[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co jest niezwykłe w świetle paniniedawno zawartego małżeństwa.Wolałbym rozmawiać o takichkwestiach z pani mężem, ale poinstruowano mnie, abym przedłożyłofertę na pani ręce.Sara nie poprosiła go, by usiadł.Czekała w milczeniu, aż wyjąłze skórzanej teczki plik papierów.RS- Tak, mam wszystko w porządku.- Zerknął na nie.Podał jejpapiery.- Tutaj widzi pani ofertę kupna farmy Quilley, domu i ziemi,oraz sumę proponowaną - rzekł, sięgając ręką przez jej ramię.Sara zauważyła, że kwota znacznie wzrosła od czasu propozycjiHaynesa.Przejrzała dokument do końca, ignorując grymas adwokata.- Kto jest pańskim klientem?- Moja droga hrabino, to nie jest wiedza, którą mogę się dzielić.- Czyżby? Nie jestem dla pana droga, panie Swithernton.Przełknął ślinę i ostrożnie schylił głowę w geście przeprosin, alepotem zebrał się w garść.368- Mój klient nalega na całkowitą anonimowość.Rozumiem, że nie ma pani żadnego doświadczenia w tych sprawach, ale takiesytuacje nie należą do rzadkości przy kupnie ziemi.- Śmiem twierdzić - Sara miała go już dość - że niezależnie odwszystkiego nie mam zamiaru sprzedawać farmy Quilley.Może topan przekazać swojemu klientowi.Podała mu papiery.Ten zrobił krok w tył, nie chcąc ich przyjąć.- To bardzo hojna oferta, lady Meredith.Z całego serca radzę,aby skonsultowała pani tę sprawę z mężem, zanim postąpi pani zbytpochopnie.Rezygnowanie z tak wielkiej sumy byłoby nierozsądnymkaprysem.Damy oczywiście nie mogą znać się na takich sprawach,zalecam zatem, aby porozmawiała pani z mężem.On będzie wiedział,co jest najlepsze.Sara nie odezwała się słowem, dopiero po chwili milczeniaRSrzekła:- Panie Switherton, nie mogę zrozumieć, że nie pojął panjeszcze, iż tytuł własności do farmy stanowi moją własność zpewnego powodu.Po części powodem tym jest fakt, że mogęodrzucać takie propozycje jak pańska.- Cisnęła papierami.Adwokatchwycił je i przycisnął do piersi.- Mogę też oszczędzić mojemumężowi konieczności spotkania z takimi adwokatami, jak pan.Mojaodmowa nie jest pospieszna, jest całkowicie przemyślana.Quilleyzostanie w moich rękach z powodów, które pana nie dotyczą, i to sięnie zmieni.369Przez kilka ciężkich chwil patrzyła mu w oczy, a potem dodała spokojnym tonem:- Crisp, pokaż panu Swithertonowi drogę do wyjścia.- Oczywiście, madam.Tędy, proszę pana.Sara ukryła uśmiech z powodu tonu Crispa, który wyraźnieprzekazywał adwokatowi, że pod nieobecność hrabiego on mupokaże, gdzie jego miejsce.Crisp był więcej niż zadowolony, że mógłto zrobić.Myśl ta ją uspokoiła.Spojrzała na sekretarzyk, ale nie miała nicwięcej do roboty.Wstała i usiadła na sofie.Jak zwykle czekało na niąszycie, jednak.Zastanowiła się, czy nie udać się na spacer doogrodu, kiedy wrócił Crisp z zapytaniem, czy nie miałaby ochoty namałą przekąskę.- Dziękuję, Crisp.Byłoby wspaniale.- Uśmiechnęła się, kiedyodszedł.Crisp i Figgs byli naprawdę bardzo dla niej mili.Cała służbaRSbyła uczynna, ale nie nachalna.Wszyscy znali swoją pracę i potrafilisię do niej dopasować, nie narzucając manier poprzedniej pani domu.Przynajmniej z tego punktu widzenia było jej łatwo wcielić się w rolęhrabiny.Co do reszty, pozycja ta była ciężarem.Jadła, zatopiona wmyślach.Syciła się najnowszymi potrawami kucharza, bo przezostatnie dni mogła jedynie przełknąć kawałek grzanki na śniadanie.Zdecydowała, że spacer w ogrodzie dopełni dzieła odnowy.Szła ścieżką, radując się widokiem nieśmiałych pączków nagałązkach krzewów.Zapomniała na chwilę o kłopotach w sierocińcu i370o ofercie adwokata, kiedy do głowy przyszła jej nieoczekiwana i przerażająca myśl, która łączyła obie te sprawy.- Dobry Boże! - Stanęła jak wryta.- A jeśli.?Jeśli naprawdę obie te sprawy się łączą? Ktoś nagabujeCharliego, aby sprzedał farmę, potem wydarzają się wypadki wsierocińcu.A jeśli anonimowy kupiec zdecyduje się uprzykrzyć imżycie tak, że w końcu stracą resztki wytrzymałości?Z pewnością nie, potrząsnęła głową, ale jej umysł płatał figle.Myśl, która w niej zakiełkowała, nie umrze tak łatwo.Spacerowała, zastanawiając się nad tym; jedynym powiązaniem byłoto, że wypadki zbiegły się w czasie z ofertami kupna.Ale i to możnabyło całkiem niewinnie wytłumaczyć.Usiłowała się sama przekonać,że nie było logicznego powodu, by łączyć te sprawy.RS371Rozdział 16Nie mogła jednak całkiem nie myśleć o tym, że taka możliwośćistnieje.Sobotnie popołudnie zastało ją w ogrodzie różanym; było tamcicho i spokojnie, nikt nie zakłócał jej samotności i Sara przechadzałasię, od czasu do czasu mrucząc coś pod nosem.W salonie zawszemogła spotkać Charliego lub Crispa, lub kogoś ze służby, kogozmartwiłby wyraz jej zatroskanej twarzy.Od kiedy w jej głowie pojawiła się ta okropna myśl, nie mogłaskupić się na niczym innym niż na przeświadczeniu, że istnieje jakieśpowiązanie pomiędzy wypadkami a ofertami kupna posiadłości.Terazzastanawiała się, co począć, kogo spytać o radę.Ojca? Pomimo tego,co o niej wiedział, pewnie pomyślałby, że zamartwia się bez powodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]