[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale w innysposób mogłem się jej odwdzięczyć.Stypendia dla synów, cofnięcieplanu sprzedaży parceli korporacji w Willow Glen przeznaczonej nazabudowę.Przez trzydzieści lat Magna skupowała wszelkie rolniczenadwyżki i do pewnego poziomu pokrywała ewentualne straty. Tyczyło to nie tylko Helen, ale całego miasteczka. Płaciliście im, żeby nie sadzili jabłoni  powiedziałem. Stara amerykańska tradycja  rzekł. Powinien pan spróbowaćmiodu Wendy i jabłecznika.Nasi pracownicy przepadają za tym.Przypomniały mi się słowa Helen. Nie chcą sprzedać.Wszystko to zmierza do tego, by Willow Glenstało się zabitą deskami dziurą.Shirlee i Jaspera trzymali z daleka od ludzkich oczu. Co Helen wiedziała o tej sprawie? Niewiele.Dla jej własnego dobra. Co się stanie z Ransomami? Nic się nie zmieni.Nadal będą wiedli to swoje cudowne pierwotneżycie.Czy widział pan na ich twarzach choćby cień cierpienia,doktorze? Nie mają żadnych potrzeb, Helen się nimi opiekuje.Przedtemrobiłem to ja.Pozwoliłem sobie na uśmiech.Dyskretny. W porządku  powiedziałem. Jest pan Matką Teresą.Więc jak tosię stało, że zginęło tylu ludzi? Niektórzy na to zasłużyli  odparł. Brzmi to jak cytat z prezesa Beldinga.Brak reakcji. A Sharon? Czy ona zasłużyła na śmierć, bo chciała się dowiedzieć,kim właściwie jest?Wstał, patrzył na mnie z góry szeroko otwartymi oczami.Porzuciłem wszelkie wątpliwości.Znów był Człowiekiem PełniącymObowiązki. Słowa są tylko słowami  powiedział. Proszę za mną.Ruszyliśmy w stronę pustyni.Małą latarką oświetlał drogę przednami, wychwytywał wszelkie wgłębienia, rzucał światło na kępykrzewów, smukłe kaktusy saguaryjskie wspinające się ku niebu.Po mniej więcej pół mili promień objął mały, o opływowychkształtach pojazd  wózek golfowy, którym Hummel przywiózł mnietutaj.Ciemny, opony przystosowane do pustynnych bezdroży.Na drzwiach wielka, pochyła litera M.Usiadł za kierownicą i zaprosił mnie do środka.Tym razem podróżbez opaski na oczach, co oznacza, że albo godzien już byłem zaufania,albo śmierci.Nacisnął kilka guziczków.Przednie światła.Cichy szumelektrycznego silnika.Jeszcze jedno pstryknięcie, zwiększenieczęstotliwości drgań, i ruszyliśmy.Z zadziwiającą szybkością,dwukrotnie szybciej, niż podczas jazdy z sadystą Hummelem.Nigdybym nie przypuszczał, że silnik o napędzie elektrycznym ma taki zryw.Ale przecież znajdowałem się na Terytorium Wielkiej Techniki.RanchoPatentów.Przeszło godzinę jechaliśmy w milczeniu, przecinając jałową ziemię.Wciąż było upalnie, a w powietrzu unosił się błogi zapach, łagodnyaromat ziół.Gdy pojazd wznosił chmury brązowego piasku, Vidal kaszlał, cojednak nie przeszkadzało mu prowadzić.Granitowe góry wyglądały jakdelikatny szkic ołówkiem na czarnym papierze.Jeszcze jedno naciśnięcie guzika i pojawił się księżyc, gigantyczny,mlecznobiały, tuż nad ziemią.Nie żaden księżyc, tylko olbrzymia piłka golfowa, oświetlona odwewnątrz.Kopuła o średnicy około dziesięciu metrów.Vidal dojechał do niej i zaparkował pojazd.Powierzchnię kopułytworzyły białe, plastikowe, sześciokątne płyty, poprzedzielane rurkamiz białego metalu.Szukałem wzrokiem namiotu, jaki opisywał Cross,tego, z którego komunikował się z Beldingiem.  Przypadki miliardera  powiedziałem. Idiotyczna chała  rzekł Vidal. Leland ubrdał sobie, że winnapowstać kronika jego żywota. Dlaczego wybrał Crossa?Wysiedliśmy z wózka. Nie mam zielonego pojęcia; już panu mówiłem, że mi się niezwierzał, nie dopuszczał mnie do siebie.Nie było mnie w kraju, gdymontował tę całą imprezę.Pózniej zmienił zdanie i za odpowiednią gotówkę kazał mi zwinąć ów namiot.Cross wziął pieniądze, ale nieprzestał pisać.Leland był bardzo niezadowolony z takiego obrotuspraw. Kolejna misja badawczo-destrakcyjna. Wszystko było przeprowadzone legalnie, na drodze sądowej. Włamanie się do jego sejfu nie było aktem zgodnym z prawem.Czy wynajął pan do tego te same typy, które przeprowadziły akcję wdomu przy Fontaine?Wyraz jego twarzy świadczył dobitnie, że pytanie nie jest godneodpowiedzi.Szliśmy dalej. A co pan powie o samobójstwie Crossa? Cross był człowiekiem słabym, nie potrafił dojść ze sobą do ładu. Twierdzi pan zatem, że to było autentyczne samobójstwo? Oczywiście. A gdyby sam nie podniósł na siebie ręki, pozwoliłby pan mu żyć?Uśmiechnął się, potrząsnął głową. Już panu mówiłem, doktorze, że ja nie zajmuję się wykańczaniemludzi.Poza tym Cross nie był grozny.I tak nikt mu nie wierzył.Drzwi były białe, bez jednej szczeliny, wtopione w ścianę.Położyłdłoń na gałce, spojrzał na mnie i przekazał wiadomość: Cross zatruł zródło płynące z opowieści Beldinga.Nikt by mi nie uwierzył.Tego dnia w ogóle nie było.Spojrzałem na kopułę.Migotała w blasku gwiazd niczym olbrzymiameduza.Plastikowe płyty dawały zapach nowego samochodu.Przekręcił gałkę.Weszliśmy do środka.Drzwi zamknęły się za nami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •