[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ale niechce nic robić, veenmanneke,  dla swojej samodzielności", jak tomyśmy trochę górnolotnie mówili: gotowa jest wyjść naprzeciwśmierci i poniżeniu pod warunkiem, że będzie to mogła uczynić nieprzestając tańczyć i żuć gumę.-A pamiętasz, veenmanneke.aleprawda, ty już nie żyjesz, utopiłeś się i twoja twarz została wygry-ziona przez szczury, więc nie możesz niczego więcej pamiętać.aleto nie ma nic do rzeczy, ja będę pamiętać za ciebie.pamiętasz,veenmanneke, jak mówiliśmy, wtedy, gdy siedzieliśmy w Płomieniu:popatrzcie, jaka młodzież jest buntownicza! i wyliczaliśmy, jakabędzie ta następna młodzież i jeszcze następna.ha, po 3 lub 4.pokoleniach będzie już nowy świat,a teraz, lepiej nic nie mów o tej dzisiejszej młodzieży, veenmanneke,bo wszystko się tu zmieniło.wszystko tu trzeba zaczynać od nowa.albo nie ma czego od nowa zaczynać: wszystko jest bezpowrotniestracone.Gdy tak trzezwo oglądam się za siebie i robię apel, towidzę, że niepotrzebnie umarłeś, niepotrzebnie zostałeśzamordowany, niepotrzebnie rozwalałeś sobie głowę o ściany,niepotrzebnie dałeś szczurom wygryzć swoją twarz, bo teraz popatrzna kramieka, który należy do współczesnej młodzieży i, jak samtwierdzi, też jest nosicielem Płomienia.ale on jest okropny,veenmanneke, on jest okropny.to gagatek i filut, chodzący zczułkami na głowie, żeby wiedzieć, z której strony wieje wiatr, inigdy się nie potknie w rozmowie, i nigdy mu się nie wyrwie nic osobie, umie o wszystkim rozprawiać długimi zdaniami, w którychkręci i lawiruje.i w których mówi wszystko i nic, i w których 2 razypotrafi twierdzić coś zupełnie odwrotnego, nie twierdząc właściwieNiczego o veenmanneke, in memoriam, chłopie, in memoriam,choleraQUINQUET *Robisz apel naszej młodości, powiada tippetotje, a zapomniałeś oquinquecie.który być może zawdzięcza to przezwisko swojej postaci zmocno odstającymi uszami.a może bardziej swemu bolesnemuniedorozwojowi, który wywoływał skojarzenie z kopcącymi lampaminaftowymi z minionych, ciemnych, zimowych wieczorów we flandrii,kiedy odmawiano trajkotliwe różańce nrzeciw ciemnocie i biedzie,cholerze i zarazie, i głodowi.ale mnie, tippetotje, nie interesuje początekrzeczy, mnie interesują jedynie same rzeczy: więc nazywano go quinqueti było to przezwisko na jego miarę: akurat dość zabawne dla niego, arównocześnie ilustrujące jego wymowę: wypowiadał wszystko nie-zdarnymi słowami, które się rozpadały na wszystkie strony.Mógł byćsynem jeannette proust, która mieszka tam, w 1-szych brudnych domachza laborem, i której to dziecko przytrafiło się w najnieszczęśliwszy spo-sób; kiedy sama była jeszcze dzieckiem, złapało ją 4 czy 5 niemieckichżołnierzy z 1914 1918, i co z tego wynikło: quinquet.I gdyby ta lampkaolejna świeciła tylko na swojej ulicy, to byłaby tam zródłem niemałejgłupiej radości: np.w barze na rogu straszono by go do utraty tchu,grożąc, że mu uszy przybiją do tarczy,* siara lampa olejna nazwana od nazwiska francuskiegoWynalazcy Quingueta (przyp.tłum.) w którą rzuca się lotkami, albo upijając go i chcąc rozpiąć mu spodnie,pod zachęcający chichot kelnerki, która przecież też powinna wiedzieć,co się stało z niesprawną lampą.Ale quinquet nie pozostał na swojejmałej ulicy: gdzieś w mansardzie zamieszkał emigrant--marksista,nosiciel Płomienia, i quinquet stał się jego cieniem i jego psem.był znami w te burzliwe wieczory, kiedy biliśmy w pogrzebowy dzwonstaremu społeczeństwu, był z nami wtedy, kiedy zdjęliśmy stare szaty ilataliśmy na golasa, srając na przyzwoitość i dobre obyczaje.był z namiwtedy, gdy ciągnęliśmy ulicami nie z biciem w bęben lub wzniesionymiw górę sztandarami, ale niosąc Płomień: bóg i duch święty, lenin, trocki iwalt whitman.oczywiście wśród huraganowego śmiechu pokazywanosobie tylko jEgo: o popatrz, tam, nowe czasy, cha! cha!, mały,pokurczony, anormalny, lampka olejna z turkoczącymi uszami.A potem,wybacz mi, ale sama nie wiem, jak do tego doszło, staliśmy się starsi ipoważniejsi, dorobiliśmy się domów i posad, i chorych żołądków, i byćmoże odznaczeń, ale w zamian za to musieliśmy zgasić Płomień wnaszych dłoniach: jeden umarł z głodu, a drugi jest prawie ministrem.I wniedzielę wieczór idę sobie, tippetotje, na stację w mieście z 2 fabrykami,i niech to cholera jasna, na stacji stoi quinquet, mały i pokurczony, ipostarzały pod ciężarem małego utrapienia swego małego życia;przeczytał w gazecie ogłoszenie  och, może było to coś takiego:porządna dziewczyna, córka bardzo wierzących rodziców, pragnie wyjśćza mąż za inwalidę  i odpisał, i ożenił się, chociaż jego matka jeannetteproust wypłakiwała sobie włosy z głowy.i po weselu quinquet poszedłze swoją quinqueto-wą żoną na górę, a skoro świt ona w samejkombinacji spakowała tekturową walizkę i poszła ulicą w kierunku stacji:już więcej nie wróciła.Och, jeannette proust zapewne dobrze wiedziała,dlaczego z płaczem rwała sobie włosy ze swej matczynej głowy: teraz on wystaje na stacji, już odzeszłego miesiąca.wczoraj, dziś i jutro.czeka, aż ona wróci w swojejkombinacji i ze swoją tekturową walizeczką.Bo, powiada swoimi roz-bitymi słowami, których nie chcę naśladować: nie wolno jej wyjść spodmałżeńskiego dachu na dłużej niż na 24 godziny, wiem o tym.Tak więcon wie o tym.A ja, tippetotje, nie wiem nic prócz tego, że sama siebiepowinnam kopnąć za to opowiadanie.4 WILLEOndyna codziennie wracała do tych zdziczałych chaszczy i patrzyła,jak robotnicy wycinali krzaki i zaczynali kłaść fundamenty.ale gdytylko zapadał wieczór, odchodziła stamtąd pośpiesznie, bo choć niebała się błędnych ogników, to nie chciała, by odżyło wspomnienie jejwłasnej piekielnej nocy.ten samotny mężczyzna, który wszystkowymierzył, opowiedział jej, że jest majstrem murarskim, ale nie wie,kto będzie robił stolarkę; ondyna popatrzyła na niego z głębokązadumą.pozostając równocześnie wystarczająco blisko rze-czywistości, aby zauważyć, że podrostek znów gapi się z dołu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •