[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie była w stanie przez to wszystko znowu przechodzić.- Co tutaj robisz, Taylor?W jej głosie usłyszał więcej goryczy, niż się spodziewał.Wziął głęboki oddech.- Przyjechałem powiedzieć, jak bardzo jest mi przykro - zaczął, zacinając się.- Nigdy niechciałem cię skrzywdzić.W swoim czasie pragnęła usłyszeć te słowa, teraz jednak, co dziwne, nie zrobiły na niejżadnego wrażenia.Spojrzała przez ramię na śpiącego w samochodzie Kyle'a.- Jest już na to za pózno - odparła.Taylor uniósł lekko głowę.W padającym z werandy świetle wydawał się o wiele starszy, niżzapamiętała, tak jakby od ich ostatniego spotkania minęły lata.Uśmiechnął się z przymusem, apotem ponownie spuścił wzrok, wyciągnął ręce z kieszeni i cofnął się o krok.Gdyby to było każdego innego dnia i miał przed sobą jakąkolwiek inną osobę, wsiadłby dociężarówki i odjechał, mówiąc sobie, że przecież próbował.Ale tym razem nie mógł tego uczynić.- Melissa przenosi się do Rocky Mount - powiedział w ciemność, odwrócony do niejplecami.Denise przesunęła machinalnie dłonią po włosach.- Wiem.Powiedziała mi przed kilku dniami.To dlatego przyjechałeś?Taylor potrząsnął głową.- Nie.Przyjechałem, bo chciałem porozmawiać o Mitchu - wymamrotał przez ramię.Deniseledwie go słyszała.- Miałem nadzieję, że mnie wysłuchasz.Poza tobą nie mam do kogo sięzwrócić.Jego bezradność wzruszyła ją i zaskoczyła.Przez krótką chwilę niemal mu wybaczyła.Niemogła jednak zapomnieć, co zrobił Kyle'owi i co zrobił jej.Nie jestem w stanie przez to wszystko znowu przechodzić.Ale przecież obiecałam, że go wysłucham, jeśli będzie chciał z kimś porozmawiać.- Jest naprawdę pózno, Taylor.czy nie moglibyśmy przełożyć tego na jutro? -zaproponowała cicho.Taylor pokiwał głową, jakby spodziewał się, że coś takiego powie.Myślała, że sobiepójdzie, lecz on nie ruszał się z miejsca.W oddali usłyszała niewyrazny łoskot gromu.Temperatura spadała, a wilgoć w powietrzusprawiała, że było jeszcze chłodniej.Otaczające lampę na werandzie krople mgły zalśniły niczymmałe brylanty.Taylor ponownie odwrócił się do niej twarzą.- Chciałem ci również opowiedzieć o moim ojcu - wycedził powoli.- Czas, żebyś w końcudowiedziała się prawdy.Po jego napiętych rysach poznała, jak trudno było mu się na to zdobyć.Stojąc przed nią,wydawał się bliski łez; to ona uciekła teraz spojrzeniem w bok.Przypomniała sobie pierwszy dzień festynu, kiedy zapytał, czy może odwiezć ją do domu.Postąpiła wbrew temu, co podpowiadał jej instynkt, i w rezultacie otrzymała bolesną lekcję.Terazponownie stanęła na rozdrożu i ponownie się zawahała.To nie jest odpowiednia pora, Taylor.Jest pózno i Kyle już śpi.Padam z nóg i nie sądzę,żebym w tym momencie była na to gotowa.To właśnie zamierzała mu powiedzieć.Ale słowa, które wyszły z jej ust, były inne.- Dobrze - stwierdziła, wzdychając.Siedząc na kanapie, ani razu na nią nie spojrzał.W pokoju paliła się tylko jedna lampa i jegotwarz schowana była w głębokim cieniu.- Miałem wtedy dziewięć lat - zaczął.