[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na początku ichulubieńcem był Ozzie.Nazajutrz po strzelaninie kilka razyproszono go o wypowiedz dla środków masowego przekazu, aż wkońcu wymówił się brakiem czasu i zaczął wszystkich kierowaćdo Mossa Juniora, który ubóstwiał przekomarzać się zdziennikarzami.Potrafił odpowiedzieć na dwadzieścia pytań i niewyjawić żadnego istotnego szczegółu.Poza tym dużo zmyślał, azdezorientowani przybysze z innych stron nie potrafili odróżnićjego łgarstw od prawdy.- Proszę pana, czy są jakieś dowody na to, że sprawca niedziałał sam?- Tak.- Naprawdę? Kto był jego wspólnikiem?- Mamy podstawy sądzić, że zabójstwo było inspirowane ifinansowane przez odłam Czarnych Panter - odparł Moss, niemrugnąwszy nawet okiem.Połowę dziennikarzy zatkało, patrzyli tępo na Mossa, podczasgdy pozostali powtarzali to, co usłyszeli przed chwilą, notującgorączkowo.Bullard nie opuszczał swego gabinetu i nie odbierał telefonów.Ponownie zadzwonił do Jake a, błagając go, by zrezygnował zprzesłuchania wstępnego.Jake odmówił.Reporterzy czekali nasędziego w holu na parterze, ale Bullard skrył się za zamkniętymidrzwiami swego pokoju i dodawał sobie animuszu wódką. Chciano sfilmować pogrzeb.Bracia Cobba zgodzili się, ale zapieniądze, pani Willard zaś stanowczo sprzeciwiła się tejpropozycji.Reporterzy czekali przed domem pogrzebowym inagrywali wszystko, co się dało.Potem wyruszyli za orszakiempogrzebowym na cmentarz, utrwalili moment grzebania ciał, anastępnie udali się za żałobnikami do domu pani Cobb, gdzieFreddie, najstarszy syn, sklął ich i kazał im się wynieść.W środę w  Coffee Shop panowała niezwykła cisza.Staligoście, nie wyłączając Jake a, obserwowali obcych, którzy dokonaliinwazji na ich sanktuarium.Większość przybyszów nosiła brody,mówiła z dziwnym akcentem i nie zamawiała kaszy z masłem.- Czy to pan jest adwokatem pana Haileya? - krzyknął jeden znich z drugiego krańca sali.Jake w skupieniu jadł grzankę i nic nie odpowiedział.- Proszę pana! Czy jest pan adwokatem Haileya?- A nawet jeśli tak, to co? - wybuchnął Jake.- Czy Hailey przyzna się do winy?- Teraz jem śniadanie.- Przyzna się?- Pozostawiam to pytanie bez komentarza.- Dlaczego?- Dlatego.- Ale dlaczego?- Bo nie mam zwyczaju omawiać takich spraw przy śniadaniu.- Czy mogę porozmawiać z panem pózniej?- Tak, termin spotkania proszę ustalić z moją sekretarką.Liczęsobie sześćdziesiąt dolców za godzinę wywiadu.Bywalcy baru wrzasnęli z ukontentowaniem, ale obcy niezwracali na to uwagi.Jake zgodził się udzielić wywiadu w środę, za darmo, dlagazety z Memphis, a potem zabarykadował się w swoim pokoju sztabowym i zaczął przygotowywać do przesłuchania wstępnego.W południe odwiedził w areszcie swego klienta.Carl Lee byłwypoczęty i odprężony.Ze swojej celi widział pojawiające się naparkingu i znikające samochody dziennikarzy.- Jak tam w areszcie? - spytał Jake.- Nie najgorzej.Jedzenie niczego sobie.Jadam razem z Ozziemw jego gabinecie.- Co takiego!- Tak.Grywamy też w karty.- %7łartujesz chyba, Carl Lee.- Nie.Oglądam też telewizję.Wczoraj wieczorem widziałemcię w wiadomościach.Zupełnie dobrze wypadłeś.Zostanieszdzięki mnie sławny, co, Jake?Jake nic nie odpowiedział.- A kiedy pokażą mnie? Ja ich zabiłem, a tymczasem ty i Ozziezdobywacie sławę.- Uśmiechnął się.- Dziś, mniej więcej za godzinę - poważnie powiedział Jake.- Tak, słyszałem, że zabierają mnie do sądu.Po co?- Na przesłuchanie wstępne.To nie będzie nic specjalnego,przynajmniej niczego takiego się nie spodziewam.Tyle tylko, żewkoło będzie mnóstwo kamer.