[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydał się jej niby wyciosany z czarnej skały: kwadratowe ramiona, talia ściśnięta szerokimpasem ze skóry i żelaza, mocne mięśnie ud wyraznie rysującesię pod przylegającymi ściśle do ciała skórzanymi spodniami.Cała jego postawa: rozstawione szeroko nogi, ręcesplecione za plecami, była postawą sędziego.Chłodnego,podejrzliwego obserwatora.Stał nieruchomo, jakby czegoś oczekiwał.Wydawał sięzupełnie różny od znanego Angelice księcia Morza Zródziemnego.Rozpoznawała jedynie wąską głowę, przewiązaną nasposób hiszpański ciemną satynową chustą, grozną maskęze skóry, czarną, kędzierzawą brodę, która optycznie wydłużała twarz; wzrok miał błyszczący, przenikliwy i tajemniczy.Tak, to był Rescator, ale emanował jakąś nową siłąmagiczną, zjadliwszą i ostrzejszą.Przez cały czas marzyłao enigmatycznej postaci podobnej do bohaterów tysiącai jednej nocy; teraz zrozumiała, że ma przed sobą pirata.416Dwie weneckie lampy ze złotym i czerwonym kloszemrzucały nań światło, co nie czyniło go bynajmniej łagodniejszym w wyglądzie.Nagły przechył pchnął Angelikę na drzwi.Wtedy czarnyposąg poruszył się wreszcie.Ramiona zadrżały mu spazmatycznie, głowa opadła do tyłu.Zorientowała się, że Rescator śmieje się swoim zduszonym śmiechem, kończącym się atakiem kaszlu. Francuzka z Candii! wykrzyknął.Jego dziki, przytłumiony, niekiedy lekko skrzypiący głosoddziałał na Angelikę jak niegdyś.Przejęło ją dobrze znane,rozdzierające i bolesne uczucie nie do zniesienia, a przecieżchciała przeżywać je wciąż na nowo.Patrzyła, jak zbliża się do niej wyważonym krokiem.Zęby znaczyły białą linię pośród gęstej brody.To, że się śmiał, zdekoncentrowało ją bardziej, niż gdybyobrzucił ją inwektywami. Dlaczego pan się śmieje? spytała, starając się nieokazać zdenerwowania. Zastanawiam się nad fenomenem, który z najpiękniejszej niewolnicy Morza Zródziemnego, odkupionej przezemnie za fortunę, uczynił dziś kobietę, za którą nie dałbymstu piastrów.Nie mógł być już bardziej pogardliwy i bezczelny.Angelika uzmysłowiła sobie, jak wygląda: przemoczona, poraniona, potargana, w podartym ubraniu kobiety z ludu,w czarnym, ociekającym wodą czepku, z kosmykami włosów przylepionymi do policzków prawdziwa czarownica.Kolejny cios nie załamał jej bynajmniej, przeciwnie, wyzwolił nowe siły, które skłoniły ją do odpowiedniej reakcji. Och! Doprawdy powiedziała z sarkazmem tymlepiej, nie będzie pan miał żalu, o ile miał go pan kiedykolwiek, o to, co zdarzyło się w Candii.Oparta o drzwi, z podniesionym czołem i błyszczącymioczyma obserwowała zamaskowanego mężczyznę, stwierdzając, że wcale się go już nie boi.Zdecydowała, że to onwłaśnie ich uratuje; on i jego statek byli ich ostatnią szansą.Teraz należało go tylko podejść i przekonać.A przecież417wydawał się tak hermetyczny, odległy, nie całkiem rzeczywisty, niby zawieszony pomiędzy snem a jawą.Panującacisza jeszcze potęgowała to wrażenie.Tak bardzo pragnęła, by znowu zaczął mówić.Dzwiękjego głosu pomógłby jej wyrwać się spod magnetycznej siływzroku. Nie brakuje pani zuchwałości, by przypominać miswoje wybryki odezwał się w końcu. Jak udało siępani mnie tu znalezć? Widziałam pana dziś rano, kiedy przechodziłam nadbrzeżem.Stał pan nad urwiskiem i spoglądał w stronęmiasta.Zadrżał niby zraniony do żywego. Najwyrazniej przeznaczenie drwi sobie ze mnie! wykrzyknął. Przeszła pani tuż koło mnie, a ja jej niezauważyłem? Skryłam się w zaroślach. A jednak powinienem był panią dojrzeć odparł zezłością w głosie. W jakiż to dziwny sposób pojawia siępani i znika, wymykając mi się z rąk.?Zaczął chodzić tam i z powrotem po pokoju.To już byłolepsze niż poprzednia nieruchoma i nieprzyjazna poza. Nie omieszkam podziękować moim ludziom za pilnestrzeżenie okolicy ciągnął wzburzony. Czy mówiłapani komuś o naszej tu obecności?Potrząsnęła przecząco głową. Ma pani szczęście.A więc ujrzawszy nas uciekłapani po raz kolejny, by pojawić się u mnie teraz, o północy.Dlaczego? W jakim celu pani przyszła? Przyszłam prosić, by wziął pan na pokład ludzi, którzy najpózniej jutro rano muszą odpłynąć z La Rochellew kierunku wysp amerykańskich. Pasażerowie?Rescator zatrzymał się.Jego ruchy pełne były gracji i harmonii.Mimo szaleńczego kołysania statku poruszał sięz kocią zwinnością.Angelice stanęła naraz przed oczamijego sylwetka żonglera rzucającego z dzioba kotwicę mającąuratować żaglowiec Dauphine".I gdy tak stała w owymmarynarskim salonie, część jej duszy wciąż rozpamiętywała418wyrwane z przeszłości zdarzenia.Poszukiwała fascynującegomężczyzny w czerni.Tak jak niegdyś, gdy zbliżał się do niejpo raz pierwszy, opanowywał wszystkie jej myśli, przykuwałcałą uwagę.Niby rój dziwnych motyli w myślach jej krążyły dawnozapomniane słowa Ellis, greckiej niewolnicy: uwodzi, podbija wszystkie kobiety.otumania je, zaczarowuje.! %7ładnajeszcze nie zdołała mu się oprzeć, każda ulega.Ze zdziwieniem usłyszała własny głos: Tak, pasażerowie.Dobrze panu zapłacą. Cóż to mogą być za podróżni, tak potrzebujący pomocy korsarskiego statku? Z pewnością uciekinierzy. Uciekinierzy to właściwe słowo.Chodzi o rodzinyprotestanckie.Król Francji nie chce dłużej heretykóww swoim królestwie.Ci, którzy nie zgadzają się na zmianęwyznania, muszą opuścić kraj, by uchronić się przed więzieniem.Ale wybrzeże jest pilnie strzeżone, trudno się potajemnie wymknąć z portu. Powiedziała pani: rodziny.? Czyżby wśród nich byłykobiety.? Tak.tak. I dzieci.? Tak.przede wszystkim dzieci odparła bezdzwięcznie.Ujrzała je raptem wszystkie, tańczące wokół drzewa palmowego z roześmianymi buziami, różowymi policzkamii oczyma pełnymi gwiazd.Pośród ryku burzy usłyszałastukot małych sabotów.Wiedziała jednak, że to wyznanie skazuje ich na odmowę.Kapitanowie statków z ciężkim sercem zgadzają się napasażerów.Jeśli chodzi o kobiety i dzieci, mogą je zaakceptować jako podłego gatunku towar, godny jedynie przekleństw.Cały czas się tylko skarżą, chorują, kolejno umierają, a mężczyzni o byle głupstwo zaczynają się bić z powodu kobiet.Angelika dostatecznie długo żyła w portowej La Ro-chelle, by móc ocenić niestosowność i zuchwałość własnejprośby.Jak opowiedzieć piratowi o adwokacie Carrerze419i jego jedenaściorgu dzieciach.? Pewność siebie Angelikinieco osłabła. Coraz lepiej! szydził Rescator
[ Pobierz całość w formacie PDF ]