[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aapię ten przedmiot i wyciągam na powierzchnię.Tokwadratowy kawałek skóry.Wkładam kamień z powrotem i upewniam się, że miejsce u stóp posągu wygląda tak, jakje zastałam.Wtedy podchodzę do ołtarza i rozwijam zawiniątko, które tak długo czekało namnie pod ziemią.Dławi mnie w gardle, kiedy w środku znajduję skrawek cienkiego, kruchego papieru.Podnoszę go z kawałka skóry i delikatnie rozkładam.Jest chyba stary jak świat.Nawet porozłożeniu jest cały pomarszczony, wygładzam go więc leciutko i wpatruję się w zapisane nanim słowa.Dopiero wtedy widzę, że to nie jeden, ale dwa zniszczone skrawki papieru.Trzymam po jednym w każdej dłoni i przyglądam się im po kolei w bladym świetle groty.Już po chwili zaczynam rozumieć.Jeden skrawek jest równym prostokątem o gładkich brzegach, pokrytym łacińskimtekstem.Poznaję - to ten sam format, jaki ma Librum Maleficii et Disordinae, Księga Chaosu,znaleziona prawie rok temu w bibliotece ojca w naszej posiadłości Birchwood Manor, Aacinanigdy nie była moją mocną stroną.Dopiero tłumaczenie Jamesa pozwoliło mi po raz pierwszyzakosztować gorzkiego smaku proroctwa.Dlatego z prawdziwym zadowoleniem odkryłam, że pod pierwszym skrawkiem papierujest drugi.To strona najwyrazniej wyrwana z innej książki, nie tak schludna i czysta jakstronica z Księgi Chaosu.Poza tym jest bardzo mała.Również zawiera słowa przepowiedni,zapisane gęstym, pospiesznym pismem.Najważniejsze jednak jest to, że te gęsto i pospiesznie zapisane słowa są po angielsku.Zostały przetłumaczone dawno temu, jakby jakaś osoba z przeszłości domyślała się, że kiedyśstanę w tej krypcie w Chartres i zapragnę zapoznać się z treścią ostatniej strony proroctwa.Z ulgą podkładam stronę z Księgi Chaosu pod karteczkę z tłumaczeniem.Przysuwamgłowę do słabo świecących pochodni.I czytam.Lecz wśród chaosu i obłędu powstanie ta jedna,Co Ród pradawny powiedzie i Kamień uwolni,Spowita świętością Sióstr,Chroniona przed Bestią.Wyzwoli tych, których wiąże Proroctwo,Ich przeszłość i bliski koniec.Zwięty Kamień uwolniony ze świątyni,Sliabh na Cailli,Portal Pozaświatów.Siostry ChaosuPowrócą do brzucha wężaU kresu Nos Galon-Mai.Tam, w Kręgu Ognia,Rozpalonego Kamieniem, połączą sięCztery Klucze, ze znakiem Smoka,Anioł Chaosu, znamię i medalion.Bestia, dzięki SiostromU wrót Strażniczki odparta,Obrządkiem Upadłych.Otwórz ramiona, o, Pani Chaosu,A nastąpi spustoszenie wiekówLub zamknij je, a zniweczyszJego pragnienie wieczności.Kiedy dochodzę do końca, zdaję sobie sprawę, że to tylko jedna strona.Nie mabrakujących kart Księgi.Jest zaledwie jedna.A chociaż tu i teraz nie potrafię rozwikłać jejprzesłania, mam głębokie przekonanie, że jest wszystkim, czego potrzebuję.Nie pozwalam sobie na luksus zabrania strony ze sobą.Przecież któraś z Dusz może jużczyhać na mnie przed kryptą.Dlatego czytam i czytam, póki nie nabiorę pewności, że znamtreść stronicy na pamięć.Wkrótce wiem, że zawsze będę umiała wypowiedzieć te słowa,nawet gdybym miała je powtórzyć na łożu śmierci, co, mam nadzieję, nastąpi nieprędko.Wtedy biorę obie kartki, przytykam je do jednej z pochodni i patrzę, jak płoną.Rozdział 33- Bonsoir.Puis-je vous aider a trouver quelque chose? Dobry wieczór.Czy mampanience pomóc coś znalezć? - pyta mnie ksiądz.Przyglądam mu się uważnie.Spotkałam go w pomieszczeniu prowadzącym do krypty, doktórego właśnie weszłam po schodach.Zobaczył mnie jednak dopiero wtedy, gdy oddaliłamsię już od wejścia do groty.Podchodząc bliżej, przypatruję się szyi księdza, ale z ulgądostrzegam brak znamienia charakterystycznego dla członków Straży.