[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ależ Wasza Wysokość! Nietrzeba się tak przejmować.%7łartowałam.Nie uspokoiło to zesztywniałej z grozy Królowej. Podejdz do drzwi, Agnieszko, i sprawdz.Zdaje mi się, że masz rację. Och, błagam jaśnie panią, tylko nie to! Otwórz drzwi, Agnieszko, natychmiast! Pani, a jeśli on tam jest!Trwoga Królowej udzieliła się dworce.Knoty z sitowia dawały beznadziejnie małoświatła.Mordred mógł nawet być w komnacie, w ciemnym kącie.Agnieszka zgarnęłaspódnice i zerwała się, jak przepiórka przed nadlatującym jastrzębiem.Obu kobietomzamek wydał się nagle zbyt mroczny, zbyt pusty, zbyt bezludny, wysunięty za daleko napółnoc, przepełniony nocą i zimą. Gdy otworzysz drzwi, on ucieknie. Lepiej dajmy mu na to trochę czasu.Mocowały się ze słabością własnych głosów, jak przygniecione wielkim czarnymskrzydłem. Więc stań przy drzwiach i przemów głośno, nim otworzysz. Ale co mam powiedzieć, proszę jaśnie pani? Spytaj: Czy mam otworzyć drzwi?.Wówczas ja odpowiem: Tak, czas już chybaudać się na spoczynek. Tak, czas już chyba udać się na spoczynek powtórzyła z nabożeństwem struchlałaAgnieszka. Idz do drzwi. Jużjestem.Mam zaczynać? Tak, na co czekasz? Nie wiem, czy potrafię. Och, Agnieszko, pospiesz się! Już, proszę jaśnie pani.Chyba już potrafię.Wpatrzona w drzwi, jakby się zarazmiały na nią rzucić,Agnieszka wrzasnęła: Zaraz otworzę drzwi! Czas na spoczynek! I nic.Cisza. A teraz otwórz poleciła Królowa.Agnieszka posłusznie uniosła klamrę, odsunęła rygiel i pchnęła drzwi, odsłaniającuśmiechniętą twarz Mordreda. Dobry wieczór, Agnieszko. Och, wielmożny panie!Przerażona dworka dygnęła pospiesznie i, przyciskając dłonią stanik na piersi,pognała ku schodom.Mordred dwornie przepuścił ją w przejściu.Gdy Agnieszkazniknęła, wszedł do komnaty.W czarnych aksamitach, ozdobionych tylko niedużymczerwonym emblematem z pojedynczym diamentem, który w świetle płonącego sitowiasiał zimne błyski prezentował się zaiste imponująco.Każdy, kto nie widział Mordredaod miesiąca lub dwóch, poznałby zaraz, że trawi go szaleństwo lecz obłęd postępowałtak powoli, że dla obcujących z nim na co dzień nie było to wcale oczywiste.W ślad zapanem dreptał jego ulubieniec czarny mopsik o bystrym, zalotnym spojrzeniu,z zakręconym w grajcarek ogonkiem. Nasza Agnieszka, widzę, bardzo czymś przejęta zagaił Mordred. Dobry wieczór,Ginewro. Dobry wieczór, Mordredzie. Cóż to ozdobne hafty? Spodziewałem się raczej zastać cię na dzierganiu skarpetdla żołnierzy. Co cię sprowadza? Zwykły wieczorny obchód.Wybacz mały teatr. Zawsze czaisz się pod drzwiami? Jakoś wejść trzeba.A drzwiami wygodniej niż oknem choć, jak wiem, są tacy,którzy wolą tę drugą drogę. Dość tego.Usiądziesz?Mordred zasiadł z ceremonialną starannością; mops natychmiast wskoczył mu nakolana.Czarny rycerz był w pewnym sensie postacią tragiczną: upodobnił się bowiem domatki tak jak ona, umiał już tylko grać, przestał być autentycznym człowiekiem.Ileż to napisano tragedii o złotowłosych femmes fatales, które przywiodły do ruinymężów i kochanków o tych wszystkich Kresydach, Kleopatrach, Dalilach; naweto krnąbrnych córkach, które, jak Jessica, ściągnęły zgubę na nieszczęsnych adoratorówi rodziców a przecież nie to jest osią wielkiej tragedii.Tej szukać należy w mrocznychzakamarkach ludzkiej duszy.Cóż z tego, że Antoniusz rzucił się na miecz? Umarł, i tyle.To nie żądza kochanki zatruwa umysł młodzieńca, lecz żądza jego matki.Ona to skazujetragiczną postać chłopca na śmierć za życia.To Jokasta, nie Julia, mieszka w sekretnejkomnacie.To Gertruda, nie głupiutka Ofelia, doprowadza Hamleta do obłędu.Kradzież,uszczerbek nie prowadzą do tragedii.Byle podfruwajka potrafi skraść męskie serce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]