[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieobecność pułkownika odnotowano zarówno w kwaterzeregimentu, jak i jego mieszkaniu przy Hadrian Square w chwili, gdy 4.regimentowidragonów formalnie nadano nazwę  Książęcego i przydzielono nowe obowiązki gwardiipałacowej, eskorty ministerialnej i kompanii honorowej.Podczas tej uroczystości pułkownikaTrappinga zastąpił podpułkownik Noland Aspiche, który został mianowany dowódcą przezdiuka Staelmaere, w obecności przedstawicieli pałacu.Pomimo obaw wyrażanych wnajwyższych kręgach władze nie zdołały ustalić miejsca pobytu.Chang przerwał lekturę i przetarł oczy.Dowiedział się wszystkiego, co chciałwiedzieć - lub co mógł ustalić w tym momencie.Albo ukrywano prawdę, albo rzeczywiścienie znano faktów.Nie wierzył, by poczynania Trappinga były owiane tak głęboką tajemnicą -w końcu sam śledził go bez trudu - lecz od tamtej chwili mogło wydarzyć się wiele rzeczy,zmieniających pozornie bezdyskusyjne fakty.Westchnął.Chociaż jego udział w tej sprawiepowinien już się zakończyć, stało się bardziej prawdopodobne, że to zaledwie początek.Wszystko zależało od klienta.Już miał przewrócić kartkę, gdy jego uwagę przykuł inny nagłówek.Jakiś ziemianin -lord Tarr, o którym nigdy nie słyszał - został zamordowany.Chang rzucił okiem na tekst idowiedział się, że słabowity Tarr został znaleziony w swoim ogrodzie, w nocnej koszuli i zrozszarpanym gardłem.Aczkolwiek mogło go zaatakować jakieś zwierzę, podejrzewano, żerana została brutalnie powiększona, aby zamaskować głęboką ranę ciętą.Zledztwo było wtoku.Zawsze toczy się jakieś śledztwo, pomyślał filozoficznie Chang, sięgając po filiżankę.Dlatego stale miał pracę.Nikt nie lubi czekać.*Jakby na dany sygnał, ktoś w pobliżu dyskretnie zakaszlał.Chang podniósł głowę izobaczył żołnierza w mundurze - w czerwonym płaszczu i spodniach, w czarnych butach, zmosiężnym hełmem zwieńczonym czubem z końskiego włosia w jednej ręce, a drugątrzymającą rękojeść długiej szabli - stojącego w progu, jakby wchodząc do Raton Marinę,miał splamić swój żołnierski honor.Zwróciwszy na siebie uwagę Changa, żołnierz skłonił sięi strzelił obcasami.- Może zechce pan dotrzymać mi towarzystwa - rzekł z szacunkiem do Changa. Pozostali goście zachowali się tak, jakby niczego nie słyszeli.Chang skinąłżołnierzowi głową i wstał.To nastąpiło szybciej, niż przypuszczał.Wziął swoją laskę, agazetę zostawił komuś do przeczytania.Bez słowa poszli w kierunku rzeki.Jaskrawy mundur żołnierza zdawał się wibrowaćna tle jednobarwnego otoczenia: kamieni bruku, pstrokato szarego tynku i czarnych kałużcuchnącej wody.Chang wiedział, że jego płaszcz wygląda podobnie i uśmiechnął się na myślo tym, że przypadkowy przechodzień uznałby ich za dziwaczną parę, co z pewnością niespodobałoby się żołnierzowi.Skręcili za róg i wyszli na kamienny taras nad rzeką.Pod nimiprzepływał czarny nurt, a przeciwległy brzeg był ledwie widoczny przez pasma mgły, którajeszcze nie do końca rozeszła się po nocy lub dopiero zaczęła gęstnieć.W dawnych dobrychczasach tej dzielnicy taras był przystanią dla statków wycieczkowych i łodzi.Od dawna zostałpozostawiony własnemu losowi i regularnie wykorzystywany po zmroku jako miejscezałatwiania podejrzanych interesów.Tak jak Chang oczekiwał, podpułkownik Noland Aspiche stał tam i czekał na niegorazem z adiutantem i trzema innymi żołnierzami.Dwaj następni oczekiwali w łodziprzycumowanej do schodów.Chang przystanął, pozwalając eskortującemu podejść dodowódcy, strzelić obcasami i złożyć meldunek, wskazując Changa.Aspiche kiwnął głową ipo chwili podszedł do Kardynała, który stał w miejscu, gdzie pozostali nie mogli ich usłyszeć.- Gdzie on jest? - warknął ściszonym głosem.Aspiche był żylastym, szczupłymmężczyzną o krótko ściętych przerzedzonych włosach.Z kieszeni czerwonej kurtki wyjąłcienkie cygaro, odgryzł koniec, wypluł i wyciągnął pudełko zapałek.Odwrócił się plecami dowiatru i zapalił jedną, pykając, aż cygaro zaczęło się palić.Wydmuchnął obłoczekniebieskiego dymu i ponownie obrzucił Changa przenikliwym spojrzeniem.- No? Co maszmi do powiedzenia?Chang z zasady gardził wszystkimi przedstawicielami władzy, bo choć zwykleskrywał to z czysto pragmatycznych powodów lub poszanowania tradycji, postrzegałwszelkie instytucje jedynie jako środek do realizacji arbitralnych poglądów osób piastującychwysokie stanowiska, co potwornie go irytowało.Kościół, wojsko, rząd, arystokracja, kręgibiznesu - włos jeżył mu się na samą myśl o tych instytucjach, więc choć był gotów uznaćAspiche a za kompetentnego oficera, widząc sposób, w jaki odgryzł i wypluł koniec cygara,Chang miał ochotę potraktować go brzytwą, nie zważając na konsekwencje.Zamiast tego stałnieruchomo i odpowiedział podpułkownikowi najspokojniej, jak zdołał.- On nie żyje.- Jesteś pewien? Co zrobiłeś z ciałem? Aspiche mówił, ledwie poruszając wargami, stojąc zupełnie nieruchomo, tak że dlapatrzących na jego plecy żołnierzy zaledwie słuchał Changa.- Nic nie robiłem z jego ciałem.Nie zabiłem go.- Przecież kazaliśmy.otrzymałeś instrukcje.- Już nie żył.Aspiche milczał.- Zledziłem go od Hadrian Square aż do Orange Canal.Tam spotkał się z grupką ludzii razem wsiedli na niewielką łódz, którą popłynęli kanałem.Po przybiciu do brzegu umieściliładunek na dwóch wozach, które pojechały do pobliskiego domu.Dużego domu.Czy panwie, czyj to dom, w pobliżu Orange Canal?Aspiche splunął.- Mogę zgadywać.- Najwyrazniej była to niezwykła okazja.Sądzę, że pretekstem były zaręczyny córkilorda.Aspiche kiwnął głową.- Z tym Niemcem.- Zdołałem dostać się do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    s/6.php") ?>