[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chyba powiedziałem wyraźnie, że chcę, abyś natychmiast przywiózł tu Phillipsa - rzucił szorstko Mallory.- Straciłem tylko dziesięć minut.Czy zainteresuje panaWiadomość, że kiedy te rękawiczki wypadły z kieszeni Faul-knera, powiedział właścicielowi baru, że należą do jego narzeczonej? Dlaczego to zrobił?Mallory roześmiał mu się w twarz.- Ponieważ nie chciał, aby właściciel wiedział, że był zinną kobietą.A może jest to dla ciebie- zbyt proste?- Przecież wiele osób wiedziało, że był owej nocy w towarzystwie Grace Packard.Na przyjęciu wszyscy widzieli, że z nią wyszedł.W takim razie jaki miał cel, by kłamać facetowiz baru?- Myślę, że przykładasz zbyt dużą wagę do drobiazgu.- Ależ, panie nadinspektorze, czy to jest drobiazg? Inspektor Wade wspomniał, że w każdym z poprzednich morderstw Deszczowy Kochanek zabierał ofierze jakiś przedmiot.Wade stwierdził, że w tym przypadku tak się nie zdarzyło.Czy możemy być tego pewni, wiedząc o rękawiczkach?- Więc znowu wracamy do Deszczowego Kochanka? -spytał Mallory.- Przecież to wszystko razem nie gra.Występuje zbyt dużo różnic.- Zgoda - powiedział Miller.- Lecz w dalszym ciąguuważam, że Faulkner powinien nam sporo wyjaśnić.Przedewszystkim, był w towarzystwie dziewczyny, a powody, dlaktórych przyprowadził ją do swego mieszkania, są tak ekscentryczne, że aż podejrzane.- Wcale nie - zaoponował Mallory.- To charakterystyczne dla niego zachowanie, sądząc z relacji przyjaciół i jego akt personalnych.- Mamy dwóch świadków na to, że zaledwie parę minutprzed morderstwem znajdował się w pobliżu miejsca zbrodni.I skłamał Harknessowi co do rękawiczek - rzekł Miller.- Dlaczego zaszedłdo baru? Czy Harkness powiedział cito? - spytał nadinspektor.115- Po papierosy.- Czy to się zdarzyło po raz pierwszy?- Nie.Często się zjawiał z tego samego powodu o dziwnych porach.-.Czy wiesz, jak sobie z tym poradzi dobry obrońca?- Zgoda - odparł Miller.- To są wszystko tylko poszlaki,lecz zbyt wiele faktów nakłada się na siebie, aby je pominąć.Weźmy na przykład przejawy gwałtowności, nie spotykaneju człowieka z jego środowiska.Mam przy sobie świadectwolekarskie Faulknera.Dał notatkę Mallory'emu, lecz ten żachnął się.- Nie mam czasu czytać, podaj mi same fakty.- To bardzo proste.Przed sześciu laty uległ poważnemuwypadkowi samochodowemu na wyścigach w Brand'sHatch, w wyniku czego miał poważnie uszkodzoną czaszkę,odłamki kości w mózgu i tak dalej.Miał wyjątkowe szczęście, że się wylizał.Od tej pory datuje się jego niezwykła agresywność.Psychiatrzy, którzy badali go w Wandsworth,wyrazili zdecydowanie pogląd, że jego zachowanie jest bezpośrednim wynikiem uszkodzenia mózgu.Prawdopodobnie w dużym stopniu spowodowanym przez odłamki kości, których chirurdzy nie byli w stanie usunąć.Przejawy gwałtowności zaostrzyły się w trakcie odsiadywania kary.Był zamieszany w kilka bójek z więźniami, zaatakował nawet oficera.Proponowano mu, żeby udał się na leczenie do zakładu psychiatrycznego, ale odmówił.- Zgoda, Miller, zgoda - Mallory podniósł obie ręce dogóry, jakby się poddawał.- Idź i porozmawiaj z nim.Rób.co chcesz.Ja załatwię Harolda.- Dziękuję, panie nadinspektorze - powiedział Miller oficjalnym tonem.Drzwi były już do połowy otwarte, gdy Mallory dodał:- Jeszcze jedno, Miller.Stawiam funta, że to Haroldzamordował Grace Packard.- Dość dużo, panie nadinspektorze116- I stawiam zakład w stosunku pięć do jednego przeciwko Bruno Faulknerowi.- Cóż, nie lubię za darmo brać pieniędzy, lecz jeśli pannalega.- Miller uśmiechnął się i ostrożnie zamknął drzwi.Dokładnie w tym samym czasie, tylko w innej dzielnicymiasta, człowiek zwany Deszczowym Kochankiem rozłożyłniedzielną gazetę.Na drugiej stronie, w samym środku ujrzałfotografię Sean Doyle'a, którego od razu rozpoznał.Wpatrywał się w zdjęcie przez dłuższy czas, myśląc o stojącej w drzwiach, oświetlonej strumieniem światła w panującej wokół ciemności i ulewnym deszczu dziewczynie.Nie uważałtamtej sprawy za zakończoną, ale najpierw trzeba będzie siępozbyć tego człowieka.Oczywiście, zawsze można anonimowo zawiadomić policję, podać im adres, informując, że Doyle tam się właśnie ukrywa.Ale z drugiej strony jest wielce prawdopodobne, że zaaresztują również dziewczynę za udzielenie mu schronienia.Pomysł, który przyszedł mu do głowy, był tak prosty, żeaż roześmiał się głośno.Śmiał się jeszcze, gdy wkładał nagłowę czapkę, zapinał płaszcz i gdy już wyszedł na deszcz.Uporczywe pukanie Millera do drzwi Faulknera pozostało bez odpowiedzi, postanowił więc zejść piętro niżej.Ktośtam śpiewał czystym tenorem, ale brał tak wysokie nuty, żeaż świdrowało w uszach.Okazało się, że śpiewak pochodzi z Indii Zachodnich, jestsympatyczny, ma ciemne okulary i zadbaną bujną brodę.Zdjął okulary i uśmiechnął się serdecznie.- Czy to pana widziałem grającego na pianinie w klubiena Chuck Lazer?- Możliwe - odparł Miller.- Człowieku, byłeś wspaniały.Ktoś mi powiedział, że jesteś stuknięty.Powiadam ci, człowieku, kręci się teraz po nocy pełno wariatów.Mają szmergla i gadają, co popadnie.Wejdziesz?117- Szukam Bruna Faulknera.Domyślasz się, gdzie może być? Pukałem do niego, ale nikt nie odpowiada.Hindus zaśmiał się.- Niedziela to jest dzień, gdy Faulkner zajmuje się rozwalaniem cegieł.- Trenuje? - zapytał Miller.- Karate, człowieku.Co niedzielę chodzi na treningi doośrodka judo „Kardon".Oczywiście, jeśli nie ma pod rękącegieł, to równie chętnie rozbija ludzi.- Postukał się w czoło.- Brak mu piątej klepki.On, człowieku, nie musi sięfaszerować narkotykami.Pewnie jest już w ośrodku.- Dzięki za informacje - powiedział Miller.- Myślę, że się kiedyś zobaczymy.- To prawdziwy dziki człowiek z Borneo - zawołał jeszcze Hindus za Millerem, gdy ten schodził po schodach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]