[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie dam wiary niczemu, jeśli nie zobaczę dowodów przez mikroskop.Dziedzictwo mego ojca znowu triumfuje.Jestem jego nieodrodnym synem, niech diabliwezmą jego butwiejące kości.Stojąc w mroku kuchni, próbował tępym paznokciem podważyć papier, którymowinięta była szyjka butelki.Spoglądał do dużego pokoju, na Ruth.Jego wzrok przesunął się po okrywającym ją szlafroku, zatrzymując się na chwilę nanieznacznej wypukłości jej piersi, potem powędrował niżej, na śniade łydki, kostki, gładkiekolana.Miała młode, dziewczęce ciało.Z pewnością nie wyglądała na matkę dwojga dzieci.Najdziwniejszą jednak rzeczą w tej całej sprawie było to, że nie odczuwał w stosunkudo niej żadnego fizycznego pożądania.Gdyby pojawiła się dwa lata wcześniej, może nawetnieco mniej niż dwa lata, mogłoby dojść do gwałtu.Przeżywał wtedy potworne momenty,poddawał się im, doprowadzały go niemal do szału.Pózniej rozpoczął swoje eksperymenty.Papierosy przestały go ciągnąć, alkohol teżstracił swoją siłę przyciągania.Rozmyślnie i z zadziwiającym sukcesem zatopił się w prowadzeniu badań.Pożądanie w nim osłabło, dosłownie zniknęło. Oto wybawienie pustelnika -pomyślał.Musiało odejść prędzej czy pózniej, w przeciwnym razie żaden normalnymężczyzna nie byłby w stanie wytrzymać życia bez seksu.Na szczęście teraz nie odczuwał prawie nic, nie licząc może jakiegoś ledwozauważalnego poruszenia gdzieś głęboko, pod twardą jak skała warstwą wstrzemięzliwości.Był nawet zadowolony z takiego stanu rzeczy.Zwłaszcza, że nie miał żadnej pewności, czyRuth była właśnie tą towarzyszką, na którą czekał.Nie był nawet pewny, czy będzie w staniepomóc jej przeżyć jutrzejszy dzień.Czy będzie mógł ją wyleczyć?Wyleczenie było mało prawdopodobne.Wrócił do dużego pokoju z otwartą butelką.Uśmiechnęła się do niego przez moment,kiedy nalewał wino do jej kieliszka.- Przyglądałam się z podziwem twojej fototapecie - powiedziała.- Patrząc na niąprawie można uwierzyć, że się jest w lesie.Mruknął.- Dużo czasu musiało ci zabrać takie urządzenie domu - powiedziała.- Powinnaś wiedzieć - odparł - przecież robiliście to samo.- Nie wyglądało to tak ładnie jak u ciebie - powiedziała - nasz dom był niewielki, askład żywności był o połowę mniejszy od twojego.- Pewnie skończyło się wam jedzenie - powiedział, uważnie się jej przyglądając.- Mrożonki - odparła - przeżyliśmy bez konserw.Pokiwał głową. Logiczne - musiał przyznać w duchu.Nie lubił tego.Wiedział, że odzywała się jego intuicja, ale nie lubił tego głosu.- A co z wodą? - spytał potem.Patrzyła na niego przez chwilę w ciszy.- Nie wierzysz w ani jedno słowo z tego, co ci powiedziałam? - spytała.- Nie o to chodzi - powiedział.- Po prostu jestem ciekawy, jak sobie radziliście.- Nie umiesz tego ukryć, słychać to w twoim głosie - powiedziała.- Zbyt długo byłeśsam, nie potrafisz już oszukiwać.Chrząknął, gdy ogarnęło go niewygodne uczucie, że sobie z niego kpi. Przecież to bez sensu - kłócił się sam ze sobą.-  Ona jest po prostu kobietą.Najprawdopodobniej ma rację.Ja chyba faktycznie jestem niesympatycznym i gburowatympustelnikiem.Ale jakie to miało znaczenie?- Opowiedz mi o twoim mężu - powiedział nagle. Coś, jakby cień wspomnień przemknęło przez jej twarz.Podniosła do ust kieliszek zciemnym winem.- Nie teraz - powiedziała - proszę!Oparł się wygodnie w tapczanie, nie umiejąc bliżej określić uczucia niezadowolenia,które nim owładnęło.Wszystko bowiem, co mówiła i co robiła, mogło być efektem jejprzeżyć, ale mogło też być kłamstwem. Ale dlaczego miałaby kłamać? - pytał sam siebie.Jutro rano przecież będzie mógłsprawdzić jej krew.Jakąż korzyść mogło przynieść jej kłamstwo, skoro jutro będzie znałprawdę i jest to kwestia jedynie kilku godzin?- Wiesz - powiedział, chcąc nieco rozluznić atmosferę - zastanawiałem się, czy jeślitroje ludzi przetrwało epidemię, to może jest ich więcej?- Myślisz, że to możliwe? - spytała.- Dlaczego nie? Muszą być jeszcze inni, z takich czy innych powodów odporni nazarazek.- Powiedz mi coś więcej o zarazku - powiedziała.Zawahał się przez chwilę, potem odstawił kieliszek z winem. A co będzie, jeśli powiem jej wszystko? Jeśli po swojej śmierci powróci tu, wiedząco wszystkim? Mając całą jego wiedzę?- Jest cała masa szczegółów - powiedział.- Mówiłeś coś wcześniej o krzyżach - powiedziała - skąd wiesz, że to prawda?- Pamiętasz, jak mówiłem ci o Benie Cortmanie? - powiedział zadowolony z tego, żepowtarza znany już jej fakt, że nie musi wtajemniczać jej w nowe rzeczy.- Masz na myśli człowieka, którego.Pokiwał głową.- Podejdz tu - powiedział, podnosząc się - zobaczysz go.Stał za nią, kiedy patrzyła przez wizjer.Czując zapach jej skóry i włosów, odsunął sięnieco w tył. Czy to nie dziwne? - pomyślał.-  Nie lubię tego zapachu.Zupełnie jak Guli-wer, który powracał z krainy koni.Drażni mnie zapach człowieka.- To ten, który jest przy lampie - powiedział.Mruknęła cicho ze zrozumieniem.Potem powiedziała:- Jest ich tak niewielu.Co się z nimi stało?- Pozbyłem się większości z nich.Zawsze jednak jest kilku, którzy zdołali się gdzieśschować.- Jakim cudem ta lampa świeci? - spytała.- Myślałam, że zniszczyli całą instalację elektryczną.- Podłączyłem tę lampę do mojej prądnicy - powiedział.- Tak, żebym w świetle mógłna nich patrzeć.- Nie zniszczyli żarówki?- Zamocowałem na żarówce bardzo mocny klosz.- Nie próbują wspinać się i niszczyć go?- Na całej latarni rozwiesiłem czosnek.- O wszystkim pomyślałeś - powiedziała, potrząsając głową.Cofnąwszy się o krok w tył, patrzył na nią przez chwilę. Jak ona może tak spokojniena nich patrzeć - pomyślał -  zadawać pytania, wyrażać swoje uwagi, skoro nie dalej jaktydzień temu widziała, jak te właśnie istoty rozrywały na strzępy jej męża? Znowuwątpliwości - pomyślał.-  Czy to się nigdy nie skończy?Wiedział dobrze, że nie, dopóki wszystkiego się o niej nie dowie.W tym momencieodwróciła się od wizjera.- Muszę cię na chwilę przeprosić - powiedziała.Patrzył, jak idzie do łazienki, usłyszał zamykający się za nią zamek.Wrócił na kanapę.Wymuszony uśmiech igrał na jego twarzy.Spojrzał w głąb kieliszka z winem i zroztargnieniem pogładził brodę. Muszę cię na chwilę przeprosić.Te słowa wydały mu sięjakoś dziwnie zabawne, zabrzmiały jakoś archaicznie.Dobre obyczaje Kamyczka, którymizdrzy się zza grobu.Etykieta dla młodych wampirów.Uśmiechu już nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •