[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziałam, że z pieniędzmi jest kiepsko, więc kiedy mamazaczęła podpytywać, co chciałabym dostać na szesnasteurodziny, dałam jej po prostu krótką listę książek.A gdyspytała z niedowierzaniem, czy to naprawdę wszystko, czegochcę, odparłam, że tak, że mam już wszystko, czego mipotrzeba do szczęścia.To, rzecz jasna, była nie do końca prawda.Było coś, cobardzo chciałam dostać, ale uznałam, że poproszenie jej o tobyłoby samolubne.Mama jezdziła samochodem, który nadawałsię już tylko na złom, a do pracy ubierała się w kostiumy, którenosiła od piętnastu lat.Nie pamiętałam, kiedy ostatnio kupiłasobie coś nowego.Ale zawsze dobrze jadłyśmy, zawsze były teżpieniądze na nowe ubrania i buty dla mnie, a także na książki ipłyty, które chciałam mieć, oraz na bilety do kina.Widziałam,że mama przedkłada moje potrzeby nad własne, i nie zamierza-łam nadużywać jej dobroci.Ale było coś, czego pragnęłam tak bardzo, jeśli nie bardziej,gdy pragnęłam mieć flet, kiedy byłam małą dziewczynką.Marzyłam o laptopie; jednym z tych nowych, które widziałamkiedyś na zakupach z mamą.Są tak lekkie i małe, że możnawsunąć je do torby na ramię, bo nie zabierają więcej miejscaniż zeszyt formatu A-4.Miałyśmy komputer stacjonarny w małym frontowympokoiku, w którym mama urządziła swój gabinet.Ale był tokomputer ponaddziesięcioletni (nowszy, oczywiście, zabrałojciec, kiedy się wyprowadzał), czyli już mocno podstarzały, imiał swoje dziwactwa - ciągle się zawieszał bez widocznejprzyczyny, często nie można go było zamknąć i pracowałwolno, irytująco wolno.Korzystałam z niego, kiedy chciałamwejść do sieci, ale nigdy nie czułam się wtedy swobodnie.Wiedziałam, że to komputer mamy, służący jej do pracy, izawsze się bałam, że przypadkowo skasuję jakieś zeznanie albolistę szkód, nad którą spędziła wiele godzin.Wolałam pisaćwypracowania ręcznie, zamiast zmagać się z bestią , jak gonazywałyśmy.Własny komputer bardzo ułatwiłby miodrabianie prac domowych i zaoszczędził mnóstwo czasu.Mogłabym przenosić całe akapity z miejsca na miejsce, usuwaćfragmenty, które mi się nie podobały (zamiast wykreślać jemozolnie linijka po linijce), sprawdzać pisownię i na bieżącokontrolować liczbę napisanych słów.Egzaminy końcowe były coraz bliżej, więc laptop naprawdębardzo by mi się przydał, biorąc pod uwagę te wszystkie eseje,które musiałam napisać.A gdybym nauczyła się pisać na nimdość szybko, pózniej, już na studiach, mogłabym korzystać zniego na wykładach, zamiast notować wszystko ręcznie.Ale najbardziej ekscytowała mnie myśl, jak bardzowspomógłby moje próby pisarskie.Może pokusiłabym się ojakąś dłuższą formę - może nawet powieść.Ale mamie nie powiedziałam o tym ani słowa.Gdyby tylkozaświtała jej w głowie myśl, że chciałabym dostać komputer,na pewno by mi go kupiła - choćby musiała z tego powoduchodzić do pracy w dziurawych butach i podartych rajstopach.11Skończył się marzec i zaczął kwiecień.Dni upływały wprzyjemnej monotonii - rano przychodził Roger, po południupani Harris.Uczyłam się systematycznie i wszystkowskazywało na to, że poradzę sobie na egzaminach, doktórych zostały już tylko trzy miesiące.Mama ciągle pracowa-ła za trzech, znosząc bezczelne uwagi i lepkie ręce Blakely ego.Zbliżały się moje urodziny.Na myśl o tym, że skończęszesnaście lat, czułam się podekscytowana.Dostałam trochępieniędzy od mojej sędziwej babki z Walii, a kilkoro dalszychkrewnych przysłało kartki z życzeniami, które mama postawiłana kredensie.Kartka przyszła też ze szpitala od pielęgniarek,które się tam mną opiekowały.Zaskoczył mnie list z policji i najlepsze życzenia ze szkoły, podpisane przez szczerzeżyczliwego dyrektora.Podarłam je na strzępy i wyrzuciłam dokosza.Chociaż usiłowałam o tym nie myśleć, czekałam na coś odtaty.Nic jednak nie przyszło.Ten akt małostkowegookrucieństwa głęboko mnie zranił.Im bardziej starałam się toignorować, tym bardziej mnie irytowało.Wciąż nie mogłamuwierzyć, że nasza relacja dobiegła końca i prawdopodobniejuż nigdy go nie zobaczę.Wiedziałam, że ojciec ma nasz nowyadres, więc zaczęłam podejrzewać, że mama przechwyciłaprezent od niego - któregoś dnia przetrząsnęłam nawetwszystkie kubły na śmieci.Ale gdy zastanowiłam się nad tymracjonalnie, zrozumiałam, że mama nie mogłaby niczegoprzede mną ukryć, bo listonosz przychodził zwykle w ciągudnia, kiedy ona była w pracy.Ojciec nawet nie zadzwonił, kiedywyszłam ze szpitala, więc dlaczego miałby się skontaktować zpowodu moich szesnastych urodzin? Zły, że stanęłam postronie mamy i zdecydowałam się zamieszkać z nią, a nie znim, zdławił w sobie uczucia, którymi kiedyś tak hojnie mnieobdarzał, zupełnie jakby zakręcił kran z wodą.Jedenasty kwietnia wypadał w tym roku we wtorek.Wwigilię moich urodzin mama zadzwoniła koło szóstej ipowiedziała, że wróci trochę pózniej - Blakely poprosił ją,żeby zaczekała na klienta, który mógł przyjść dopiero pozamknięciu biura.(Jesteś zdecydowanie za miękka,Elisabeth!)Skończyłam odrabiać prace domowe dość wcześnie, alezamiast rysować przy stole w jadalni, postanowiłamprzygotować kolację.Po tym, co spotkało mnie w szkole, wciążnie znosiłam zapalać gazu, jeśli jednak odkręcałam kurek tylkotrochę, udawało mi się nie krzyknąć, kiedy przytykałamzapałkę do palnika.Jakoś więc sobie poradziłam.Przyrządziłam spaghetti bolognese, które wyszło naprawdędobrze i było gotowe dokładnie w chwili, w której mamawłożyła klucz do zamka.- Co to? - spytała z uśmiechem, wchodząc do kuchni.-Wydawało mi się, że jutro są twoje urodziny, a nie moje.Pocałowała mnie, przytykając zimny nos do mojego ciepłegopoliczka.- Zmarzłaś - zauważyłam.- Tak, ochłodziło się.I zaczyna padać.Mama poszła się przebrać, a ja włączyłam Cyganerię,postawiłam na kuchennym stole dwa talerze i zapaliłampachnące świece.Otworzyłam czerwone wino, nalałam dokieliszków, a potem zakorkowałam butelkę i odstawiłam ją zpowrotem na półkę w spiżarni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]