- Od dwóch tygodni panował niemiłosierny upał.Temperatura sięgała czterdziestu stopni, mimo że lato dopiero się zaczęło.Wiosna należała donajbardziej suchych w historii: przez dwa miesiące nie spadła ani jedna kropla deszczu i wszystkowyschło na wiór.Pamiętam, że ojciec i matka rozmawiali o suszy i o tym, że farmerzy zaczynająsię martwić o zbiory.Było tak gorąco, że miało się wrażenie, iż czas zwolnił biegu.Czekałem przezcały dzień, aż zajdzie słońce, ale to również niewiele pomagało.Nasz dom był stary.nie mieliśmyklimatyzacji ani dobrej izolacji.i leżąc w łóżku, od razu oblewałem się potem.Pamiętam, żepościel była całkiem mokra.Wierciłem się, chcąc się wygodnie ułożyć, lecz nie mogłem zasnąć.Rzucałem się po całym łóżku, przewracałem z boku na bok i pociłem jak szalony.Mówiąc cichym głosem, Taylor wlepiał nieobecny wzrok w stolik do kawy.Denisewidziała, jak jego jedna dłoń zaciska się w pięść, rozluznia się i ponownie zaciska.Otwierając izamykając drzwi do jego pamięci, przepuszczając przypadkowe obrazy.- Miałem wtedy komplet plastikowych żołnierzyków, który zobaczyłem w katalogu Searsa.Były tam czołgi, dżipy, namioty i barykady; wszystko, czego potrzebuje dzieciak, żeby toczyćwyimaginowane wojny.Nie pamiętam, żebym czegoś bardziej pragnął w całym moim życiu.Zostawiałem katalog otwarty na tej stronie, żeby mama na pewno go zauważyła, i kiedy dostałem wkońcu komplet na urodziny, byłem tak podniecony, jak jeszcze nigdy.Ale moja sypialnia byłanaprawdę mała.zanim się urodziłem, mieścił się tam pokój do szycia.Nie miałem dość miejsca,żeby poustawiać żołnierzy tak, jak chciałem, przeniosłem więc całą kolekcję na strych.Tej nocy niemogłem zasnąć i tam właśnie poszedłem.Taylor podniósł w końcu wzrok, westchnął gorzko i potrząsnął głową, jakby sam w to niewierzył.Denise miała dość rozsądku, żeby mu nie przerywać.- Było pózno.Minęła północ, kiedy przekradłem się obok sypialni rodziców i wspiąłem poschodach w końcu korytarza.Stąpałem bardzo cicho.Znałem wszystkie skrzypiące deski wpodłodze i unikałem ich, żeby nie usłyszeli, że idę na górę.I nie usłyszeli.- Zasłonił rękoma twarz ipochylił się do przodu, a potem z powrotem je opuścił.Jego głos nabierał siły.- Nie wiem, jakdługo siedziałem wtedy na strychu.Mogłem godzinami bawić się tymi żołnierzykami i w ogóle niezdawać sobie sprawy z upływu czasu.Ustawiałem je i przestawiałem, tocząc wymyślone bitwy.Byłem zawsze sierżantem Masonem.żołnierze mieli swoje nazwiska przybite pieczątką naspodzie.i widząc, że jeden z nich ma na imię tak samo jak ojciec, wiedziałem, że musi byćbohaterem.Sierżant Mason zawsze zwyciężał, nieważne, w jakich znalazł się opałach.Stawiałemprzeciwko niemu dziesięciu ludzi i czołg, a on zawsze wiedział, co zrobić.W mojej wyobrazni byłniezwyciężony; zatracałem się w świecie sierżanta Masona bez względu na to, co działo siędookoła.Zapominałem o obiedzie i o swoich obowiązkach.nie mogłem na to nic poradzić.Nawettej upalnej nocy nie potrafiłem myśleć o niczym innym poza tymi cholernymi żołnierzykami.Dlatego chyba nie zauważyłem dymu.Taylor przerwał i jego pięść zacisnęła się na dobre.Denise czuła, jak napinają jej się mięśniekarku.- Po prostu go nie poczułem.Do dzisiaj nie wiem dlaczego.wydaje mi się to wprostniemożliwe.ale nie poczułem.Nie zdawałem sobie w ogóle sprawy, że coś się dzieje, dopóki nieusłyszałem, że rodzice wybiegli z wielkim krzykiem ze swojej sypialni.Wołali mnie i pamiętam,jak pomyślałem, że na pewno odkryli, iż nie ma mnie tam, gdzie powinienem być.Słyszałem, jakwciąż wołają mnie po imieniu, ale byłem zbyt wystraszony, żeby się odezwać.- Jego oczy błagałyo zrozumienie.- Nie chciałem, żeby znalezli mnie tam na górze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]