[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przyszedłem! - zawołał hamując się Alfred - bo do jutra czekać nie mogłem zprośbą, którą mam da stryja.- Cóż to jest? coś tak pilnego?- W istocie, spać bym nie mógł z myślą, że jutro mi przyjaciela odbiorą.-Kazałeś wyjeżdżać Ostapowi.- Kazałem.- Do Białej Góry, do szpitala?- Najstosowniejsze miejsce, zdaje mi się.- Kochany stryju - rzekł Alfred - o jedną cię łaskę proszę; nigdy może w życiunie zażądam drugiej.Jasna myśl jakaś przebiegła po głowie stryja; uśmiechnął się.- Czegóż chcesz, powiedz mi, abym go uwolnił?- Właśnie, ale nie żebyś go uwolnił.Wracam za niego koszta, jakie poniosłeś.- Panie Alfredzie!- Kochany stryju, to sprawiedliwe!- Kochany bratańcze, a gdybym przyjąć nie chciał?- Daję ci w zamian moich ludzi.- A! zapewne! Ciekawym, kto tak utalentowanego zastąpić potrafi człowieka? -rzekł stryj szydersko.- Pieniądz - krótko odparł Alfred.- To potrzebuje namyślenia i czasu - marszcząc się rzekł hrabia - a może całkiemgo nie ustąpię.- Stryju! nie wiesz, jak mnie srodze męczysz.- Ciebie?- To mój przyjaciel.- Pozwól się przestrzec, że szczególniejsze dobierasz sobie przyjazni.- Patrzę na serce.- Ale zdaje mi się, nie dość jest na nie patrzeć, winieneś coś imieniowi, któreoba nosimy, jako opiekun.- Stryju kochany, jestem pełnoletni.- Dziękuję za przypomnienie; jesteś zupełnie wolny.Rób więc, jak ci się podobai pozwól mi powiedzieć sobie, żem pełnoletni także od dawna.- Nie dasz się więc uprosić?- Zostawiam do namyślenia.- Ale takie postępowanie z takim człowiekiem.- Jestem sędzią moich postępków - sucho odparł hrabia.Zamilkli. Alfred wziął za kapelusz.- %7łyczę dobrej nocy i żegnam - rzekł.- Jak to, żegnam?- Wyjeżdżam jutro rano.- Cóż to jest?- Po prostu wyjazd, kochany stryju.Hrabia udał, że się trochę pogniewał, ale nic nie rzekł, wyciągnął rękę iukłonił się.Alfred wyszedł.Stryj spojrzał na drzwi i pocierając ręce rzekł do siebie:- Wybornie; dwóch razem się pozbędę.Misia zostanie księżną.I ukłonił się kudrzwiom szydersko i zatarł ręce śmiejąc się jakimś śmiechem suchym inielitościwym.VIAlfred wychodził gniewny, pomieszany, niespokojny z pokoju stryja i wracałszybko do swego mieszkania, gdy w korytarzu spotkał idącą naprzeciw siebieMisię.Z twarzy poznać było można silne wzruszenie i oburzenie jej.- Słyszałam wszystko - ozwała się do Alfreda prędko.- Słyszałaś?- Wróć ze mną.- Dokad?- Pójdziemy do niego raz jeszcze; spodziewam się go przekonać.- Bardzo ci dziękuję w imieniu moim i jego - odparł Alfred - ale to mi się zdajena próżno.Gdyby o życie chodziło, nie zwykłem prosić dwa razy.- Nadtoś dumny, kochany kuzynku, gdyby o własne życie chodziło, nie mówię, alegdy chodzi o kogoś innego, o cudzą sprawę? Pozwoliłbyś się znęcać nad nim, niechcąc spróbować nawet?- Słyszałaś, próbowałem - rzekł Alfred.- Pozwól mi przyjść w pomoc: zdaje mi się, że użytecznym będę sprzymierzeńcem.- Próbuj, Misiu, ale uwolnij mnie od kroku.- Będę śmielszą, jeżeli pójdziesz ze mną, proszę cię, chodz.Alfred zastanowił się chwilkę, pomyślał i zawrócił.- Służę ci.- Dziękuję, chodzmy.Z powagą spokojną otworzyła Misia drzwi pokoju ojca, który jeszcze chodził żywomówiąc sam do siebie.Widząc ją wchodzącą z Alfredem, zastanowił się, ruszyłramionami, namarszczył.- Spotkałam Alfreda, który mnie żegnał; chce jechać jutro rano, papo.Co to maznaczyć? - spytała Misia.- Nie wiem - odrzekł hrabia pomieszany - nie rozumiem zupełnie.- Papo drogi, to nie jest naturalne, wytłumacz mi, proszę.Rachowałam wiele naprzybycie t y c h p a n ó w; a oni uciekają ledwie się pokazawszy.Proszę cię,wytłumacz mi to.- Nie mogę przytrzymać Alfreda; powiedział mi, że jest pełnoletni.- Ale o cóż tu poszło? - przerwała Misia niecierpliwie - widzę, że czegoś niewiem.Jakieś nieporozumienie?- A! - dorzucił hrabia tupiąc nogą - nie udawaj, wiesz dobrze.Chodzi tu ochłopa, którego chcecie wszyscy na panicza wystrychnąć, żeby nam kiedyś jakGonta[96] Potockim się wywdzięczył - dodał złośliwie się śmiejąc.- Ale z tegonic nie będzie.- Prosiłem i najmocniej proszę stryja, aby mi chłopa tego, jak go nazywa,którego ja moim przyjacielem głoszę, odstąpił.Płacę za niego. - Nie szafuj tak - rzeki hrabia - nie masz czym.- Zdaje mi się, że na to wystarczy?- Na to? zapewne, ale jeśli donkiszotować[97] zechcesz, niedługo to potrwa.- Przygotowany jestem na to.- Bardzo szczęśliwie! Winszuję.- Papo kochany - spytała Misia - co myślisz z Ostapem? Mama poleciła go miumierając.Jestem jego protektorką.Mnie to więc najbardziej obchodzi.Chcęwiedzieć, co z nim robisz?- Ja ci powiem - rzekł Alfred.- Rządca przysłany dyspozycję mu przyniósł; abyjutro rano odjeżdżał na żydowskiej furmance do Białej Góry, gdzie ma Moszkacyrulika zastąpić z pensją sto złotych i mieszkanie w chacie chłopskiej.- Skąd wyszedł, wraca.- dodał hrabia.- Ciekawa bym - zawołała Misia - czy on winien, że wyszedł ze swego stanu? Myśmytemu winni, mamy więc obowiązek.- Wrócić go we właściwą sferę - rzekł ojciec.- Proszę cię, droga Misiu, niemieszaj się do moich rozporządzeń i nie ucz mnie, co mam czynić.- To ostatnie słowo twoje, papo? - spytała śmiało Michalina.- Zdaje mi się, że na ten raz ostatnie.- Ja z Eustachym jadę do Białej Góry - poparł Alfred - uczyłem się takżemedycyny, będziemy oba przy lazarecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •