[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inie myliłem się.Radzę pani przyznać się już teraz.Przyznanie się jestokolicznością łagodzącą, chociaż mnie nie zależy na złagodzeniu kary.Akurat w pani przypadku.Ludzie z chciwości popełniają najpodlejszeczyny.A zle pani nie było.Samotna, dzieci nie musi utrzymywać, ładnemieszkanie, stała praca.Po co sięgać po cudze? Chyba pan zwariował  wykrzyknęła Beata. Ja nie mam nicwspólnego z tym morderstwem! Nawet mi przez myśl nie przyszło, że tozłota figurka. Nie będę tracić czasu.Następnym razem przyjdę z nakazemaresztowania  powiedział śledczy i skierował się do wyjścia.Beata zamknęła za nim drzwi i stała przez chwilę bez ruchu.Potemgwałtownie nacisnęła klamkę i wybiegła na klatkę schodową. Panie komisarzu!  zawołała za nim.Mężczyzna z uśmiechem satysfakcji zatrzymał się na podeście ipowoli, teatralnie ociągając się, zaczął wchodzić z powrotem po schodach. Słucham  spytał oficjalnym tonem. No, już chyba nic  powiedziała Beata przepraszająco i przekręcająckółeczko na palcu wyszeptała  kochaj mnie.Zledczy, podwójnie wściekły, zbiegł ze schodów, nie oglądając się za134RLT siebie.Wyszedł przed budynek i skierował się do swojego samochodu.Tegosamego, który Beata widziała, kiedy spotkali się w okolicy domu panaTyberiusza.Beata powierzyła swój los pierścieniowi.Dotychczasowedoświadczenie pozwoliło jej zasnąć spokojnie tej nocy.Rano, promienie słoneczne wdarły się do jej sypialni zapowiadająckolejny upalny dzień tegorocznego lata.Obudziła się wypoczęta i dośćzadowolona, jak na powagę zagrożeń, które mogły ją spotkać w najbliższejprzyszłości.Wyszła na bosaka do łazienki, obejrzała się w lustrze i poszła zajrzećdo żółwi.Na sofie i na fotelu w wielce swobodnych pozach spały sobie dwasatyry. No tak  powiedziała Beata. Pierścienie, satyry, bajadery i takdalej.Jesteśmy w domu.Odwróciła się i poszła z powrotem do łazienki.Tym razem zamknęłaza sobą drzwi. W końcu głupio by było, gdyby mnie taki satyr zastał siedzącą nasedesie  pomyślała.Ubrała się i przygotowała śniadanie.Poruszała się bardzo cicho,starając się nie zagłuszyć delikatnego pochrapywania dobiegającego zdużego pokoju.Zjadła kanapkę z twarożkiem, a potem ustawiła na tacy spodeczek zciasteczkami, dwie filiżanki herbaty. Herbatka  powiedziała stawiając tacę na stoliku w salonie.Zachowywała się wesolutko, jakby witała tak.każdy poranek.135RLT Obydwa satyry zerwały się jednocześnie.Chciały rzucić się doucieczki, ale kiedy ich wzrok padł na tacę ze śniadaniem, zawahały się. Aakomczuchy  pomyślała Beata. I tu was mam. Wychodzę do pracy  powiedziała wsypując mięsny pokarmżółwiom.Pogłaskała małych przyjaciół po pancerzach i opuściła pokójpozostawiając satyry w rozterce.W pracy wszystko przebiegało jak co dzień.Strażnik zostawił kwiaty,ale sam nie pojawił się.Prawdopodobnie dał jej czas na ocenę wiersza, jaki napisał ipozostawił na kartce opartej o wazon.Te piękne kwiaty są dla Beaty.Niech mnie polubi, bom serce zgubił, czekając na Nią. Patrzcie  Beata była pod wrażeniem. A wydawał się taki prosty inieskomplikowany.Tymczasem Bartek przeżywał katusze.Wcześnie z rana zadzwonił do niego śledczy. Wie pan  powiedział niby to dobrotliwie, ale z wyraznie czającymsię w głosie podstępem  zastanawiałem się nad zgłoszonymi przez panasugestiami i coś mi tu nie pasuje.Używa pan wyraznie osoby pani BeatySmugowskiej jako zasłony dymnej dla jakichś panu tylko znanychwydarzeń.Mam wrażenie, że nie chce mi pan powiedzieć wszystkiego.Wiec po pierwsze.Po tym telefonie Bartek postanowił zadziałać radykalnie.Za jednymzamachem ukręcić łeb dwóm hydrom.Trzeba jej wybić z głowy Juliana ivice versa.Beata powinna natychmiast zniknąć.Tym zachowaniem potwier-136RLT dzając swoją winę.Nie jest łatwo znalezć odludne miejsce w Urzędzie, żeby swobodnieporozmawiać przez telefon.Wyszedł z budynku i przebiegł po pasach na wysepkę przystankutramwajowego.W silnym słońcu od razu się spocił, nawet jeszcze niezaczynając rozmowy.Wyciągnął telefon komórkowy.Trzeba mówić szybko, dopóki nikogonie ma na przystanku. Słuchaj, Dominik, musimy tę Beatę zabrać ludziom sprzed oczu najakiś czas.Wszyscy pomyślą, że gdzieś prysnęła przed policją.A my jąukryjemy na tej starej działce po dziadkach.Wiesz.Trzeba tylko przygo-tować domek, żeby nie zorientowała się, gdzie jest.Zasunąć okiennice, jakna zimę.Zabrać różne klamoty po babci.Wiesz, na to odludzie pies zkulawą nogą nie zajrzy.Potem wypuścimy ją w jakimś innym miejscu i niebędzie wiedziała, gdzie była.137RLT 14Nowi przyjacieleJednak naczelnik nie zapomniał o niej. No i jak tam w archiwum?  zagadnął niby dobrotliwie, mijającBeatę na korytarzu. Wdrażam nowy system archiwizacyjny i przenoszę całądokumentację zebraną w teczkach do komputera  odpowiedziała pogodnie. Wprowadzanie do komputera.Do komputera. wymamrotał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •