[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dojrzałem Whiteheada, wchodzącego na mostek, i przywołałemgo skinieniem ręki.- Zciągnij bosmana, niech wezmie ze sobą obcęgi.- Tak jest, poruczniku.Przyniosę obcęgi&.- Powiedziałem, żeby bosman je przyniósł! - wybuchnąłem dziko.- A potem wez od Petersa kluczod tych drzwi.Szybko!Był szybki.Widać było, że ucieka z radością.- Słuchajcie no, poruczniku& - zaczął Bullen.- Dexter zszedł z mostka, bo zobaczył, że dzieje się coś dziwnego.Tak powiedział Ferguson.A gdzieżby indziej, jak nie tu, kapitanie?- Dlaczego tu? Dlaczego&- Niech pan spojrzy na to.- Wyciągnąłem kłódkę.- Ten zagięty klucz.A wszystko, co siędotychczas stało, stało się tutaj.- Okno?- Nie da rady, patrzyłem.- Zaprowadziłem go za róg, pod kwadrat taflowego szkła.- Zasłony sąwciąż zaciągnięte.- Nie moglibyśmy wybić tego draństwa?- Po co? Teraz już za pózno.Bullen spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale nic nie odrzekł.Pół minuty minęło w ciszy.Bullenz sekundy na sekundę był coraz bardziej strapiony.Ja nie& ja już byłem tak strapiony, jak to tylkomożliwe.Pojawił się Jamieson, zmierzający na mostek, dostrzegł nas, skierował się w naszą stronę, alezawrócił na znak Bullena.Wreszcie nadszedł bosman, niosąc wielkie obcęgi.- Otwórz pan te piekielne drzwi - polecił zwięzle Bullen.MacDonald spróbował poruszyć kluczpalcami, zrezygnował i wziął się za obcęgi.Po pierwszym naciśnięciu klucz przełamał się na pół.- No - sapnął ciężko Bullen.- To się nazywa pomoc.MacDonald spojrzał na niego, na mnie i na złamany klucz, wciąż tkwiący w szczękach obcęgów.- Nawet go nie przekręciłem - powiedział spokojnie.- A jeśli to jest klucz yale - dorzucił z lekkimniesmakiem - to ja jestem Anglik.- Podał nam klucz do obejrzenia.Złamana powierzchnia ukazywałaszary, chropowaty, porowaty metal.- Chałupnicza robota, i to kiepska.Bullen schował do kieszeni złamany klucz. - Może pan wyciągnąć złamany kawałek?- Nie, kapitanie.Całkiem zaklinowany.- Pogrzebał w kombinezonie i wyjął pilnik do metalu.- Możetym?- Dobrze.Zabrało to MacDonaldowi trzy minuty ciężkiej pracy - skobel, w przeciwieństwie do kłódki,wykonany był z hartowanej stali - aż wreszcie bosman przestał piłować.Odczepił kłódkę i spojrzałpytająco na kapitana.- Proszę z nami - powiedział Bullen.Na jego brwiach wystąpiły krople potu.- Niech pan pilnuje,żeby nikt nie podchodził.Otworzył drzwi i wszedł do środka.Deptałem mu po piętach.Znalezliśmy Dextera, ale znalezliśmy go za pózno.Wyglądał jak sterta starych łachów, jakkompletnie bezwładna, bezkształtna masa - stan, jaki tylko zmarły może osiągnąć; rozciągniętyna podłodze twarzą w dół, prawie nie zostawiał miejsca dla Bullena i dla mnie.- Mam ściągnąć doktora, kapitanie? - zapytał MacDonald.Stał po drugiej stronie progusztormowego, a na jego zaciśniętej na framudze drzwi dłoni przez napiętą skórę przeświecały białekostki.- Już za pózno na doktora, bosmanie - rzekł Bullen kamiennym głosem.Nagle jego opanowaniepękło i wybuchnął gwałtownie: - Na Boga, poruczniku, czym się to wszystko skończy? On nie żyje,widzicie sami, że nie żyje.Co stoi za& co to za maniakalny morderca& dlaczego go zabili, poruczniku?Dlaczego musieli go zabić? Do cholery, dlaczego ci maniacy musieli go zabić? To był jeszcze dzieciak,komu on mógł wyrządzić jakąś krzywdę? - Najlepiej świadczył o Bullenie fakt, że w tym momencie nieprzeszło mu nawet przez myśl, że zmarły był synem prezesa i dyrektora Blue Mail.To miało przyjśćpózniej.- Zginął z tego samego powodu, co Benson - odparłem.- Zobaczył za dużo.- Przyklęknąłem kołoniego i zbadałem tył i bok jego szyi.Nie było żadnych śladów.Spojrzałem w górę i spytałem: - Czymogę go odwrócić, kapitanie?- Teraz to już nikomu nie zaszkodzi.- Zwykle czerwona twarz Bullena straciła nieco koloru, a jegowargi były zaciśnięte w cienką, twardą linię.Podnosiłem i ciągnąłem Dextera przez kilka sekund, aż wreszcie udało mi się go mniej więcejodwrócić.Leżał teraz częściowo na plecach, częściowo na boku.Nie traciłem czasu na badanie jegooddechu czy pulsu - kiedy ktoś został postrzelony trzy razy w sam środek ciała, oddychanie i pulsnależą do przeszłości.A koszula od białego munduru Dextera z trzema małymi, osmalonymi prochemi spryskanymi krwią otworami tuż poniżej mostka, dowodziła, że faktycznie został postrzelony trzy razy.Wszystkie te otwory dałoby się przykryć kartą do gry.Ktoś tu był bardzo przezorny.Wstałem,spojrzałem na kapitana i bosmana, i powiedziałem do Bullena:- Tego nie uda nam się zwalić na atak serca, kapitanie.- Strzelili do niego trzy razy.- Bullen stwierdził fakt.- Mamy przeciwko sobie jakiegoś maniaka, kapitanie.- Gapiłem się w dół, na Dextera, nie mogącoderwać wzroku od jego twarzy, wykrzywionej i udręczonej w ostatnim momencie świadomości, tymprzelotnym momencie rozdzierającego bólu, który otwiera wrota do śmierci.- Każda z tych kul by gozabiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •