[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zciągnął brwi. Choroba sprawiła, że straciłaś nieco ciała, a pod twoimi oczamipojawiły się ciemne kręgi, ale z tym wszystkim jesteś równie piękna,jak zawsze i doskonale o tym wiesz  powiedział z wyrzutem. Niejestem w stanie tego dowieść, ale przysięgam, że na łożu śmierci, pociężkiej chorobie, także byłabyś piękna.Tym razem ona się zmieszała; usiłowała wymyślić jakąśodpowiedz, ale nic dowcipnego nie przychodziło jej do głowy. Czy popłyniesz ze mną na niebezpieczne morza, żebym znowuzachorowała?Spojrzał na nią zaskoczony. Dlaczego miałbym to zrobić? Zęby zaspokoić twoją ciekawość co do tego, do jakiego stopniamoże ucierpieć moja uroda.W jego oczach wyczytała urazę. Nie postąpiłbym tak okrutnie. Nie? Ale wykradłeś mnie z domu, zabrałeś od przyjaciół irodziny i wywozisz w miejsce, którego nie chcesz zdradzić.Uśmiechnęła się słodko. Czy dziwisz się, że podejrzewam cię ookrucieństwo? Mam swoje powody  rzekł. A jakież to mogą być powody?  Wyciągnęła rękę w stronęmorza. Jesteśmy, jak sądzę, w dostatecznej odległości od Londynu,żebyś wyznał mi wreszcie motyw swego niezwykłego postępku niezwykłego, skoro twierdzisz, że nie chodzi tu o romans. Nie chodzi. A zatem?  Uniosła brew z wyrazem królewskiej dumy. Przywiodłem cię tutaj nie po to, żeby cię uwieść, ale po to,żebyś nie mogła skompromitować mojego przyjaciela, JamesaBartona.122 Odchyliła głowę do tyłu, parskając śmiechem. O, Boże!  Pociągnęła nosem, wycierając rzekome łzywierzchem dłoni. Cudownie.Niech się upewnię, czy dobrzezrozumiałam.W zasadzie porwałeś mnie, żeby twój przyjaciel tegonie zrobił, czy tak?Popatrzył na nią zmrużonymi oczami. W zasadzie. Wybaczysz, że ci nie uwierzę?  zapytała, wciąż uśmiechającsię radośnie. Taka jest prawda.Możesz z tym zrobić, co ci się podoba.Nieobchodzi mnie to. Ale mnie obchodzi  szepnęła, podchodząc bliżej, aż jegoszeroka pierś osłoniła ją od wiatru.Nagrzany jego ciałem kubrakchronił jej plecy. I myślę, że jesteś kłamcą, kapitanie.Podniósł gwałtownie głowę.Gdyby nie była kobietą, uderzyłbyją za te słowa. Wiem, wmówiłeś sobie  ciągnęła  że ratujesz Jamesa przedstraszliwą pomyłką.Naprawdę jednak, a będziesz musiał toprzyznać, kiedy skończę, naprawdę jednak zabrałeś mnie z Londynu,bo mnie pragniesz.Nie jako zakładniczki.Nie jako więznia.Jakokochanki. Mylisz się  odparł z powagą.Roześmiała się znowu. Nie dajesz mi wyboru, jak tylko ci to udowodnić.Na jego twarzy odbił się niesmak. Sądziłem, że jesteś za dorosła na te dziecinne gierki, Fio.Zaczerwieniła się na tę reprymendę, zaskoczona jego szczerymrozczarowaniem.Mężczyzni rzadko byli nią rozczarowani  czasamirozczarowywały ich jej decyzje, zwłaszcza te, które nie zgadzały sięz ich planami, ale nigdy ona.Ukryła się za swoją maską,przyciskając rękę do jego lewej piersi. Ostrzegałam cię  szepnęła. Chcę ci złamać serce. Musiałabyś je najpierw zdobyć.Nie patrzył na nią. Twoją duszę też sobie wezmę  powiedziała cicho.Na to uśmiechnął się niespodziewanie, jeszcze bardziej zbijając123 ją z tropu. Cóż za dramatyzm, Fio  oświadczył w końcu, patrząc jej woczy. Teatry Londynu nie wiedzą, co tracą.Zamrugała oczami, usiłując wymyślić odpowiedz, któraprzywróciłaby jej przewagę. Wolę  mruknęła pieszczotliwie  widownię złożoną z jednejosoby.Parsknął, chwycił ją za nadgarstek i odsunął jej dłoń od swojejpiersi. Jeśli zamierzasz mnie uwieść, musisz zrobić to w mniejbanalny sposób, moja droga.Boję się, że za bardzo przywykłaśpolegać na swojej urodzie.Ja zaś zwracam uwagę nie tylko na to, cowidzę, ale i na to, co słyszę.Jeśli wybaczysz mi śmiałość, proszę,abyś spłodziła kilka nowych kwestii, które może wzbudziłyby mojezainteresowanie  oczywiście, o ile istotnie pragniesz zapewnić sobiemoje nic nie warte względy  inaczej mogę się znudzić, zanim się dotego na dobre zabierzesz!Tylko lata praktyki w ukrywaniu uczuć oszczędziły jej wstydutupnięcia ze złości nogą. No, Fio  powiedział, chociaż nie uśmiechał się już tak, jakpoprzednio. Nie pozwól, aby taki drobiazg popsuł ci humor.Niedługo przybijamy.Spójrz.Zanim zdążyła zareagować, położył jej ręce na ramionach iobrócił.Przyciągnął ją do siebie, tak że jej plecy przywierały do jegopiersi; duże dłonie obejmowały jej ramiona, trzymając jąnieruchomo.Jego serce biło równomiernie między jej łopatkami.Ręce miał ciepłe i silne.Nagły ruch statku zachwiał nią tak, że przylgnęła do jego ud.Wciągnął gwałtownie powietrze.Przesunął prawe ramię po jej piersi,przytrzymując ją mocno.Pod ciemną opaloną skórą pulsowałanabrzmiała żyła, przyciśnięta to miękkiej, białej piersi.Trzymał ją w ten sposób przez dłuższą chwilę.Chociaż zdawałasobie sprawę, że taka bliskość sprzyja jej celom, nie potrafiławykorzystać przewagi.Nie przychodził jej do głowy żadendowcipny, prowokujący komentarz, w ogóle nie była w staniemyśleć.Każdym włókienkiem ciała pragnęła wtulić się w niego124 jeszcze mocniej.A potem morze uspokoiło się i Thomas odsunął ją,uwalniając z uścisku.Cofnął się, wskazując na coś ręką. Tam. Jego głos brzmiał ochryple, jakby wydobywał się ztrudem.Czy to może tylko szum krwi w jej uszach sprawił, że takieodniosła wrażenie? Musiała coś powiedzieć. Co to jest?  zapytała. Ziemia.Szkocja.Skupiła wzrok, wpatrując się w horyzont. Gdzie? Tam.Ta ciemna smuga.Odwróciła się, patrząc na niego.Nie odwrócił wzroku od liniihoryzontu. Dokąd mnie zabrałeś? Do domu  odparł cicho.125 14A rzez mały bulaj Fia zobaczyła światło słoneczne przebijającesię przez mgłę.Wkrótce potem w kabinie zjawił się marynarz,nakazując jej niecierpliwym gestem pójść za sobą.Nie miała powodu, żeby się sprzeciwiać, ale kiedy Thomasoznajmił jej, że wąski pas na horyzoncie to Szkocja, ogarnęła ją faladziwnych uczuć.Spodziewała się, że Thomas gdzieś ją wywiezie, alenie że wywiezie do Szkocji.Patrzyła, jak marynarz bezceremonialnie pakuje jej rzeczy dootwartej walizy.W końcu podniósł kufer, chwycił walizę i wskazałgłową drzwi.Tłumiąc narastający niepokój, wyszła z kabiny na pokład.Thomasa nigdzie nie było widać.Z wahaniem popatrzyła nawybrzeże.Było już blisko.Przez gęstą mgłę widziała urwiste zboczai poszarpane skały u ich podstawy, wyrastające niczym zębiska zespienionej paszczy zwierzęcia.To mogła być tylko Wyspa McClairenów.Sądziła, że ogarnie jąsmutek, ale nie, nie nadszedł.Przeciwnie, stwierdziła, że przyglądasię ogromnej wyspie-fortecy z ciekawością i podnieceniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •