[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziałem.Justyn pędził w niebezpieczeństwo z takąsamą bezceremonialną odwagą, jaką wykazywała jego siostra,kiedy zniecierpliwiona dochodziła do wniosku, że trzeba sięzachowywać rzeczowo.- Co na to Weleda?- Wejdz do mojej wieży!"Handlarz powiedział prawdę.W chwili, w której Justynznalazł się przy niej, Weleda ruszyła w stronę budowli.Ipatrzyliśmy wszyscy bezradnie, jak nasz niewinny trybunsamotnie wchodzi za nią do wieży.LIIIPodszedłem do podnóża wieży.Wyglądający na złodziei kózstrażnicy mieli lekko ogłupiałe miny, ale kiedy się pojawiłem,zwarli szeregi.Stanąłem przed wejściem z głową odchyloną dotyłu, przyglądając się dawnej rzymskiej robocie w kamieniu,wzmocnionej rzędami czerwonych cegieł.Nic tu po mnie,pomyślałem i wróciłem do naszych chłopców.Pies trybunazostał przy wejściu i wpatrywał się w nie z napięciem, czekającna powrót pana.Rekruci, na wpół przerażeni, na wpół zazdrośni, zakładalisię o jego szanse.- Połknie go żywcem! - powtarzali.Chciałem się skoncentrować na innych sprawach.- Może go wypluje.- rzuciłem.Jak miałem powiedzieć o tym jego siostrze? Wiedziałem, żemnie obarczy winą.- Dlaczego on tam wszedł? - zapytał mnie Lentul.- Słyszałeś, co powiedział; chce spokojnie porozmawiać osprawach.- Jakich sprawach? - dopytywał się.- Pewnie niezbyt istotnych.O losie.Historii świata.%7łyciu przyjaciół.Zmierci trybuna.- Panie.- Zamknij się, Lentulu.399Wróciłem do wiklinowego ogrodzenia.Przykucnąłem,starając się nie dotykać ziemi.Była to zła pora roku, żebysiadać na trawie; w nocy będzie rosa.Wydawało się, że to złapora roku na wszystko.Pozostali najpierw zarzucili pytaniami Orozjusza, potemzaczęli po kolei dołączać do mnie.Orozjusz miał niewiele dopowiedzenia poza tym, że trybun jest w porządku.Szarpnąłemgo za ucho i oświadczyłem, że tyle to sami wiemy.Powinienem był się domyślić.Kamil Justyn miał wielkiapetyt na informację.Nie mógł spędzić przecież trzech lat,strzegąc rubieży prowincji, i nie nauczyć się komunikować zżyjącym tam ludem.Teraz natomiast musiał polegać na sobiew sprawach znacznie ważniejszych niż tylko język.Młody człowiek był wstrząsająco skrupulatny.Miałmłodzieńczą ochotę, by poznać każdego żołnierza pod swojąkomendą, ten wyjątkowy trybun namówił nawet kiedyśjakiegoś trębacza, żeby go nauczył całkiem znośnie zagraćsygnał na rogu.Miesiąc w lasach wpłynął nań przygnębiająco,ale nie pozbawił pomysłowości.Skoro sam się zgłosił doudziału w tej przygodzie, nie zamierzał się poddawać.Ale miałdopiero dwadzieścia lat.Nigdy nie był narażony na takieniebezpieczeństwo.Nie miał najmniejszej szansy, żeby z tegowybrnąć.Nigdy nie zadawał się z kobietami, chociaż możeakurat z tej strony nic mu nie groziło.- Czy obce kapłanki są dziewicami? - dopytywał sięniezmordowany Lentul.- Nie jest to chyba wymagane - odparłem.Jedynie Rzymutożsamiał czystość ze świętością; a przecież nawet w Rzymie,w świątyni Westy, pełniło służbę sześć kapłanek jednocześnie,tak na wszelki wypadek.400- Czy trybun zamierza.- nie rezygnował Lentul.- Zamierza rozmawiać o polityce - uciąłem.Nawet jeślirzeczywiście tak było, to nieznane połączenie losu ludów znajbardziej atrakcyjną kobietą, z jaką kiedykolwiek w życiurozmawiał, może okazać się uderzającą do głowy mieszanką.- Wiedzma może mieć inne pomysły! - rzucił któryś.Terazzaczynali być odważniejsi.- Może trybun nie wie, co marobić.-Trybun wygląda mi na młodzieńca, który potrafiimprowizować.Miałem jednakże nadzieję, że nigdy nie będę musiałpowiedzieć jego siostrze, że pozwoliłem jakiejś wieszczce oszalonym spojrzeniu zrobić mężczyznę z jej młodszegobraciszka na szczycie wieży sygnalizacyjnej.Kiedy przygasły pochodnie i uczta dobiegła końca,kazałem chłopcom udać się na spoczynek.Pozostawiwszy nastraży Helwecjusza, przemykając pomiędzy śpiącymiBrukterami, podkradłem się do wieży.Na schodkach przedwejściem, wsparty na włóczni kołysał się jeden wartownik.Mogłem wyrwać mu broń i drzewcem zmiażdżyć tchawicę, aledałem sobie spokój.Inni siedzieli wewnątrz wieży, więcdostanie się tam i tak nie było możliwe.Obszedłem ją wokół.Zwiatło księżyca powlekło murolśniewającą bielą.Gdzieś wysoko widziałem słabiutkąpoświatę od lampki.Dobiegały mnie ciche głosy, ale trudnobyło się zorientować, w jakim języku prowadzono rozmowę.Sądząc z tonu, była to dyskusja, a nie spór.Jakby omawialikoncert albo zalety fresku, a nie przyszłość cesarstwa.Wpewnym momencie trybun powiedział coś,401co rozbawiło wieszczkę; odpowiedziała mu, po czym obojewybuchnęli śmiechem.Nie wiedziałem, czy mam jęknąć, czy się uśmiechnąć.Wróciłem do swoich ludzi.-Wszystko w porządku? - spytał Helwecjusz, waląc mnie wramię.- Rozmawiają - odparłem.- To mi brzmi groznie! - zauważył.- Będzie bardziej groznie, jeśli przestaną, centurionie -oznajmiłem.Ni stąd, ni zowąd zachciało mi się zwierzeń.-Chcę poślubić jego siostrę.- Powiedział mi.- Nie sądziłem, że bierze mnie poważnie.- Martwi się - oświadczył Helwecjusz - czy ty wiesz, że towłaśnie chodzi po głowie jego siostrze.- Och, to bardzo szczera kobieta! Raczej sądziłem, że onuważa mnie za nędznego awanturnika, który się z nią zabawia.- Nie, on uważa, że się bardzo nadajesz.- Helwecjuszpoklepał mnie po plecach.- No to świetnie.teraz wszyscywiemy, na czym stoimy!- Rzeczywiście.Człowiek, którego chcę mieć za ulu-bionego wuja dla moich dzieci, pewnie.- Pewnie wróci do nas na sztywnych nogach i z dziwnymspojrzeniem! Nie możesz decydować za niego.Nie jest małymdzieckiem.- Nie, ma dwadzieścia lat i nigdy się nie całował.-oznajmiłem.Cóż, prawdopodobnie.Gdyby chodziło o kogośinnego, być może zastanawiałbym się, czy nie nabył takświetnej znajomości miejscowej mowy od jakiejś dziewczyny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]