[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Garraty czekał z sercem w gardle na powtórny skurcz.Silniejszy.Tak bolesny, że stopa zamieni się wbezużyteczny kloc.Ale nic się nie stało. Już dalej nie mogę  jęknął Olson.W ciemności jego twarz była rozmazaną plamą bieli.Niktnie odpowiedział.Ciemność.Przeklęta ciemność.Garraty miał wrażenie, że zostali pogrzebani w niej za życia.Zamurowani.Wielu nigdy nie zobaczy brzasku.Ani słońca.Zostali zakopani w ciemności ipozbawieni nadziei wygrzebania się na powierzchnię.Zaraz usłyszą stłumiony, monotonny głosksiędza przemawiającego do żałobników nad świeżą mogiłą z ubitej ciemności.%7łałobnicy nie zdająsobie sprawy, że oni są tutaj, że żyją, krzyczą, drapią ciemność paznokciami, powietrze łuszczy się iosypuje, powietrze zamienia się w trujący gaz, nadzieja rzednie, aż sama staje się ciemnością, a nadtym wszystkim brzmi glos księdza, jak rozhuśtany dzwon kaplicy, i niecierpliwie szurają butamikrewni, spragnieni ciepłego majowego słońca.Wtem wszystko zagłuszają szelesty i hurgotprzybywających biesiadników  kohorty robaków drążących ziemię.Zwariuję, pomyślał Garraty.Kompletnie mi się pomiesza w głowie.Lekki wietrzyk poruszył sosnami.Garraty odwrócił się i sikał.Stebbins przesunął się nieco na bok, a Harkness ni to zakaszlał, ni tozachrapał.Chyba drzemał w marszu.Garraty z niesłychaną ostrością słyszał drobne dzwięki: ktoś odchrząknął i splunął, ktoś innypociągał nosem, ktoś w przedzie, na lewo, żuł coś hałaśliwie.Ktoś cicho spytał kogoś innego, jak sięczuje, i otrzymał szeptem odpowiedz.Yannick nucił cicho i bardzo fałszywie.Zwiadomość.Wszystko to funkcja świadomości.Ale świadomość nie trwa wiecznie. Czemu się w to wpakowałem?  nagle spytał z rozpaczą Olson, powtarzając niedawne myśliGarraty ego. Czemu dałem się w to wpakować?40 Nikt nie odpowiedział.Nikt mu nie odpowiadał od długiego czasu.Zupełnie jakby Olson już nieżył.Spadł kolejny deszczyk.Przeszli obok kolejnego starego cmentarza, obok kościoła, sklepiku iznalezli się w osadzie małych, czystych domów.Droga prowadziła przez miniaturowe centrum, wktórym zebrało się może kilkunastu ludzi, żeby obejrzeć zawodników.Wiwatowali, ale niegłośno,jakby bali się, że pobudzą sąsiadów.Garraty zauważył, że nie ma tam młodzieży.Najmłodszy byłzawzięcie wpijający w nich wzrok facet po trzydziestce.Nosił szkła bez oprawek i zniszczonąsportową kurtkę, którą owinął się ciasno, by chroniła go przed chłodem.Włosy z tyłu głowy mu sięrozwichrzyły i  co Garraty dostrzegł z rozbawieniem  miał rozpięty rozporek. Dalej! Cudownie! Dalej! Dalej! O, wspaniale!  zawodził z cicha.Bez przerwy machałpulchną dłonią i zdawał się przepalać wzrokiem każdego z nich.Po drugiej stronie mieściny policjant o sennych oczach wstrzymywał na czas przejściazawodników dudniący ciągnik siodłowy.Stały tam jeszcze cztery latarnie, porzucony, sypiący siębudynek z napisem EUREKA GRANGE 81 na wierzejach, a potem osada się skończyła.Garratypoczuł się tak, jakby właśnie przemaszerował przez opowiadanie Shirley Jackson.McVries trącił go łokciem. Patrz na tego lalusia. Lalusiem był wysoki chłopak w zielonym trenczu.Poły trencza trzepotały mu wokół kolan.Trzymał się oburącz za głowę , co wyglądało, jakby przytrzymywał gigantyczny okład.Chwiał siębezradnie w przód i w tył.Garraty przyglądał mu się beznamiętnie.Nie potrafił sobie przypomnieć,czy widział go poprzednio& ale oczywiście ciemność zmienia rysy twarzy.Chłopak potknął się o własną stopę i omal nie upadł.Ale poszedł dalej.Garraty i McVrieszafascynowani przypatrywali mu się przez jakieś dziesięć minut.Zapomnieli o własnym zmęczeniu ibólu.Chłopak w trenczu nie wydawał żadnego dzwięku, nie stękał ani nie jęczał.Toczył walkę wmilczeniu.Wreszcie jednak przewrócił się i dostał upomnienie.Wbrew obawom Garraty ego zdołał siępodnieść.Szli teraz w jednej grupie.Był wyjątkowo brzydki, numer czterdzieści pięć przykleił taśmądo płaszcza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •