[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I ty, i twoje dzieci traficie pod opiekę, zadbam o to osobiście, a potemzapiszesz się na uniwersytet.Wstał, jakby chciał wyjść z pokoju, ale nagle się odwrócił i z niespodziewaną,wręcz bezmyślną furią, zaatakował Sydneya: Lubisz się pastwić nad kobietami, co, Syd? Nad staruszkami też, no nie? Nadtakimi, co żyją w ruderach i jedzą ścierwo łosi, no nie? Myślałeś pewnie, że stara cizapłaci, co? Może ten biedny Trenton chciał przed tobą uciec, i dlatego zwabiłeś go,żeby zabić? To ci dało poczucie siły, co? No jak, chcesz się bić? To wyjdz na środek,zdejmę mundur i zobaczysz, co znaczy bić się z prawdziwym facetem ciekawe, jak sięsprawdzisz.A, tu cię mam żebyś ty teraz widział swoją minę! Zdarłbym ci chętnie zgęby ten głupi uśmieszek.No to jak, chcesz się bić?Mój ojciec nadal milczał.Drugi policjant przyniósł Morrisowi następną kawę.Posterunkowy Morris,czerwony jak burak, usiadł, przerzucił jakieś akta, siorbnął kawy, i po paru minutachpodniósł zdumiony wzrok, jakby wszystkim zainteresowanym dawał dozrozumienia, że bardzo się dziwi, dlaczego jeszcze tu są.Moja matka wstała,ściskając w dłoni czarną torebkę; ojciec także wstał.Na koniec rzekł po prostu: Dziękujemy panu.Matka poprosiła o zwrot listów. Listy zostaną u mnie oświadczył Morris, upijając kolejny łyk kawy.Matka spojrzała z goryczą na ponury pejzaż za oknem.Jak miała zmienić swojeżycie na lepsze, skoro tak łatwo dawała się okpić? Poczuła niezmierzoną, dotkliwąsamotność i miłość do mojego ojca, przekraczającą ramy lojalności poczuła, że tamiłość była im pisana, nie wiedzieć jakim cudem, kiedy jeszcze atomy ich krwikrążyły między nieskończonymi gwiazdami w nieskończonym początku nocy. Dziękujemy panu powtórzyła za mężem ale nie chciałabym, żeby te listygdzieś się zawieruszyły.Stanowią dowód gruntownej niewinności mojego męża.Słowo gruntownej niewątpliwie tu pasowało, chociaż matka sama dobrze niewiedziała, dlaczego go użyła samo jej się wymsknęło.Wymsknęło jej się jak małejdziewczynce na pastwisku nad rzeką w majowe popołudnie jak słowo peregrynacja , które wypowiedziała ni stąd, ni zowąd, mając dziesięć lat, po uszyzakochana w Diedre Whyne i całym świecie.Posterunkowy zmierzył ją wzrokiem. Gruntownej niewinności powtórzyła szeptem i zarumieniła się. Dość już. Posterunkowy Morris machnął ręką na te babskie fanaberie.Matka chwilę jeszcze patrzyła na niego, czekając, co jeszcze zrobi, aby imokazać swoją bezbrzeżną pogardę. Chodzmy już powiedział Sydney, odwracając się do żony. Nic tu po nas. Tak przyznała moja matka, i opuścili komisariat.Ruszyli w drogę powrotną do domu.Tym razem srogi wicher wiał im w plecy.Sydney zdjął poszarpany niebieski szalik i podał mojej matce, która obwiązała nimsobie twarz.Przedtem planowała, że po wyjaśnieniu sprawy zaprosi Sydneya do restauracji.Teraz ten plan wydawał jej się mglistą i niedorzeczną mrzonką, zrodzoną w całkieminnej epoce życia.Znów zaczęła się martwić o ciążę, powrócił straszny lęk przedutratą kolejnego dziecka.Po co brała tę pracę u McVicera, po co się zlitowała nad staruszkiem? Po cochodziła na hamburgery do restauracji U Polly? Po co Sydney poszedł do AlvinyPit? Czuła, że w dziwny sposób oboje zawinili.A co gorsza, zziębnięta od wiatru,który lutymi podmuchami przenikał jej palto i sweter, czuła, że nikt na świecie niktpoza nią nie troszczy się o jej męża i dzieci.Spytała Sydneya, czy chciałby coś zjeść. Nie, nie jestem głodny odpowiedział. Sydney, musisz coś zjeść, nie jadłeś nic od dwóch dni.Mam pięć dolarów.Wstąpiła do sklepiku na rogu, gdzie kupiła mu karton mleka i kanapkę. Jak myślisz, czy ktoś nam pomoże? spytał Sydney, gdy wyszli z powrotem naulicę. Nie, nikt nie pomoże.Kiwnął głową i na chwilę odwrócił wzrok. Wiem przyznał. Nie pomogą.My, Elly, zostaliśmy z jakiegośniewiadomego powodu strąceni do piekła.Uśmiechnął się i z czułością dotknął jejtwarzy.Matka była bardzo blada zawsze była blada jak smutne jesienne niebo.Usta jejzadrżały. Ale to nic nie szkodzi powiedział ojciec. Czasami w najgorszej chwilizdarzy się coś, co wszystko obróci na dobre.Czasami, kiedy jestem na rybach iwydaje mi się, że niebo już nigdy się nie rozpogodzi, nagle wychodzi słońce, lódskrzy się aż do niebieskości, promienie grzeją w plecy.Postali tak jeszcze chwilę.Ojciec otworzył karton mleka, kątem oka śledzącdrobne wirki śniegu, polatujące nad ulicą, którą już minęli, i ciemniejący dzień nadniewzruszonymi bryłami prostych domów. Myślę, że zawiodłaś się na mnie, nie umiem się poruszać po świecie, nigdy nieumiałem.Nie wiem, dlaczego.Taki zawsze byłem.Zwracam się do ludzi nie wprzekonaniu, że nie wiedzą pewnych rzeczy, ale że właśnie wiedzą i dlatego że wiedzą,potwierdzą moją wiedzę.A kiedy spostrzegam, jak bardzo się pomyliłem milknę.Zawsze mi się zdawało, że to dobra metoda.Nie jestem zbyt rozgarnięty. Och, Syd uśmiechnęła się moja matka i łzy popłynęły jej z oczu.Skręcili razem w drogę do domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]