[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * *Wydostawszy się z niebezpiecznych szponów Inkwizycji, Joanna powróciła na gościnnydwór księżny Luksemburskiej, snadz w oczekiwaniu nowej przygody.Nadzieja jej nie zwiodła,mimo iż postąpiła, jak ślubująca dziewictwo w żadnym razie nie powinna postąpić.Najspokojniej wyszła za mąż za Roberta d Armoises, pana na Tichemondzie ze znanego ibogatego rodu.Istnieje szereg dokumentów tyczących się tego małżeństwa.Aczkolwiek ślubny akt,odnaleziony w XVII wieku, jest kwestionowany jako falsyfikat.mamy inne papiery bezspornejautentyczności, na których odważna awanturnica podpisuje się:Joanna De Lys, Dziewica Francji, pani na Tichemond, ślubna żona Roberta d Armoises.Zdawałoby się, iż samozwańcza dama, zakończywszy szczęśliwie swą burzliwą, mimo żekrótką, karierę, winna była zapomnieć i o swym dziewictwie , i o swych przygodach.Ona,pochodząca zapewne z bardzo niskiego, chłopskiego stanu, była teraz feudalną panią opływającąw dostatki, której każdy kaprys dla bałwochwalczo zakochanego małżonka stawał się rozkazem.Lecz zamiłowanie do przygód i wrażeń równie silny pociąg snadz w sobie mieści, co gra,pijaństwo lub rozpusta.Zaledwie trzy lata od ślubu upłynęły, już widzimy Joannę na nowych wędrówkach.W1439 roku postanawia, oczywiście jako Dziewica Orleańska, odwiedzić.ni mniej, ni więcej.tylko Orlean i pojawia się tam w zbroi srebrzystej na białym rumaku.Jedzie przez ulice wolno i z pompą, witana radosnymi okrzykami tłumu.Jak mogło byćinaczej? Wszak była wybawicielką miasta, a jej pojawienie oznajmiało nowe zwycięstwo.W Orleanie zamieszkiwała matka prawdziwej Joanny.Gdy awanturnica przystaje przedjej domem a ta wybiega i całuje ją serdecznie, mimo że wie, iż trzyma w ramionach oszustkę entuzjazm dochodzi do zenitu.Orleańczycy, którzy w każdą rocznicę tragicznego zgonu swejwybawicielki osiem razy urządzili uroczystą procesję, podczas której obnoszono cztery świece zjej herbem, zaś pod baldachimem jej miecz i koronę Francji, przechowywane w katedrze teraz zradości zapomnieli o procesji i ofiarowali w darze pani d Armoises chleb i masło oraz dwieściedziesięć liwrów za wszystko dobre, co zrobiła dla nich.Tak zapisany jest ten rozchód w księgachmiejskich.Awanturnica śród nieustających uczt przepędziła dwa tygodnie w gronie swoich dobrychorleańczyków.Dnia pewnego jednak tajemniczo zniknęła, a wyjazd był tak pośpieszny, że nie przybyłanawet na ludową zabawę, gdzie miano jej złożyć szereg darów, nie licząc ośmiu butelek winaprzedniego.Sekret niespodziewanego wyjazdu był ten, że Karol VII, pragnąc udać się do Orleanu inie wiedząc, co o Dziewicy myśleć i jak się zachować w razie spotkania z nią wydelegowałnaprzód swego nadwornego krawca imć Jana Lulie, który prawdziwej Joannie robił szaty.byten, jako znający ją doskonale.rzucił nieco światła na tajemniczą sprawę.Snadz uprzedzona o konfrontacji fałszywa Joanna wolała nie doczekać się ani swegokrawca, ani czułego spotkania z umiłowanym monarchą i gród opuściła tajemniczo, cichaczem,jak na nieziemską istotę przystało.Odtąd pani d Armoises, niby błędny rycerz, błąka się po świecie.Pojawia się to tu, totam, wszędzie przyjmowana z honorami.Widzimy ją nawet na dworze jednego z najbogatszych magnatów Francji, osławionegomarszałka Gilles de Raisa, pana na Machcoul i Tiffoges.Gilles de Rais, dzielny rycerz, byłswego czasu najgorętszym przyjacielem i zwolennikiem Dziewicy Orleańskiej i gdy wziętazostała do niewoli przez Anglików, czynił nawet daremne próby zdobycia na własną rękę miastaRouen, gdzie była więziona, i oswobodzenia jej.W owym jednak czasie, przeszastawszy niemalcały majątek na przepych królewski i wyprawy wojenne, obdłużony, czynił rozpaczliwe próbyodzyskania nadwątlonej fortuny za pomocą alchemicznego poszukiwania złota i paktówczartowskich.Tajemnicy kamienia filozoficznego, więc robienia złota, poszukiwał w trzewiachmordowanych młodych chłopców, których zwabiał podstępnie do zamku.W ten sposób miałuśmiercić około sześciuset młodzieniaszków, za co ostatecznie został ścięty przez kata.Czy krwawy magnat, wtedy na pół obłąkany, istotnie wziął awanturnicę za prawdziwąJoannę, czy przy pomocy jej imienia, chciał ratować zepsutą reputację, gdyż już wówczaskrążyły o nim niesamowite wieści nie wiadomo dość że i on przyjął ją tryumfalnie ipowierzył komendę nad swym wojskiem liczącym parę tysięcy żołnierza.Na usprawiedliwienie i honor pseudo-Dziewicy, trzeba jednak dodać, że szybkozorientowawszy się w sytuacji, podziękowała za dostojeństwo i cześć i jeszcze szybciej z dworusatanistycznego sadysty się wyniosła.Wydostawszy się nader szczęśliwie z bardzo niebezpiecznej opresji, pseudo Joannapodjęła znów podróż niezbyt fortunną.Na wiosnę 1440 roku wyruszyła do Paryża, co byłowielką nieostrożnością.Wszak paryski uniwersytet przed dziewięciu laty potwierdził wyrokprocesu w Rouen a nawet pochwalił ukaranie prawdziwej Dziewicy jako kacerki(3).Może sądziła awanturnica, iż uczeni mężowie zatopieni w teologicznych dysertacjachzdążyli już byli zapomnieć o swych decyzjach, ze względu zaś na entuzjazm ludu wszędzie jąwitającego owacyjnie nie zechcą wszczynać starych sporów i narażać się na niepopularność.Toćwłaśnie ten entuzjazm to była najpotężniejsza broń w ręku samozwańczej bohaterki.i temuprzypisać należy, iż nikt z możnych tego świata dotychczas jawnie przeciw niej wystąpić się nieośmielał.Po drodze do Paryża znów witały ją odświętnie przybrane tłumy mieszczan i chłopstwa.ale tym razem noga powinęła się awanturnicy.Uniwersytet i parlament zirytowały się nie nażarty i postanowiły nie dopuścić do wkroczenia do grodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]