[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I podobno to pomysłksięcia Falconbridge.Genevieve i Olivia wymieniły uśmiechy.- Czy papa wygrywa?- Czasami.- Czy książę wygrywa?Znała z góry odpowiedz, jako że wszyscy znali jego reputację,nie była więc zaskoczona, kiedy matka odparła sucho:- Ciągle, jak się wydaje.- Gdyby papa wygrywał, może patrzyłabyś na to przychylniej.Olivia parsknęła śmiechem.- Twojemu papie raczej nie brakuje pieniędzy, Genevieve.Chodzi o zasadę - odparła karcąco matka.- Nie chciałabym, żeby naszdom stał się miejscem, gdzie sąsiedzi z okolicy przegrywają swojemajątki.%7łony i matki rzucą się na nas z widłami i podpalą.- Olivia stanie naprzeciw tłumu, wygłosi mowę o abolicji iwszystkich odstraszy.- Genevieve Marie Eversea! - Matka była zaszokowana.Corzadko się zdarzało.Genevieve sama się zdziwiła.Hm.To naprawdę była herezja,złamanie jednego z niepisanych praw obowiązujących w domuEversea, a mianowicie, że nie należy kpić ze słusznych spraw, o którewalczy Olivia.Była zaskoczona, że coś takiego padło z jej ust.Rodzinanie uważała jej za pozbawioną poczucia humoru, ale z pewnością jejrola nie polegała na powodowaniu.komplikacji.Jak mądrze zauważył książę.kiedy w rodzinie tyle się dzieje,odpoczynkiem może być przyglądanie się czemuś tak statycznemu, jakobraz.Albo haftowi z kwiatami, które.czekały na nią w pokoju nagórze. No i proszę, dokąd ją dobroć zawiodła.Popatrzyła na Millicent,która nie wydawała się bliższa małżeństwa niż wczoraj.- To prawda, mamo.Chętnie wygłosiłabym pouczającą mowęprzed tłumem rozzłoszczonych wieśniaków - powiedziała ugodowoOlivia, z błyskiem w oku.- Gniewasz się, że cię zostawiłam zksięciem.- Nonsens.- Chociaż życie byłoby w tej chwili dużo łatwiejsze,gdyby książę dzielił swoją uwagę między nią a 01ivię.Z drugiej strony,książę działał w określonym celu, a kiedy ten człowiek cośprzedsięwziął, opór na nic się nie zdawał.- Czy powiesz nam w końcu, kto ci przysłał kwiaty, Genevieve? -odezwała się Millicent.- Mówiłam wam, Mars - odparła żartobliwie.- Ona twierdzi, że książę jej nie uwodzi - powiedziała przekornieMillicent, zwracając się do wszystkich.- Ale on często się przy niejuśmiecha.Nie mogła znieść, że Millicent drażni się z nią, mówiąc ouwodzeniu.- Ponieważ on mnie nie uwodzi.- W każdym razie nie w ścisłymznaczeniu tego słowa.- Nie? - Matka sprawiała wrażenie nieco rozczarowanej.I uwierzyła mi odrobinę za szybko, pomyślała kpiąco Genevieve.- A kto uwodzi ciebie, Millicent?O Boże.Olivia zadała to pytanie.Drażni się z Millicent.Prawdopodobnie.Ale Genevieve zamarła.Ponieważ Millicent wkażdej chwili mogła powiedzieć:  Cóż, nie chciałam o tym mówić,cieszyłam się w duchu dobrą nowiną, ale Harry i ja."A wtedy miecz Damoklesa wiszący nad głową Genevievespadłby i przeciął ją na pół.Ale Millicent powiedziała jedynie:- Och, wszyscy, do pewnego stopnia, sądząc po moim karnecikutanecznym poprzedniego wieczoru.Ale nikt w szczególności. Genevieve nie po raz pierwszy zastanowiła się, czy Millicentbędzie zaskoczona, gdy - jeśli w ogóle - Harry jej się oświadczy.Tobyło groteskowo niesprawiedliwe.- To niepodobne do ciebie, żeby być taką tajemniczą co do tychkwiatów, Genevieve - zauważyła słusznie matka.- Nam możesz ufać.Chyba że się wstydzisz? Nie są od Simona Mustlethwaite'a, prawda?Simon Mustlethwaite od lat wzdychał do Genevieve.Byłpryszczaty, jąkał się, miał tytuł i majątek.Nie potrafił prowadzićrozmowy.Genevieve odznaczała się dobrym sercem, ale jej dobroćmiała granice.Westchnęła.- Najpewniej przysłał je ktoś, kto tańczył z 01ivią i ze mną, i poprostu pomylił nasze imiona.Dlaczego ktoś miałby przysyłać mi takibukiet?Był to rodzaj sarkazmu, który spodobałby się księciu.- Hm, to brzmi rozsądnie.- Matka wydawała się uspokojona izrezygnowana.- Oczywiście, właśnie tak było.Spojrzała na matkę.Szukała śladów wątpliwości.cze-gokolwiek, co wskazywałoby na cień podejrzenia, że kwiatyprzeznaczone były dla niej.Olivia nie podniosła nawet głowy.Nikt nie zauważył ironii.Ponieważ, niewątpliwie, wszyscywidzieli tylko to, co chcieli zobaczyć.To, co widzieli zawsze.Na Boga.Nagle straciła oddech.Gniew narastał powoli, ale nieubłaganie,coraz bardziej palący, aż podniosła się z krzesła, jak pod ciśnieniempary wodnej.Była zła na siebie i na matkę, siostrę i Millicent, chociażnie potrafiła powiedzieć dlaczego.Stała na środku dywanu, trzymając w ręku haft wazonu zkwiatami o jaskrawych barwach.Spojrzały na nią lekko zdziwione.Lekko.Bo jeśli Genevieve wstała, to zapewne po to, żeby zrobić cośzwyczajnego.Gdyby była 01ivią, wygłosiłaby prawdopodobnie mowę o tym,że jest nie tylko dobra, miła i mądra.I że męczy ją, iż jest tą jedyną, októrą rodzice nie muszą się martwić. Ale nie miała talentów oratorskich.I nie była pewna, czy chce imwyjawiać głębię swoich uczuć.Niektóre rzeczy są zbyt cenne i należy je chronić.Ale bardzo ją kusiło, żeby dać im jakiś powód do zmartwienia.- Chyba się położę.Bolą mnie oczy od tych jaskrawych kolorówna hafcie.Powiedziała to z ironią, ale one, jak zwykle, przyjęły todosłownie.- Słodkich snów - odparły chórem, a ona zostawiła haft napodłodze i wyszła z pokoju.Zirytowana, weszła po schodach i mało brakowało, abyzatrzasnęła z hukiem drzwi swojego pokoju.Wzdrygnęła się na widokróż.Ich obecności nie dało się zignorować.I nie była to obecnośćzupełnie niewinna.Wbrew sobie uśmiechnęła się.Naprawdę były nie z tego świata,zrodziły się z szatańskiego poczucia humoru i pochodziły od kogoś,kto słuchał i kto.jak śmiała wierzyć.zobaczył ją taką, jaką czuła, żejest.Przeżyła na nowo wstrząs, jakiego doznała rano.Szkoda, że książę był diabelskim nasieniemSarkazm nie opuszczał jej nawet w myślach.Diabelskie nasienienie przysłałoby jej tych róż.Poczuła przypływ energii; teraz jednak postanowiła zostać wsypialni.Nie była zmęczona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •