[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Więc będziemy mogli go opróżnić, gdy Vasile Lup sobie pójdzie. Na pewno musimy spróbować, ale nie wiadomo, ile nam to zajmie.Zaczynało sięrobić wilgotno i chłodno.Jenica objęła mnie ramieniem i przyciągnęła dosiebie. To przedziwna przygoda&Kiwnąłem głową i pomyślałem o innej kobiecie, która tak niedawno powiedziałaniemal tosamo.Kiedy zapadł zmrok, weszliśmy do jednego z samochodów  toyoty landcruisera.Uznaliśmy, że będzie w nim bezpieczniej niż w hotelu, ponieważ strigoi trudniejbędzie wyczuć ciepło naszych ciał.Właściciel auta zostawił kluczyki w środku, więcgdyby strigoi nas znalazły, moglibyśmy uciec.Staraliśmy się nie używać nazw strigoi i strigoica oraz imienia Vasile Lupa.Teraz,po zapadnięciu zmroku, wszystkie wampiry z pewnością były głodne i bardzowrażliwe na wszelkie zakłócenia aury, które wskazywałyby na bliskość ludzi.Skuliliśmy się na przednich siedzeniach samochodu, pojadając przyniesione zesobą batony czekoladowe i orzeszki.Ale cały czas myślałem o kanapkach z solonąwołowiną, które robił Katz, i zastanawiałem się, czy ma to jakiś związek z moimdopiero co nabytym wampiryzmem.Może jednak po prostu byłem głodny.Nie sądzę,aby wampiry lubiły żytni chleb i pikle.Minęła ponad godzina.Jenica oparła głowę o moje ramię i zaczęła wolniej i głębiejoddychać, od czasu do czasu wzdychając, jakby coś jej się śniło.Prawie zasypiałem, gdy nagle ujrzałem wychodzący z hotelu ciemny, nieregularnykształt.Przeszedł przez werandę, a za nim podążał następny i następny  ostatni byłnieco jaśniejszy.Strigoi - przynajmniej pięć.Zeszły po schodach, przecięły podjazd istanęły nie więcej niż dwadzieścia metrów od nas.Potarmosiłem Jenicę. Co jest? Co się dzieje? Ciii& nie podnoś się.Patrz.Strigoi wyraznie na coś czekały.Księżyc jeszcze niewzeszedł, ale nocne niebo robiło sięcoraz bledsze i po chwili zobaczyliśmy, że jaśniejszym kształtem była kobieta.Kiedy odwróciła się i popatrzyła w naszym kierunku, zobaczyłem, że to SusanFireman.Obok niej, z bladą twarzą i dzikimi oczami, stał Frank.Pozostałej trójkistrigoi nie znałem.Jeden z mężczyzn był bardzo wysoki i miał sczesane do tyłuwłosy, co sprawiało, że wyglądał jak Christopher Lee.Nawet gdyby nie był prawdziwym wampirem, z powodzeniem mógłby go udawać.Dwa ostatnie strigoiwyglądały jak potężnie zbudowani robotnicy budowlani z ogolonymi głowami.Wschodził księżyc, przeświecając przez srebrne brzozy.Kiedy zrobiło się jeszczejaśniej, w drzwiach pojawiła się wielka postać.Odchylała się od księżyca i składałasię ze skomplikowanej aranżacji nieprzeniknionych cieni, które z każdym jej krokiemprzesuwały się, rozkładały i składały.Był to Zbieracz Wampirów, Vasile Lup,svarcolaci, w którym ukrywał się duch Misquamacusa  jak najczarniejsza ćma,zwinięta wewnątrz gąsienicy.Stał na werandzie, ale w następnym ułamku sekundy był już między swoimistrigoi.Patrzyłem na zmiany jego twarzy  w jednej chwili była dobrotliwa i ludzka, wnastępnej biała i nieruchoma jak maska.Nagle odwrócił głowę, a za nim odwróciły sięstrigoi. Boże drogi&  jęknęła Jenica. Myślisz, że nas widział?Wydawało mi się, że tak.Patrzył prosto na landcruisera, jego oczy błyszczały.Przez głowęprzemknęła mi straszliwa myśl: jasna cholera, nasza mała wycieczka skończy się,zanim się jeszcze zaczęła, i do tego krwawo&Ale w następnym momencie, poruszając się szarpanymi ruchami, niczym postacieze zle zmontowanego filmu, wszyscy zniknęli  i pojawili się niżej, na podjezdzie.Zaraz potem znów zniknęli, a kiedy zobaczyliśmy ich ponownie, stali przyprowadzącej do hotelu drodze, dobre stometrów od nas, po chwili jednak zniknęli całkiem.Jenica z ulgą wypuściłapowietrze. Dokąd oni idą?  spytałem. Kto wie? Pewnie do jakiegoś małego miasteczka.Zawsze się w ten sposóbrozpowszechniają& rozpływają się jak plamy.Kiedy wyszliśmy z samochodu, poszedłem prosto na drugą stronę stawu.Ukląkłem przy betonowej zaporze i spróbowałem otworzyć śluzę, ale zamek byłzardzewiały i nie puszczał. Muszę znalezć jakąś dzwignię.Chodz ze mną, zaczniesz rozbijać lustra.Poszliśmy do hotelu i skierowałem się prosto do antycznego kominka.Obokniego stał wielkipleciony kosz z małym toporkiem, szczypcami i długim pogrzebaczem,zakończonym dużą mosiężną gałką.Wręczyłem Jenicy toporek. Zabieraj się za lustra i nie zapomnij o którymś! Rozbij wszystkie!Podeszła do wielkiego, oprawionego w złocone ramy lustra nad ladą recepcji iuderzyła w samjego środek obuchem toporka.Rozległ się głośny trzask i lustro pękło skośnie odrogu do rogu, po czym spadło na podłogę.Jenica zaczęła deptać większe kawałkiszkła, aby je rozdrobnić, po czym zebrała je na stertę, więc nie dało się w nichdostrzec żadnego całego odbicia.Kiedy wyszedłem na zewnątrz, usłyszałem za plecami łoskot rozbijanego wkorytarzu lustra, które Jenica po chwili również zaczęła przerabiać toporkiem na drobne kawałeczki.Pobiegłem do stawu.W powietrzu było pełno komarów  jeden wpadł mi do ust.Ukląkłem przy zaporze i wsunąłem pogrzebacz w występ zamka, po czym wstałem izacząłem z całej siły ciągnąć.Zamek śluzy nie zamierzał jednak nawet drgnąć izaczynałem się obawiać, czy nie zardzewiał na stałe.Pomyślałem sobie: jesteś w połowie strigoi.Masz siłę.Jeżeli możesz się wygiąć wtył jak akrobata, to możesz także otworzyć ten zamek.Uwierz w siebie, Harry.Uwierzw swoje możliwości.Zmieniłem ułożenie rąk i ponownie pociągnąłem.Tym razem rozległ się zgrzyt izamek nieco się poruszył.Pociągnąłem ponownie i nagle mechanizm się obrócił, a zbiegnącej pod śluzą rury odwadniającej wyciekła cienka strużka wody.Zamek byłteraz na tyle poluzowany, że mogłem go otworzyć do końca bez używaniapogrzebacza, i strużka wody zamieniła się w strumień.Po chwili woda rozlewała siępo łące pod stawem, błyszcząc w świetle księżyca.Złapałem pogrzebacz i pobiegłem do hotelu.Jenica była w damskiej toalecie irozbijała lustra nad umywalkami. Skończyłaś w męskiej? Nie.Zostawiłam to dla ciebie. Na Boga, przecież tam nikogo nie ma!Godzina po godzinie, pomieszczenie po pomieszczeniu, rozwalaliśmy w KensicoCountry Inn lustra.Księżyc patrzył na nas przez coraz to inne okno, a potem zniknął.Od czasu do czasu robiliśmy przerwę i słuchaliśmy, czy Vasile Lup i jego strigoi niewracają, nie pojawili się jednak nawet wtedy, gdy niebo się zaróżowiło i zaczęłyświergotać ptaki, więc udało się nam dokończyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •