.Kiedyśmy się zbliżyli, upuścił swoje brze-mię i uniósł się wysoko.Znalezliśmy skrzydła przepiórki przyczepione dozakrwawionego korpusu  jastrząb już prawie skończył posiłek.Widzie-liśmy potem, jak wraca i odszukuje łup.Niżej na zboczu  wielka białasowa,  falując wśród zmierzchu"*, wyfrunęła zza zarośli, tuż przed nami.Wracały wiejskie dziewczęta, nawoływały inne, schowane w domach.*  falując wśród zmierzchu"  cytat z wiersza G.Mereditha (1828-1909)Love in the Valley ( Miłość w dolinie"):  Lovely are the curves of the whiteowl sweeping / Wavy in the dusk lit by one large star" ( Cudna jest białasowa, co zatacza kręgi / Falując wśród zmierzchu w świede jednej gwiazdy";przeł.M.H.).74Przechodzimy więc przez pole i cmentarz, wracamy do naszego komin-ka, w którym koks już przepalił się na czerwono, robimy sobie grzanki i nadchodzi wieczór.L.spędził większość czasu na przycinaniu jabłonek i rozpinaniu śliwna murze.Do tej roboty wkłada dwie kurtki i dwie pary rękawiczek, a i takdokucza mu chłód.Kilka ostatnich dni było jak zamarznięta woda: nastro-szone wiatrem cząsteczki lodu bijące po policzkach; by potem, w schro-nieniu, otaczać człowieka spokojnym stawem.Hogarth House, RichmondSOBOTA, 10 STYCZNIANo więc nowy rok już dobrze napoczęty: dziesięć dni już zużyliśmy.Klub1917 ma tę zaletę, że w dni powszednie około 4.30 gromadzi właśnie mojetowarzystwo.Tam też, po powrocie we czwartek, natknęłam się na Clive'a(słychać go było już od schodów), Morgana, Fredegond i niejasne sylwet-ki w de, które zasługiwały na nie więcej niż skinienie głową, a w końcuokazały się należeć do Olivierow  przeróżnych Olivierow.Clive błysz-czał jak lampa gazowa na de zwykłego dziennego światła Morgana  jegodzień nie jest słoneczny czy burzliwy, lecz przepełniony czystym światłem,które potrafi uwidocznić róż i puder, kurz i zmarszczki, pęknięcia i gryma-sy mojej biednej papużki.Morgan sprawia, że czuję na sobie światła ram-py.Połączenie tych dwóch panów nie było zbyt szczęśliwe, czy raczej zbytwygodne. ZRODA, 14 STYCZNIADzisiaj wyszła książka Leonarda  Imperium i handel w Afryce".Sądząc pojego spokoju, nikt by tego nie powiedział.Jeśli chodzi o pogodę  strasznewichury: w Zatoce Biskajskiej zatonął francuski statek, także kornwalijskiparowiec rozbity u wybrzeży Swanage, a u nas taki wiatr, że dwmkrotniebudziliśmy się w nocy z powodu hałasu za oknami.Gwałtowne podmu-chy zrywające się nagle pośrodku całkowitej ciszy  skojarzenia ze zwie-rzęcą dzikością; albo ludzkim szaleństwem.Ale ukryci za cegłami i szkłem,my, ludzie, radzimy sobie całkiem niezle.751920 SOBOTA, 17 STYCZNIADesmond na noc; piszę ponuro, bo choć kocham Desmonda, tęsknię za sa-motnym wieczorem.Desmond został następcą Eagle'a* w  Statesmanie".WTOREK, 20 STYCZNIALata temu, jako dziecko, wymyśliłam sobie taką maksymę, że jeśli człowieknie spodziewa się, iż przyjęcie będzie miłe, to okaże się, że jest odwrotnie,i vice versa.Zatem wizyta Desmonda okazała się przyjemna, odświeżającai przeszła gładko.Mieliśmy ładny zapas tematów do omówienia przez caływieczór.Historia jego podróży  szkwały na morzu, przyjazd do CapeTown, niespodzianka dla pani Paley: jego telegram o treści  Desmond pły-nie" dotarł do niej jako  Desmond ginie"  (co zresztą także mogło byłosię zdarzyć)  a wszystko opowiedziane jego miłym, miękkim głosem.Następnie dużo mowy o piśmie  New Statesman"  niezliczone projektySądzę, że w głębi serca jest podniecony i zadowolony.Pięćset zapewnione,z czego dwieście pięćdziesiąt za cotygodniowy artykuł podpisany Wdzięcz-ny Jastrząb* (to jest najgłębsza tajemnica).Po herbacie wybraliśmy się doRogera, przez całą Europę do pubu Brecknock Arms [Camden Town].A ponieważ oboje potrafimy uporczywie trzymać rozmówcę za guzik, tooczywiście nie było nam łatwo tam dotrzeć.Dom bardzo wysoki i wąski,wiele obszernych pokoi, jaskrawe oprawy obrazów.Roger, na moje oko,jakby lekko skurczony, postarzały? Czy można w stosunku do niego uży-wać takiego słowa? Poza tym nie wiem, do jakiego stopnia zabarwiam gowłasną depresją  miałam wrażenie, że niezbyt się zainteresował  Nocąi dniem".Na tle życzliwości Desmonda wydał mi się dziwaczny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •