[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moja siostra niedobitek.Czasem spotykałyśmy tam dziwną kobietę w łachmanach, z tekturową walizką, jakby była w nieustannej podróży.W poszarpanym czerwonym kapeluszu z szerokim rondem.Pamiętasz? Nazywała się Kocińska, a może to było jej imię? Tak się nam przedstawiła, „Kocińska jestem, dzieńdoberek”.Za pierwszym razem przestraszyłam się, a Ty zaczęłaś się śmiać jak głupia i wyciągnęłaś do niej ręce.Kocińska zapytała, kim jesteśmy i co tu robimy, a Ty odpowiedziałaś: „Ewa i Alicja, my tu jesteśmy pochowane”.Kiedyś przyniosła pomarańczę.„Prosto z Hiszpanii!” powiedziała i może tak było, może właśnie wróciła z Madrytu.Gdy zjadłyśmy owoc, nagle rozpłakałaś się i powtarzałaś „nie ma, nie ma”.Myślałaś, że coś tak pięknego stworzono tylko w jednym egzemplarzu.Z matką było wtedy coraz gorzej.Do ojca dotarło, że to wariatka, gdy wybrała się nago na rowerze do szkoły, w której uczył.Stuknięta Lady Godiva na przedwojennej damce.Ojciec stracił pracę, ale wtedy i tak wolał już towarzystwo duchów podziemi niż uczniów.Od nas też się odsuwał, coraz częściej nie wracał do domu.Zamykał się w sobie, a tam jest miejsce tylko dla jednej osoby.Ja nie zdążę, ale ty mu wybacz, jeśli potrafisz, wybaczyć mogą tylko ci, którzy przeżyli.Czasem matka brała potrójną dawkę przepisanych leków i spała przez dwie doby w swoich odchodach, czasem nie brała wcale i wtedy chodziła po suficie.Zabierali ją do szpitala, ale wracała.Ciągle wracała.I ciągle udawało jej się mnie dopaść.Przyczajała się jak pajęczyca, śniło mi się, że ze swoich żółtych włosów plecie na mnie sieć.Gdy nie było jak uciec na zewnątrz, chowałyśmy się do skrzyni.Mówiłam „kryj się, pancerny!”.Wskakiwałyśmy i siedziały cichutko, cichutko.Zawsze udawało ci się zabrać rudego Hansa.Wielka skrzynia z ciemnego drewna, malowana w kwiaty i smoki.Pamiętasz? Rozumiałaś, że to nie zabawa.Ale ona się dobrze bawiła.Siadała na skrzyni i gadała.Waliła w nią pięściami i wyzywała nas.Słowa polskie, niemieckie.Kiedyś zasnęła albo straciła przytomność i przywalone jej ciałem wieko skrzyni nie chciało się otworzyć.Myślałam, że umrzemy tam pogrzebane pod nią, i obie posikałyśmy się ze strachu.Strach był naszym bratem.Miałaś trzy latka, gdy to się stało.Dokładnie trzy i pół.Wróciłam ze szkoły i zobaczyłam, że nie ma Cię w kojcu.Nie widziałam też matki w jej stałym miejscu przy kuchennym stole pełnym brudnych naczyń, gdzie paliła papierosy, patrząc przez okno na Zamek Książ.Gdy akurat nie spała i nie szalała, potrafiła tak siedzieć godzinami.Teraz na podłodze leżał tylko jej różowy szlafrok, wstrętny jak wylinka.Przez szum lecącej się wody usłyszałam jej głos z łazienki.I Twój płacz.„Brudna” mówiła.„Jesteś brudna.Trzeba zeskrobać z ciebie brud!” Takim tonem mówią kotojady.Byłaś po szyję zanurzona w wodzie i czerwona jak raczek, a ona naga i wściekła, wymachująca chlebowym nożem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]