[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydawał się zadowolony z pozycji najemnika-zwiadowcy i chłopca na posyłki Quenthel Baenre - a tegorodzaju postawa była dla Danifae czymś zupełnie niezrozu-miałym.Koniec końców, pomyślała, Valasjest tylko mężczyzną.Zwiadowca zatrzymał się gwałtownie, tak gwałtownie, że Da-nifae zachwiała się niezgrabnie, żeby na niego nie wpaść.Nienarzekała jednak, zadowolona, że może przystanąć iodetchnąć.- Gdzie.? - zaczęła, ale Valas uniósł rękę, żeby ją uciszyć.Nawet po tylu latach bycia branką, służącą głupiej i tępejHalisstry Melarn, Danifae nie przywykła do bycia uciszaną.Ob-ruszyła się, ale szybko jej przeszło.Valas był w swoim żywiole-jeśli chciał, żeby milczała, mogło od tego zależeć życie ichobojga.Odwrócił się do niej i Danifae z zaskoczeniem odkryła, żena jego twarzy nie ma nawet cienia zdenerwowania czy iryta-cji, choć jej pojedyncze słowo wciąż rozbrzmiewało cicho wchłodnym, nieruchomym powietrzu jaskini.Przed nami kolejny portal, powiedział na migi.Przeniesienas daleko, prawie do wschodniej bramy Sschindylrynu, alejuż dawno go nie używałem.Ale korzystałeś już z niego w przeszłości? upewniła się.Portale, zwłaszcza takie jak ten, wyjaśnił Valas, są jak wo-dopoje.Przyciągają uwagę.Coś wyczuwasz? zapytała.Wyczulony słuch Danifae nie wychwycił żadnych dzwięków,a węch żadnych zapachów oprócz jej własnego i zwiadowcy.Nie oznaczało to jednak, że są sami.Jak gdyby czytając jej w myślach, Valas odparł:W Podmroku nigdy nie jesteś sama.Więc co to jest? spytała.Czy możemy to ominąć? Zabić?Może to nic takiego, odrzekł, w każdym razie mam taką na-dzieję.Danifae uśmiechnęła się do niego.Valas przekrzywił głowęw bok, zaskoczony i zmieszany tym uśmiechem.Zostań tu, powiedział, i nie ruszaj się.Pójdę przodem.Danifae popatrzyła za siebie, skąd przyszli, a potem przedsiebie, dokąd zmierzali.Tunel, szeroki na dwadzieścia pięć,trzydzieści stóp i tak samo wysoki, ginął w mroku w obu kie-runkach.Jeśli zostawisz mnie samą.Danifae pogroziła mu palcem,mierząc go zimnym, twardym spojrzeniem.Valas nie zareagował.Wydawał się czekać, aż skończy.Danifae znów zerknęła na wydający się nie mieć końca tu-nel przed nimi, tylko na pół uderzenia serca.Kiedy znów sięodwróciła, mężczyzny już nic było.Ryld wolno przeciągnął osełką wzdłuż ostrej krawędzi Roz-pruwacza.Magiczny miecz w zasadzie nie potrzebował ostrze-nia, ale Ryld odkrył, że lepiej mu się myśli, kiedy wykonujeproste żołnierskie czynności.Miecz nie wykazywał żadnychoznak inteligencji, ale Ryld już kilka lat wcześniej przekonałsam siebie, że Rozpruwacz lubi, gdy poświęca mu uwagę.Był sam w walącej się, porośniętej zielskiem norze, którądzielił z Halisstra.Dzwięki i zapachy otaczającego go lasu za-kłócały nawet te intymne chwile, które poświęcał swojemumieczowi i medytacji.Wiedział, że na powierzchni, w świetlednia, pod bezkresnym niebem nigdy nie uda mu się bardziejodprężyć przynajmniej wtedy, kiedy nie ma przy nim Halisstry.Mistrz Melee-Magthere był sam, ponieważ nie został zapro-szony do kręgu, do którego dołączyła Halisstra.Dziwaczne,heretyckie elfki z powierzchni coś planowały, a Halisstra i jejnowa zabawka - Księżycowe Ostrze - były najwyrazniej ważnączęścią tego planu.Fechmistrz zabił rozwścieczone zwierzę,które go zaatakowało i bez względu na to ile razy Felianepróbowałamu to wytłumaczyć, nie potrafił pojąć, dlaczego skazały go nabanicję.Jednak Ryld wiedział, że został wykluczony z więcejniż jednego powodu.Siedział sam również dlatego, że w przeciwieństwie do Ha-lisstry nie wyrzekł się otwarcie Pajęczej Królowej, ani nie przyjąłwiary w jej spaloną słońcem rywalkę, Panią Tańca.Ryld nierozumiał tej ich fry wolnej bogini.Pani Tańca? Czy zamierzałyiść przez życie ścieżką wyznaczoną przez taniec? Co za boginimogła czerpać moc, nie mówiąc już o obdarzaniu nią, z czegośtak bezsensownego jak taniec? Lolth była okrutną i kapryśnąpanią, a jej kapłanki nie dzieliły się otrzymaną od niej władzą,ale była Królową Pająków.Pająki były silnymi, zmyślnymi dra-pieżnikami - zwycięzcami.Ryld postrzegał siebie jako pająka.Pająki nie znały litości i nigdy nie prosiły o przebaczenie.Snułyswoje sieci, chwytały ofiary i żyły.Pająki miały sens, pająki miaływładzę, a władza była wszystkim, czego potrzebowały drowy.Najwidoczniej nie wszystkie.Ryld wiedział jednak, że jest trzeci powód, dla którego sie-dzi tu, ostrząc miecz, podczas gdy elfki knują swoje plany, a mia-nowicie ten, że nie jest kobietą.W Menzoberranzan Ryld Ar-gith był szanowanym i cenionym wojownikiem, żołnierzemmającym potężnych przyjaciół i świetne rekomendacje.Wiódłwygodne życie, posiadał kilka przedmiotów o magicznychwłaściwościach - nie tylko wielki miecz - a pokładane w nimzaufanie sprawiło, że został ważnym członkiem wyprawymającej odszukać ich milczącą boginię.Pomimo to byłmężczyzną.Jako mężczyzna zawsze schodził na drugi plan, adobrze wiedział, że często nawet dalej.Dowodził innymimężczyznami, innymi wojownikami, ale nigdy nie dowodziłkobietą.Pytano go o zdanie, które brano nawet czasem poduwagę, ale nigdy nie podejmował decyzji.Był żołnierzem -narzędziem, orężem - ale nigdy przywódcą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]