- Non, Pere.Je me promenais la cath�drale et suis devenu perdu - uśmiecham sięnerwowo, podając wymówkę, że się zgubiłam.Potem na wszelki wypadek dodaję, że samatrafię do wyjścia.- Jepeux trouver ma voie en aniere d'ici, merci.Kapłan kiwa głową, obrzucając moje bryczesy pogardliwym spojrzeniem.Zupełniezapomniałam, że mam je na sobie, dlatego teraz, mimo że sytuacja jest poważna, mam ochotęgłośno się roześmiać.Przez krótką chwilę zapominam, że nadal może mi grozić śmiertelneniebezpieczeństwo.O niczym bardziej nie marzę, jak o podzieleniu się swoją wesołością zLuisą i Sonią.Ta myśl sprowadza uśmiech na moje usta, bo wiem, że im także byłoby trudnopowstrzymać się od chichotów.Mijam księdza i kieruję się do drzwi.On stoi na środku pomieszczenia, taksując mniespojrzeniem, jakbym była pospolitym przestępcą.Nie biorę mu tego za złe - w końcu mam nasobie męskie ubranie i nie wyglądam schludnie.Ponieważ muszę opuścić to miejsce, otwieram drzwi i rozglądam się w obie strony;najpierw ostrożnie, potem śmielej, stopniowo przekonując się, że uliczka jest pusta.Kiedymam prawie absolutną pewność, że przejdę bezpiecznie, wymykam się z budynku ipospiesznie przecinam uliczkę.Z westchnieniem ulgi dopadam bocznych drzwi katedry; alekiedy chcę je otworzyć, okazuje się, że są zamknięte na klucz.Próbuję jeszcze raz, ciągnę z całych sił, ale one ani drgną.Nagle słyszę za sobą jakiśdzwięk.Chociaż chciałabym zachować spokój, krew natychmiast zaczyna mi pędzić wżyłach.Odwracam się, żeby sprawdzić, co się dzieje.To coś innego, niż się spodziewałam,ale tylko pozornie.Z muru biegnącego wzdłuż uliczki zeskakuje duże, białe kocisko.Leniwym krokiemzbliża się do mnie.Chciałabym wierzyć, że to zwyczajny kot, ale w jego zachowaniu jest coś,co nie daje mi spokoju.Przyczynę poznaję dopiero wówczas, gdy zwierzę zaczyna mi patrzećprosto w oczy swoimi szmaragdowymi ślepiami.Chwilę potem całe świeci ostrym blaskiem izmienia się w jasnowłosego prześladowcę.Zmiana postaci najwyrazniej nie stanowi dla niegotrudności, mężczyzna dalej przesuwa się w moją stronę, a jego usta wykrzywia złowrogigrymas.Powolność jego ruchów nie umniejsza mojego strachu.Właśnie ten spokój mnieprzeraża - widocznie jest tak pewny ostatecznego sukcesu, że nie musi się spieszyć, aby mniedopaść.Przesuwam się wzdłuż muru katedry; centymetr po centymetrze, w kierunku tych jednychdrzwi, które nie powinny być zamknięte - głównego wejścia, przez które na początkudostałam się do środka.Nie mam odwagi, żeby spuścić wzrok z mężczyzny.Staram sięocenić, kiedy będę mieć większe szanse: gdy odwrócę się i puszczę biegiem, czy gdy dalejbędę grać w tę grę, której reguły on mi narzuca.Jestem jeszcze daleko od wylotu uliczki, kiedy mężczyzna przyspiesza i idzie bardziejzdecydowanym krokiem.Ruch powoduje, że kołnierz jego ubrania rozchyla się, pozwalającmi dostrzec znak węża układający się wokół jego szyi jak opaska.Skręcam się ze strachu, ajednocześnie ten symbol dziwnie mnie pociąga.Decyzji, żeby rzucić się biegiem, nie podejmuję świadomie.Nakazuje mi to instynkt,krzycząc, że to jedyna szansa ucieczki przed członkiem Straży Samaela i przed moimwłasnym mrocznym uczuciem, jakie łączy mnie ze znakiem węża.Kamień pod moimi stopami jest śliski.Nie mogę biec tak szybko, jak bym chciała, gdyżobawiam się upadku.Za mną przez cały czas narasta tempo zbliżających się kroków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]