[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy wyobrażam sobie kozę, czy też chimerę,rozsądnego, niż sądzić, że ten obcy w stosunku do mnie przedmiotjednakowo bowiem prawdą jest, że wyobrażam sobie tę pierwszą iwysyła i wtłacza we mnie raczej swoją podobiznę niż cokolwiekże wyobrażam sobie tę drugą.Nie ma też obawy, iż mógłby znalezćinnego.się jakiś fałsz w uczuciach lub chceniach.Jeśli bowiem mogęTeraz należy rozważyć, czy racje te są wystarczająco silne i prze-pragnąć rzeczy złych albo nawet nie istniejących, to bynajmniej niekonujące.Gdy mówię, że poucza mnie o tym natura, to wspominającprzestaje być prawdą, że ich pragnę.Wobec tego pozostają jużtu o naturze, rozumiem przez to słowo pewną skłonność do prze-same tylko sądy - i w odniesieniu do nich to muszę bardzo pilniekonania, że tak jest, a nie światło naturalne rozumu, które sprawia, iżwystrzegać się wszelkich błędów.A główny i zarazem najczęściejwiem, że jest to prawda.Miedzy oboma tymi znaczer 'ami zachodzispotykany błąd polega na tym, iż sądzę, że idee będącebowiem duża różnica.Nigdy przecież nie poddawałbym w wątpliwośćtego, co widzę prawdziwe dzięki naturalnemu światłu różu- 5352O Bogu - że istniejeIII.Medytacja trzecianego i przemyślanego sądu, a tylko kierując się lekkomyślnie ślepymmu, tak jak to właśnie miało miejsce, gdy z tego, że wątpię, mogłemwyciągnąć wniosek, że jestem.Co więcej, nie mam w sobie żadnej impulsem.innej władzy ani mocy pozwalającej odróżnić prawdziwe od fałszy- Przychodzi mi jednakże na myśl inny sposób zbadania, czywego, która mogłaby pouczyć mnie, że to, co naturalne światło ro- pośród rzeczy, których idee mam w sobie, są takie, które istniejązumu ukazuje mi jako prawdziwe, prawdziwe nie jest, i której mógłbym poza mną, a mianowicie: jeśli idee te miałyby być traktowanetak zawierzyć jak jemu.Natomiast co do skłonności, które również jedynie jako pewne postacie myślenia, to nie widziałbym pomiędzywydają mi się czymś przyrodzonym mej naturze, to wiele razy jużnimi żadnych różnic i nierówności i wszystkie wydawałyby mi sięzauważyłem, że gdy chodzi o wybór między cnotą a występkiem, topochodzić ode mnie w taki sam sposób - gdy traktować je jednakwcale nie mniej popychały mnie one ku złu niż ku dobru; dlatego teżjako obrazy, spośród których jedne reprezentują jedną rzecz, anie mam powodu kierować się nimi również w sprawie prawdy iinne inną, wtenczas staje się jasne, że bardzo się one między sobąfałszu.Co do tego zaś, że idee te muszą pochodzić z zewnątrz,różnią.Te przecież, które przedstawiają mi substancje, są zskoro nie zależą od mojej woli, to nie wydaje mi się to przekonującympewnością czymś więcej i zawierają w sobie, jeśli można takargumentem.Podobnie bowiem jak owe skłonności, o których właśniepowiedzieć, więcej przedmiotowej realności, a więc uczestnicząbyła mowa, znajdują się we mnie, co nie przeszkadza temu, iż nie sąpoprzez reprezentowanie w wyższym stopniu czy perfekcji bytu,one zawsze zgodne z moją wolą, być może jest też we mnie jakaśniż te, które przedstawiają jedynie zjawiska [modes] lubzdolność czy władza wytwarzania tych idei bez udziału żadnychwłasności.Co więcej, idea, poprzez którą pojmuję Boga, Panarzeczy zewnętrznych, nawet jeśli miałaby ona pozostawać mi niewiecznego, nieskończonego, nieporuszonego, wszechwiedzącego,znana.Zawsze wydawało mi się przecież, że gdy śpię, powstają onewszechmogącego, stwórcę powszechnego wszystkich rzeczy, które sąwe mnie w taki właśnie sposób - bez udziału przedmiotów, które bypoza nim - ta idea, powiadam, ma w sobie z pewnością więcejreprezentowały.Wreszcie, nawet jeślibym się zgodził, że mają one zarealności przedmiotowej niż te, poprzez które dane mi sąprzyczynę te przedmioty, to wcale nie wynika stąd koniecznie, abysubstancje skończone.musiały być do nich podobne.Wręcz przeciwnie, zauważyłem wieleW świetle naturalnego rozumu jest zaś oczywiste, że w przy-przypadków, kiedy zachodziła wielka różnica między przedmiotem a jegoczynie sprawczej i zupełnej musi zawierać się przynajmniej tyleideą.Mam oto na przykład dwie zupełnie różne idee słońca.Jedna zrzeczywistości, ile w jej skutku.Skądże bowiem skutek miałbynich bierze początek ze zmysłów i powinna zostać zaliczona doczerpać swój rzeczywisty byt, jeśli nie ze swej przyczyny? I w jakirzędu tych, które określiłem wyżej jako pochodzące z zewnątrz -sposób ta przyczyna mogłaby mu go przekazać, gdyba sama go wzgodnie z nią słońce wydaje mi się nader małe.Druga wywodzi się zsobie nie miała? Wynika stąd nie tylko to, że nicość niczego nieargumentów astronomicznych, a więc z pewnych pojęć wrodzonych mi,wytwarza, lecz również i to, że to, co doskonalsze, czyli zawierającelub nawet jest uformowana w jakiś sposób przeze mnie samego iwięcej rzeczywistości, nie może być następstwem ani czymśzgodnie z nią słońce wydaje mi się kilkakrotnie większe od ziemi.Zzależnym od mniej doskonałego.Prawda ta jest oczywista i jasnapewnością, te dwie idee słońca, które pojmuję, nie mogą byćnie tylko w odniesieniu do skutków, które filozofowie nazywająjednocześnie podobne do jednego i tego samego słońca.Rozum zaśaktem czy formą, ale również w odniesieniu do idei, których do-poucza mnie, że ta, która bezpośrednio wywodzi się z wyglądutyczy jedynie ta realność, jaką nazywają oni przedmiotową1.Taksłońca, jest właśnie najbardziej do niego niepodobna.Wszystko toprzekonuje mnie, że aż do tej chwili uznawałem istniejące poza mną1rzeczy, oddzielne ode mnie, wysyłające do mnie swe idee lub obrazy To znaczy intencjonalną, resp.reprezentującą lub przedstawieniową - wypły-wającą stąd, że idea odnosi się do pewnego przedmiotu jako istniejącego (resp.repre-za pośrednictwem zmysłów lub w jakikolwiek inny sposób, izentuje pewien przedmiot jako istniejący), dzięki swej formie (aktowi), swą wiasnąodciskające we mnie swe podobizny, nie na podstawie pew-rzeczywistością (przyp.tłum.). 5455II [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •