[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wolny czas& Rozwścieczony Iantine przez chwilę nie był w stanie siępohamować.Nic dziwnego, że nikt inny w Akademii Domaize nie chciał podpisaćzamówienia z Bitry, pomyślał, trzęsąc się z tłumionego gniewu. No cóż kontynuował Chalkin, jakby to było najnormalniejsze w świeciezachowanie jak inaczej nazwać czas, w którym nie wykonujesz zleconej ci pracy?Iantine zaczął się zastanawiać, czy pracodawca wie, jak bardzo potrzebna jest mudokładnie taka kwota, jaką przewidziano w umowie.Nie wdawał się w Warowni w żadnerozmowy: wszyscy tu byli ponurzy i małomówni, nawet w chwilach najlepszego nastroju czyli zwykle przy posiłkach.Miał nadzieję, że nigdy nie trafi na zły humor służby.Uparcieodmawiał, gdy kucharze albo strażnicy proponowali mu maleńką partyjkę i z tego względuwszyscy traktowali go z niechęcią.Skąd więc ktoś miałby wiedzieć coś o jego życiuosobistym albo o powodach, dla których przyjął pracę w Bitrze?Tak więc, zamiast wracać do domu po wykonaniu dobrej roboty z kieszenią ciężką odmarek, Iantine spędzał czas wolny retuszując twarze przodków Chalkina na freskach wwielkiej sali. Z pewnością przyda ci się takie ćwiczenie powiedział Chalkin z fałszywąsympatią podczas codziennej inspekcji prac. Będziesz lepiej przygotowany, gdy przyjdzieczas na malowanie zadowalających portretów obecnego pokolenia.Wszyscy mają świńskie twarze, podsumował Iantine, i rodowe mięsiste nosy.O dziwojedna czy dwie prababki były całkiem przyjemne, o wiele za młode i za ładne dla mężczyzn owąskich wargach, którym je oddano.Szkoda, że męskie geny zdominowały ród.Naturalnie, musiał sporządzić specjalne farby do fresków, gdyż jadąc do Warowni niemiał pojęcia, że nakłonią go do tej pracy.Zorientował się również, że ilość farb olejnychgwałtownie zmalała, bo zużył zbyt wiele na kolejne, niezadowalające portrety.Miał wybór:albo posłać do Akademii Domaize po nowe farby, zapłacić za transport i długo czekać nadostawę, albo samemu znalezć surowce i zrobić barwniki.Doszedł do wniosku, że to lepszewyjście. Ile? wykrzyknął zdumiony, gdy kuchmistrz powiedział mu, jak wiele musizapłacić za jajka i olej, potrzebne do rozmieszania pigmentów. Ano tyle, a jeszcze dodatek za pożyczenie garnków, nie? oświadczył kucharz ikichnął.Miał nieustający katar, który nieraz spływał mu na górną wargę& jednak nieskapywał do przygotowywanych właśnie dań, Iantine przekonywał sam siebie z wielkąstanowczością. Muszę od ciebie pożyczać miski i garnki? młody malarz był zdumiony, jakbardzo zarazliwa była chciwość Chalkina. Ano, jak ja w nich nie robię, tylko ty, to należy się za najem, nie? tu kichnął takgwałtownie, że w zatokach nie pozostało mu chyba wreszcie ani trochę wydzieliny. Jak sięczegoś potrzebuje, to się zabiera ze sobą, nie? Lord zobaczy, że masz u siebie statki z kuchni iza to policzy.Ale nie mnie! i znów kichnął, podkreślając swe słowa wzruszeniem ramieniaw brudnobiałym kitlu. Przybyłem tu z odpowiednim zapasem narzędzi i materiałów do pracy, do którejmnie wynajęto odpowiedział Iantine, pohamowując gorące pragnienie, by wcisnąć twarztego człowieka w cienką zupkę, którą mieszał chochlą. No i co?Malarz wyszedł, sztywny z wściekłości.Próbował się pocieszać, że właśnieprzechodzi najsurowszą z możliwych lekcję postępowania z klientami.Poszukiwanie surowców na pigmenty było równie trudne, gdyż na bitrańskichwzgórzach zadomowiła się już ostra zima.Znalazł solidny kawał kamienia, zaokrąglony najednym końcu, doskonały na tłuczek, a potem skałę z zagłębieniem, która posłużyła jakomozdzierz.Jedno z górskich zboczy było całe porośnięte krzewami sabsab, z których korzeniwyrabiano żółty barwnik; w okolicy było dość kobaltu na błękity, a liście łapiej jagody pougotowaniu dawały cudownie czystą czerwień, bez śladu fioletu lub pomarańczy.Szczęśliwietrafił również na błota zawierające ochrę.Zamiast wypożyczać garnki, użyłposzczerbionych naczyń, które wygrzebał ze śmietnika.Musiał kupić olej podrzędnej jakościza cenę pierwszorzędnego surowca; w dodatku był pewien, że zapłacona za to marka nigdynie powędruje do kieszeni Lorda Chalkina.Znalazł dość kubków i spodków naczynia w Bitrze były marnej jakości bywystarczyło na wszystkie potrzebne kolory.Jeszcze nie skończył pracy, gdy Chaldonwydobrzał na tyle, by pozować po raz kolejny.Chłopiec schudł z powodu gorączki, która pojawiła się jednocześnie z wysypką, anadto bardzo osłabł i stał spokojnie, póki Iantine opowiadał mu różne zabawne historie.Malarz, wyzywając się w duchu od najgorszych pochlebców, nadał dziecku podobieństwo donajprzystojniejszego z przodków na odnowionym fresku.Mały był z tego ogromniezadowolony i pobiegł po matkę, wykrzykując, że wygląda zupełnie jak pradziadzio, tak jak tomamusia zawsze powtarza.Ta sama sztuczka nie najlepiej udała się w przypadku Lucchi, która wyzdrowiałanastępna.Cera dziewczynki zżółkła, włosy się przerzedziły i zanadto wychudła, cobynajmniej nie poprawiło jej przeciętnej urody.Postanowił upodobnić ją do praprababki, alenie miała odpowiedniego kształtu twarzy, i sam musiał przyznać, że rezultat jestniezadowalający. To przez tę chorobę mruknął, gdy Chalkin do spółki z Nadoną recytowali długąlistę różnic między portretem a modelką.Lepiej mu poszło z Lonadą i Briskinem który, o kilka kilo lżejszy, przypominał bratapradziadka mężczyznę o wychudłej twarzy, wydatnej dolnej wardze i ogromnych uszach.Przewidująco zmniejszył je na swoim malowidle, zastanawiając się, jakiej sztuczki użyłkolega artysta z dawnych czasów, by model pogodził się z takimi niepochlebnymiprzydatkami na swym portrecie.Gdy skończył tę dwójkę, poprawił Lucchę: trochę przybrała na wadze i miała niecolepszą cerę.Nie bardzo, ale wystarczająco.Odrobinę szerzej rozstawił oczy w malowanejtwarzy, co niesłychanie dodało jej urody.Szkoda, że modelce nic już nie mogło pomóc.Przypomniał sobie, jak mówiono, że Ojcowie Założyciele potrafili zmieniać kształt nosów iodstających uszu&W końcu, z wielką niechęcią, zaproponowawszy tyle drobnych poprawek do czterechportrecików, bynajmniej nie miniaturowych na tym etapie, doprowadzając artystę do stanu, wktórym był bliski połamania czegoś najchętniej karku swym gospodarzom Lord i LadyBitry uznali, że obrazy są zadowalające.Ostatnia krytyczna sesja potrwała aż do póznej nocy,ciemnej i burzliwej; wycie wiatru słyszało się nawet przez trzymetrowe skalne ściany.Tak więc, znużony, lecz wielce odprężony zszedł do swej komnatki na dolnym piętrzei dopiero tam poczuł przenikliwe zimno.W wielkiej sali, gdzie ogień huczał w czterechkominkach, panowała znośna temperatura, lecz na dole nie było ogrzewania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]