- Co mam mówić?- Nic! Do nikogo nie odezwiesz się ani słowem.Ani dosędziego, ani do prokuratora, ani do dziennikarzy, do nikogo.Będziemy tylko słuchać.Wysłuchamy prokuratora, by sięzorientować, jakimi dowodami dysponuje.Podobno mająnaocznego świadka.Ozzie też będzie zeznawał, powie sędziemu obroni, o odciskach palców i o Looneyu.- Jak się ma Looney?- Nie wiem.Gorzej, niż się na początku wydawało.- Mam wyrzuty sumienia z powodu Looneya.Nawet go nie widziałem.- Oskarżą cię o czynną napaść na Looneya, z użyciem broni.Tak czy inaczej, przesłuchanie wstępne to formalność.Ma onoumożliwić sędziemu stwierdzenie, czy są wystarczające dowody,by przekazać twoją sprawę wielkiej ławie przysięgłych.Bullardzawsze tak robi, dlatego w tym wypadku to tylko formalność.- W takim razie po co nam to wszystko?- Możemy zrezygnować z przesłuchania wstępnego - odparłJake, myśląc o tych wszystkich kamerach, przed którymi by niewystąpił.- Ale nie lubię tego robić.Przesłuchanie wstępne todobra okazja, by przekonać się, jakie atuty ma oskarżenie.- Słuchaj, Jake, sprawa jest chyba oczywista, nie?- Tak.Ale nie zaszkodzi posłuchać.Taką przyjmujemystrategię podczas przesłuchania wstępnego, jasne?- Nie mam nic przeciwko temu.Rozmawiałeś wczoraj z Gwenlub Lesterem?- Nie, dzwoniłem do nich w poniedziałek póznym wieczorem.- Wpadli wczoraj do biura Ozzie ego.Powiedzieli, że będą dziśw sądzie.- Myślę, że dziś wszyscy pojawią się w sądzie.Jake wyszedł.Na parkingu otarł się o kilku reporterów, którzyczekali na wyjazd Carla Lee z aresztu.Nie miał im nic dopowiedzenia, podobnie jak tym, którzy czekali przed jego biurem.Nie miał teraz czasu na rozmowy, ale świetnie sobie zdawałsprawę z obecności kamer.O wpół do drugiej poszedł do sądu iukrył się w bibliotece prawniczej na trzecim piętrze.Ozzie, Moss Junior i zastępcy szeryfa obserwowali parking iprzeklinali pod nosem zgraję reporterów i kamerzystów.Była zapiętnaście druga, pora, by przewiezć Carla Lee do sądu.- Przypominają mi stado sępów, czekających na padlinę - zauważył Moss Junior, spoglądając przez żaluzje.- Najgorzej wychowani ludzie, z jakimi się kiedykolwiekzetknąłem - dodał Prather.- Nie przyjmują do wiadomościodpowiedzi odmownej.Wyobrażają sobie, że będzie wokół nichskakało całe miasto.- A to jeszcze nie wszyscy - pozostali czekają w gmachu sądu.Ozzie nie zabierał głosu.W jednej z gazet skrytykowano go zato, co się stało w sądzie, niedwuznacznie dając do zrozumienia, żeśrodki bezpieczeństwa zaniedbano specjalnie.Miał już dosyćdziennikarzy.W środę dwa razy wypraszał reporterów z budynkuaresztu.- Mam pomysł - powiedział.- Jaki? - spytał Moss Junior.- Czy Curtis Todd siedzi jeszcze w areszcie?- Tak.Wychodzi w przyszłym tygodniu.- Jest podobny do Carla Lee, prawda?- W jakim sensie?- No, jest prawie tak samo czarny jak Carl Lee, są mniej więcejtego samego wzrostu i tuszy, no nie?- Tak, i co z tego? - spytał Prather.Moss Junior uśmiechnął się i spojrzał na Ozzie ego, który nieodrywał wzroku od okna.- Ozzie, nie zrobisz tego.- Czego? - spytał Prather.- No, czas na nas.Sprowadzcie Carla Lee i Curtisa Todda -polecił Ozzie.- Podstaw mój wóz przed tylne wejście.Dajcie mi tuna chwilę Todda.Dziesięć minut pózniej drzwi frontowe aresztu otworzyły się ikilku zastępców szeryfa wyprowadziło aresztowanego.Dwóchpolicjantów szło z przodu, dwóch z tyłu i po jednym z obu stronmężczyzny w okularach przeciwsłonecznych, z kajdankami na rękach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •