[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wygląda na kogoś, kto może zabić.Jestem gotowy przegryzć pani tętnicę, śmieje się głośno,boisz się, złociutka?W dzienniku dyrektora przy nazwisku Ignacy p.byłaadnotacja, przypomina sobie Sabina, ekshibicjonizmna przemian z infantylizmem, niczym nieuzasadnione wybuchy głupawego chichotu.Teraz to widzi nawłasne oczy, ale nadal nie rozumie, bo czy obietnica przegryzienia tętnicy jest u tego człowieka jednoznaczna z tym, że by ją przegryzł, gdyby nie dzieliłaich pleksi? Czy zrobiłby to bez powodu, tylko po to,aby dać zajęcie swoim zębom?Kolejny dzień, to samo pytanie i brak odpowiedzi, Sabina wraca do domu z więzienia, do którego dojeżdżaczterdzieści kilometrów, i marzy tylko o tym, aby położyć się spać.Jest dopiero popołudnie, a ona chciałaby obudzić się rankiem, jak najszybciej spotkać sięz Jackiem f., pózniej z dyrektorem, a w końcu z Michałem i Cezarym, i zakończyć tę udrękę z powodubraku odpowiedzi na pytanie dlaczego.Już jest tak bli-sko, już jej się zdaje, że odpowiedz przyjdzie, gdy ichwszystkich wypyta, dostrzeże jakiś gest, jakiś odruch,który ich zdradzi, a jej pozwoli zbudować definicję,znalezć powód ich okrucieństwa.Wtedy przestaniesię bać, myśli, że nie zrobiła tego, co powinna, musiwięc dopiąć swego, poznać odpowiedzi na wszystkiepojawiające się w jej głowie pytania, które i tak tworząjedno DLACZEGO.To miasto jest tak ciche, jakże te ulice są puste,teraz chodzą po nich tylko psy, te okna zamknięte,bo wszyscy w pracy, jedzie wolno, przygląda się domom, zadbanym krzewom w jej dzielnicy, już wjeżdżana swoją ulicę, już zaraz będzie przy bramie, jeszczetylko dom Kunów, Romów i Orków.Ale właśnie przydomu Orków coś się dzieje, skąd tu tyle młodzieży,jakby mecz mieli jakiś, podrzucają coś do góry, to plecak, czymś się bawią dobrze, za dobrze chyba, Sabinaparkuje samochód przy grupce.Wysiada, podbiegado nich, co tu się dzieje, buty i ciuchy porozrzucane,z podrzucanego plecaka wysypane książki, niektórzy w nich bazgrzą, wyrywają kartki z zeszytów, ktośwylewa na zeszyt colę, inny tnie nożyczkami strój nawuef, T-shirt, trach, porwany, szorty pocięte w paski,rozszarpane trampki, a przy nich leży Marta, córkaGrunwaldów.To lincz na dziewczynie? Co wy robicie,kretyńskie dzieciaki! Sabina widzi, jak ją kopią, sprayem malują, zdechniesz, ty kurwo, krzyczy do niej koleżanka z klasy, nie chcemy cię w klasie, wypierdalaj,i kopie ją w plecy, gdy Marta leży z rozciętym czołem.Trzy inne dziewczyny próbują rozszarpać jej plecak,dwaj chłopcy zapalają zapałki i rzucają w stronę Marty, kolega, który skończył ciąć nożyczkami T-shirt nawuef, bierze kamień i zamierza nim rzucić w leżącądziewczynę.Wypieprzać stąd, krzyczy Sabina, podbiega do Marty, wypierdalać, bo wezwę policję! Wszyscy uciekają,w jednej chwili porzucają swoje popołudniowe zajęcie, tak pełne pasji i napięcia, tak znakomite na nudnyczas po szkole, w sam raz na poprawę chorego humoru.Dziewczyna, która kopała Martę w plecy, wrzeszczymorderczyni! Podnosi jeszcze spray z ziemi i ciska nimw Martę, która właśnie próbuje wstać, jednak spraytrafia prosto w jej nos.Krew chlusta, oj, jak leci obficie, jak boli, ratunku! Marta wrzeszczy, łzy mieszają sięz krwią, tusz do rzęs spływa po policzkach, poranionymi od kopania dłońmi dziewczyna próbuje wycieraćtwarz, ale wszystko tak boli, tak strasznie kłuje w policzki i w usta, upada na kolana.Sabina podnosi ją, jużdobrze, pomogę ci, zawiozę do domu, nie bój się.Oni mnie chcieli zabić, zabić, rozumie pani, już imsię prawie udało, płacze, ale idzie do samochodu, potyka się o własne nogi.Ale to nie ja, to Czarek, to nieja zrobiłam.Zaraz wezwę policję, powiem rodzicom, już jesteśbezpieczna, Sabina układa ją na przednim siedzeniu.Teraz pytanie dlaczego jeszcze mocniej ją dręczy, dorwałaby tych popaprańców, którzy niewinną dziewczynę chcieli ukarać za czyn brata.Ale ta twoja rana naczole zle wygląda, trzymaj przy nosie chustkę, którą cidałam, odchyl do tyłu głowę.Będzie lepiej, jak zawiozęcię do szpitala, zadzwonimy stamtąd do rodziców.Nie chcę żyć, płacze Marta, nie chcę! Chyba się zabiję, bo jak nie, to oni mnie zabiją przy innej okazji!Odpowiedzą za to, policja się tym zajmie, jedziemyteraz do szpitala, Sabina zawraca samochód.Terazpytanie dlaczego jakby mniej ją obchodzi, bo możepomóc dziewczynie.Lęk Marty zmniejsza lęk Sabiny,aż do momentu, gdy opuści zakrwawioną szesnastolatkę.A wtedy lęk znów się pojawi, bo Sabina wyjdziesama ze szpitala, by dalej szukać odpowiedzi.Jacek f.skończył przedwczoraj dwadzieścia osiemlat.Czuje się stary z powodu swojej otyłości, powtarza codziennie więziennym kumplom.Teraz czuje sięjeszcze bardziej stary, bo całym ciałem, które ważyprawie sto dwadzieścia pięć kilogramów przy wzroście stu osiemdziesięciu pięciu centymetrów, siadaprzed Sabiną na drewnianym krześle.Stuka palcamiw pleksi, sprawdza, z czego jest zrobiona ta szyba,mówi dzień dobry, solidny materiał, jak ja.I znów przychodzi do niego to upokorzenie, któresparszywia jego obraz we własnej głowie, mówi.Chyba nie jest tak zle, dziękuję, że pan przyszedł,Sabina widzi, jak on męczy się ze swoją masą, bonawet trudno mu siedzieć chwilę bez kręcenia sięna twardym krześle.Ale ja kiedyś byłem bardziej męski, Jacek f
[ Pobierz całość w formacie PDF ]