[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Płci żeńskiej i męskiej.Niewiarygodne.Dziś zdumiewa mnie skłonność do torturowania żywych stworzeń, jaką zdradzałem wdzieciństwie.Na długo przed spotkaniem z pięknym, nieszczęsnym robakiem z ogrodu,zamęczyłem ślimaka.Nasz dom w Kostaryce otoczony był zamkniętym ogrodem, wktórym kwitło życie.Pewnego dnia, zwiedzając ogród, moje królestwo, natknąłem się nanajwiększego ślimaka, jakiego kiedykolwiek widziałem.^ Wędrował w górę po murze.Kiedy odczepiłem go palcem; spadł na ziemię.Kilka sekund pózniej pozbawione punktuoparcia stworzenie powoli wylało się ze skorupy, przy czym oczy na czułkachnatychmiast wysunęły się naprzód, aby ocenić sytuację.Co za niezwykłe oczy!Przejrzyście białe czułki z widzącymi czarnymi kropkami na końcu, podobne do innych,jakie widziałem, ale znacznie większe.Uwiodły mnie bez reszty.Zaskoczyła mnie myśl oistnieniu rybek tak maleńkich, że mieszczą się i swobodnie pływają w tych oczach.Przyniosłem z domu nożyczki.Chociaż nie szczędziłem wysiłków, czarne kropki ciąglecofały się w głąb szaro-zielonego ciała, zanim zdążyłem je odciąć i uwolnić morskąwodę.Mała istota prawie całkowicie wydostała się już ze skorupki i powoli obracała sięraz w tę, raz w drugą stronę, najwyrazniej próbując sprawdzić, co ją trzyma.Podczasjednego z tych obrotów dotknęła ostrza nożyczek, przylgnęła do metalu i zaczęłaposuwać się po nim, przy czym jej śliskie, kleiste i poduszkowate ciało przelewało się poobu stronach, a dziwacznie rozdwojony otwór gębowy pełzł jako pierwszy.Po mniejwięcej dwóch centymetrach zamknąłem nożyczki, ściskając stworzenie między oczami iprzecinając jego głowę na pół.Zadygotało spazmatycznie i wycofało się w głąb skorupy,z której prawie natychmiast zaczął sączyć się gęstawy płyn.Rzuciłem skorupkę naziemię.Zastanawiałem się, czy jej nie zgnieść, ale nie zrobiłem tego.Torturowaniemiękkich istot to jedno, ale męczenie twardych to już zupełnie co innego.Przypalałem mrówki szkłem powiększającym.Zagłodziłem na śmierć dwa małeżółwie.Wsadziłem do dużego słoja parę jaszczurek i zadusiłem je, pozbawiając dopływupowietrza.Wysadzałem pająki w powietrze, odpalając tuż obok nich sztuczne ognie.Posypywałem ślimaki solą.Próbowałem topić żaby, a kiedy okazało się, że raczej mi sięto nie uda, rzucałem nimi o ścianę szopy na łódki i potem patrzyłem, jak unoszą się nawodzie, brzuchem do góry.Zabiłem dużą ropuchę, rzucając w nią kawałkamipopękanych dachówek (nawet się nie poruszyła, po prostu opadła na ziemię i przestałażyć.Nie twierdzę, że posiadała cechy ludzkie, ale wciąż się zastanawiam, co sobiemyślała i w jaki sposób.Na pewno nie czuła gniewu ani goryczy, chociaż ciało i pyszczekropuchy wyrażają właśnie te uczucia, lecz niewątpliwie ogarnęło ją uczucie, któregodoznają wszystkie organizmy - strach. Zaraz umrę, nie chcę umierać.Zaraz umrę, niechcę umierać.Zaraz umrę, nie chcę umierać.Zaraz.").Popełniałem te potworne czynyw samotności, bez radości i zachwytu, w sposób całkowicie przemyślany.Każdy aktokrucieństwa, każdy ostatni spazm życia odbijał się we mnie echem, niczym kroplawody, spadająca na dno wypełnionej ciszą jaskini.SZEZ PORANNYCH PRZESTPSTW, W JAKICH BRAAEM CZYNNY UDZIAA:1) Zabierałem przed chwilą dostarczoną butelkę mleka z progu czyjegoś domu,ostrożnie podważałem tekturowy kapselek koniuszkiem noża, wypijałem łyk lub dwa, apotem sikałem do butelki, żeby wyrównać poziom płynu do pierwotnej linii.Zaciskałemkapsel na szyjce i odstawiałem butelkę pod drzwi.Zrobiłem to z kolegami siedem alboosiem razy i może wytrwałbym w tym procederze dłużej, gdyby Eckhardt nie upuściłbutelki; roztrzaskała się na schodach, a my uciekliśmy w popłochu.2) Smarowałem klamki samochodów pastą do zębów.Wiele razy.3) Spuszczałem powietrze z opon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]