[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To wielki kraj.Tak wielki, \e wygląda, jakbyśwrzucił do jednego kotła i wymieszał sto innych państw.Dlatego tak łatwo robić z nimiinteresy.Bo ludzi w imperium trudno upilnować, nawet jeśli rządzi nim niepodzielnie car.toznaczy prezydent.A jeśli z interesów mają swoją działkę ró\ni wpływowi biznesmeni idecydenci, tym łatwiej się tam poruszać.- Rosja - powtórzył Wojciech, a w jego głosie zabrzmiało rozmarzenie.- To byłyczasy, kiedyśmy hasali z paszportami dyplomatycznymi po całej Europie, po całym świecie.Człowiek nie martwił się o jutro, nie myślał, co się stanie, jeśli jakaś akcja pójdzie nie tak.- Ty mogłeś spokojnie zostać przy niezłym korycie - zaśmiał się Robert.- Aaziłeś wsutannie, a przysłowie mówi, \e kto ma księdza w rodzie, temu bieda nie dobodzie.Gdybyśuwa\ał, do dzisiaj siedziałbyś sobie na jakiejś ciepłej parafii, \arł, łupił owieczki i obracałmiejscowe panienki.- Powołanie - odparł smutno Wojciech.- Widzisz, poczułem w pewnej chwili coś, como\na nazwać głosem Boga.Miałem niespokojne sny, dręczyło mnie sumienie.Wiesz, co tosumienie? - Machnął ręką z rezygnacją.- Nie wiesz.A mnie zaczęło się zdawać, \e ka\degoranka, ka\dego dnia niebo budzi się i patrzy na mnie z wyrzutem.Dlatego zacząłem popełniaćbłędy.Tak to jest: chciałem i nie chciałem jednocześnie.- Ale\ ty potrafisz pieprzyć - powiedział z podziwem Miguła.- yle ci było jakoksiędzu? Sumienie cię dręczyło? Nie bardzo wierzę.Zało\yłeś przecie\ tę sektę.- Na widokściągniętej twarzy rozmówcy poprawił się natychmiast.- To jest nowy Kościół.I co niby tuwyprawiasz?- Modlimy się z wiernymi o naprawienie i zbawienie świata.Przecie\ uczestniczysz wnabo\eństwach, słyszysz, co mówię.- Daj spokój, mam to w dupie.- I bardzo niedobrze.Ka\dy uczynek i ka\de słowo mo\e przyczynić się donaprawienia Bo\ego dzieła.Aazarz patrzył długo na Wojciecha.- Ka\dy? - spytał wreszcie.- Nawet zły? Z tych, co je tak śmiesznie nazywają.jak toleci.niegodziwe? - Ka\dy - odparł twardo kapłan.- Zwiat składa się bowiem z dobra i zła, z czynówsprawiedliwych i - jak to nazwałeś - niegodziwych.A my tutaj jesteśmy właśnie takim małymświatkiem.Dlatego mamy jasną stronę, tę, która przyciąga dobrych ludzi, ale mamy tak\e tęzłą, przeznaczoną dla tych, co wolą ciemność.Ale w ostatecznym rozrachunku liczył siębędzie bilans tych dwóch sił.Jeśli nie uda nam się naprawić za pomocą dobrych uczynkówzła nękającego świat, to oddając cześć księciu ciemności, sprowadzimy gniew Stwórcy, któryzetrze zło w proch i pył.Tak czy inaczej zwycię\y dobro.- Niezłe usprawiedliwienie - zauwa\ył Miguła.- Tym się pocieszasz, r\nąc na orgiachwszystko, co się rusza?- Powiedziałem przecie\ - rzekł kapłan, patrząc jasnymi, \ywymi oczami w mrocznezrenice Aazarza.- Czy tak trudno to zrozumieć? Tak czy inaczej zwycię\y dobro - powtórzył.- Albo sami je zaprowadzimy na świecie, albo zmusimy Boga do interwencji.Albo sięwszystko rozstrzygnie bezkrwawo, a ludzie staną się lepsi dzięki naszym modlitwom, albospadnie gniew Bo\y i o losach ludzkości zadecyduje Armagedon.Miguła wbił wzrok w Wojciecha.- Kurwa mać - powiedział wreszcie.- Ty naprawdę w to wszystko wierzysz.Kapłan trwał chwilę z przechyloną lekko na bok głową, jakby czekał, a\ święteuniesienie zniknie.- Dupa tam wierzę - zarechotał wreszcie.- Ale skoro ty dałeś się nabrać, pomyśl, jakbardzo wierzą mi inni.- Uf - odetchnął Aazarz.- A ju\ myślałem, \e kompletnie ci odbiło.11To był okropnie męczący dzień.Radny Lesław Legień wracał do domu pieszo.Pocałym dniu spędzonym w firmie głównie na czytaniu raportów, a potem jeszcze naposiedzeniu Rady Miasta, czuł, \e musi zaczerpnąć świe\ego powietrza, odprę\yć się.Kierowcę odesłał do sklepu z listą sprawunków, a potem kazał mu jechać z zakupami dodomu.Niech \ona ma zajęcie, nie będzie się zastanawiała, dlaczego mą\ wraca z pracypózniej, ni\ wymaga tego czas przejścia z ratusza na willowe osiedle.A on tymczasem.Skręcił w boczną uliczkę.Stara kamienica z odrapaną bramą nie wyglądałazachęcająco.Jednak to właśnie tutaj jeden z filarów miejskiej władzy zwykł zachodzić, abyzapomnieć chocia\ na chwilę o obowiązkach i trudach \ycia.Wszedł na drugie piętro,zapukał leciutko.Drzwi uchyliły się jak zwykle, nie ukazując postaci, która za nimi stała. - Cześć, kochanie - powiedział cicho, wchodząc szybko.Nie rozglądając się wokół,zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku.Czekał na dotyk delikatnych palców, od któregonieodmiennie przechodził go rozkoszny dreszcz.- Tęskniłaś?- Nawet nie wiesz jak bardzo.Czemu tak pózno?Radny podskoczył z wra\enia.Głos nale\ał do mę\czyzny!Odwrócił się natychmiast, sięgając pod marynarkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •