[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sorajazaryzykowała i znów włączyła latarkę.Nie zwracała uwagi na mokre ściany, bo zobaczyłarozwidlenie niecałe dwadzieścia metrów na wprost.Musiała tam skręcić w lewo.W tym momencie w tunelu za nią pojawiło się światło.Natychmiast zgasiła latarkę.Pulsowały jej skronie, waliło serce.Czy ścigający zauważył przed sobą blask? Choć musiałaiść dalej, nie mogła pozwolić, by doktor Pawłyna została zdemaskowana.Lekarka byłagłęboko zakonspirowaną agentką CIA.Stała bez ruchu, odwrócona tak, że widziała korytarz za sobą.Zwiatło zniknęło.Nie,znów się pojawiło - maleńki promyk w czarnej jak smoła ciemności, teraz mniej rozproszony.Ktoś istotnie szedł do tej części katakumb.Zaczęła się wolno cofać, oddalać od ścigającego i ostrożnie zbliżać do rozwidlenia.Ani na sekundę nie odrywała wzroku od ruchomego snopa światła.Zastanawiała się, co robić.Ale po chwili było już za pózno na decyzję.Jej tylna stopa przebiła miękką powierzchnię podłoża.Soraja starała się przenieśćciężar ciała do przodu, ale dziura wsysała ją, ciągnęła do tyłu i w dół.Wyrzuciła przed siebieramiona, żeby złapać równowagę, ale to nie wystarczyło.Była już zanurzona w mule po uda.Zaczęła się szarpać.Nagle ostry blask rozświetlił korytarz.Czarna plama przybrała znajomy kształt.Ukraiński policjant wyglądał potężnie w ciasnej przestrzeni.Zobaczył ją, wytrzeszczył oczy i sięgnął do kabury.Dokładnie o dwudziestej drugiej czterdzieści pięć komputer Karima al - Dżamilazadzwięczał cicho, żeby przypomnieć, że za piętnaście minut odbędzie się drugie z dwóchcodziennych spotkań z dyrektorem CIA.Karima obchodziło to dużo mniej niż tajemniczezniknięcie Matthew Lernera.Zapytał o to Starego, ale sukinsyn powiedział tylko, że Lernerdostał  pewien przydział.To mogło oznaczać wszystko.Jak każdy spiskowiec, Karim al -Dżamil nie cierpiał niewiadomych, a właśnie tym stał się Matthew Lerner.O dziwo, nawetAnnę nie wiedziała, gdzie on jest.A przecież zawsze układała agentom plan podróży. Dyrektor CIA coś kombinował.Karim al - Dżamil nie mógł wykluczyć ewentualności, żenagłe zniknięcie Lernera ma coś wspólnego z Annę.Musiał się jak najszybciej dowiedzieć,czy tak jest.Co oznaczało bezpośredni kontakt z dyrektorem.Komputer znów zadzwięczał: czas iść.Karim zebrał przekłady ostatnich rozmówtelefonicznych Dudżdży, które podsłuchał Tyfon.Przeczytał je w drodze na górę do gabinetuStarego.Annę czekała na niego.Siedziała za biurkiem w swojej zwykłej urzędowej pozie.Kiedy się zjawił, na ułamek sekundy zabłysły jej oczy.Potem powiedziała:- Jest u siebie.Karim al - Dżamil skinął głową i minął asystentkę.Otworzyła przyciskiem drzwi zelektronicznym zamkiem i wpuściła gościa do ogromnego gabinetu.Dyrektor wisiał natelefonie, ale gestem przywołał Karima al - Dżamila.- Tak jest.Wszystkie placówki mają pozostać w stanie najwyższego pogotowia.-Rozmawia z szefem Wydziału Operacyjnego.- Wczoraj rano porozumieliśmy się zdyrektorem MAEA - ciągnął po wysłuchaniu krótkiej odpowiedzi rozmówcy.- Ich personelzostał już zmobilizowany i jest czasowo pod naszą egidą.Tak.Teraz trzeba pilnować, żebyDHS nie spieprzył sprawy.To jest w tej chwili główny problem.Nie, na razie utrzymujemypełną blokadę informacyjną.Tylko tego by brakowało, żeby media zasiały panikę wśródludności cywilnej.- Skinął głową.- Dobra.Informuj mnie na bieżąco, bez względu na porę.-Odłożył słuchawkę i pokazał Karimowi al - Dżamilowi, żeby usiadł.- Co masz dla mnie?- W końcu przełom.- Karim al - Dżamil wręczył mu papiery, które dostał, gdywychodził z biura.- Rejestrujemy niezwykłą aktywność Dudżdży w eterze na terenie Jemenu.Dyrektor popatrzył na informacje.- Widzę, że zwłaszcza w prowincji Shabwah na południu.- To górzysty, słabo zaludniony rejon - dodał Karim al - Dżamil.- Doskonałe miejscedo budowy podziemnego ośrodka jądrowego.- Zgadza się - powiedział Stary.- Wyślij tam jak najszybciej drużyny Skorpion.Alechcę, żeby tym razem miały wsparcie lądowe.- Chwycił słuchawkę telefonu.- W Dżibutistacjonują dwa bataliony marines.Każę im wysłać pełną kompanię do pomocy naszym.-Błyszczały mu oczy.- Dobra robota, Martinie.Być może twoi ludzie umożliwili namzduszenie zagrożenia w zarodku.- Dziękuję, panie dyrektorze.Karim al - Dżamil się uśmiechnął.Stary miałby rację, gdyby raport nie zawierałfałszywych danych, które Dudżdża wysyłała w eter.Choć odludny obszar Shabwah rzeczywiście doskonale nadawał się na kryjówkę - on i jego brat rozważali kiedyś ten wariant- to w rzeczywistości podziemny ośrodek jądrowy organizacji znajdował się daleko odJemenu Południowego.Soraja pod jednym względem miała szczęście, choć początkowo ten uśmiech losu niezrobił na niej wrażenia: żyły rud metali w ścianach katakumb uniemożliwiały policjantowikontakt radiowy z resztą grupy.Był zdany na siebie.Odzyskała zimną krew i przestała się ruszać.Szarpanie się tylko pogarszało sytuację,bo zanurzała się coraz głębiej w dole ściekowym.Tkwiła w mule do krocza, a ukraińskipolicjant szedł w jej kierunku.Dopiero kiedy się zbliżył, zobaczyła, jaki jest przerażony.Kto wie, może stracił wkatakumbach brata albo córkę? W każdym razie, było jasne, że doskonale zdaje sobie sprawęz wielu niebezpieczeństw czyhających w każdym kącie tuneli.Widział ją teraz w miejscu, wktórym sam mógł się znalezć w każdej chwili, odkąd kazano mu wejść do katakumb.- Na litość boską, proszę mi pomóc!Policjant podszedł do krawędzi dołu i oświetlił latarką.Jedno ramię trzymała przedsobą, drugie za plecami.- Co pani tu robi?- Jestem turystką.Zgubiłam się.- Zaczęła płakać.- Boję się, że utonę.- Turystką? Na pewno nie.- Pokręcił głową.- Wiem, kim jesteś.Dla ciebie i twojegoprzyjaciela jest już za pózno.- Wyjął pistolet i wycelował w Soraję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •