[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po pierwsze: eg ^ozahistoria z wizytą na pogotowiu w Boise?- Powiedziałaci,co?-Owszem.Co się stało?- Nic.Zabolało mnie w klatce piersiowej, ale lekar^; ^nie stwierdził.Powiedział, że to prawdopodobnie reflu^- Mówiłeś Allyson?-Nie, i byłbym wdzięczny, gdyby tak zostało.Wy^ar.czy jej stresów.Heatherto nie uspokoiło.- Ale zbadalicię?-Tak.Pan doktor powiedział, że jestem zupełnie i^ow.- Okej, tylko następnymrazem daj mi znać, jeśli cos takiego siępowtórzy Nie chcemy cię wykończyć.-Słyszałem coinnego, ale wierzę ci na słowo.No j (;Qtam nowego?- Dużo rzeczy Przede wszyskim gratuluję pierwszegomiejsca naliście.Tak jak się spodziewaliśmy, obser^jg.my wzmożone zainteresowanie prasy twojąosobą.Wl^rngdzwonili do mnie z "USA Today".Chcą zrobić z tob^y.wiad do jutrzejszej rubryki kulturalnej.Zwyklejest krotkijakieś dwieście, trzysta słów.- "USA Today".No, no.131.- To nie wszystko.W poniedziałkowym numerze chcązamieścić artykuł przewodni o tobieanonsowany zdjęciemna okładce.Klasnąłem w dłonie.- Bomba!Heather zaczęła się śmiać.- Tak, tak, to marzenie każdego wydawcy.Ale żeby zdążyć na jutro przedzamknięciem numeru, muszą ztobąporozmawiać w ciągu najbliższych godzin.- O,kurczę.-Co, nie pasuje ci?- Nie bardzo.Obiecałem Allyson, że pojedziemy na zakupy-1 pojedziecie.To nie potrwa długo.Muszą też przysłaćfotografa.Co powiesz na dziś po południu?- Ciężka sprawa.Heather się zmartwiła.- Musimy tojakoś załatwić.Bez zdjęcia niebędzie okładki.Byłem chory na myśl, że muszę o tym powiedzieć Allyson.- Cośwymyślę.Dowiedz się, kiedy mogą przyjechać."USA Today" zapowiedziało, że przyślą fotografa następnego dnia opierwszej - dokładnie wtedy, kiedy w szkole Carson trwać będziekiermasz.Próbowałemich namówić, żebyzorganizowali sesjęwłaśnie tam, aleuparlisię, żema byćw domu.Allyson nie była zachwycona.Rozmowaz dziennikarzem trwała dłużej niżobiecywałem, i w sumie niezdążyliśmy pojechać do supermarketu.W końcu więc sam zabrałem Carson do Jungle Jim's, a Allyson została wdomui zabrała się za porządki.Kiedy wróciliśmy, była w jeszczegorszym humorze.Zostawiliśmy dziecko podopieką znajomejnastolatkiz sąsiedztwa ipojechaliśmy na wieczórautorski.Dotarliśmy na pół godziny przed rozpoczęciem.Zaparkowałem auto, wyłączyłem silnik i spojrzałem na Allyson,która całyczassiedziała naburmuszona.132- Idziesz ze mną?-A powinnam?- Ally, daj spokój - westchnąłem.Wysiadłem z auta i chciałem otworzyćjej drzwi, ale zdążyła wysiąśćsama.Przeszliśmyprzezparking i weszliśmy do księgami.W środku zobaczyłem długą, wijącą się kolejkę ludzi, którazaczynała sięwgłębi sklepu, a kończyła przy drzwiach.- Dobry wieczór.Mam naimię Brent - przywitał na?kierownik.-1 wiem też, kimpan jest.- Przerzuciłwzrok naAlly - Ata pięknakobieta to zapewne pańska żona.- Allyson - przedstawiła się.-Bardzo mi miło.Proszętylko spojrzeć nate tłumy- zwrócił siędo mnie.- Musi się pan czuć jak gwiazdorrocka.- Niecowiększa frekwencja niż na pierwszym spotkaniu.-Ja myślę.- Brent klasnął w dłonie.-Jest tu parę osóbz kanału piątego.Przyjechał też fotograf z "Deseret News".ale będzie tylko robił zdjęcia w trakcie podpisywania książki.- Pomachał ekipie telewizyjnej.Mężczyzna w tweedo'wej marynarce i towarzyszący mu operator kamerypodeszli donas.- Dobry wieczór, panie Harlan.JestemDań Smartz telewizji KSL.- Oglądamy, oglądamy.Miło mi bardzo - uśmiechną'łem się.- Dziękuję.Chcemy nagrać o panu krótki materiał do serwisuinformacyjnego odziesiątej.Zadam tylko kilka pytań'a potem możepanwrócić do swoich wielbicieli.- Oczywiście.Jeśli tylko panowie jesteście gotowi, Uproszę.Allyson stała kilka kroków odemnie, ale tak, żebykamera jej nieobejmowała.Dań obejrzałsię nakamerzystę.- Jedziemy?Tamten kiwnął głową.Dań przystawił mi mikrofon do ust-Panie Robercie, pańska kariera jest jakz bajki.Pisz^pan książkę i nagle wkrótkim czasie trafia ona na szczy133.ty list bestsellerów.Czy jest pan zaskoczony takim obrotem spraw?- Całkowicie.To jak wygrana na loterii.- Jak pan sądzi, dlaczego amerykańscy czytelnicy tak zareagowali napańską powieść?-Doskonały dzieńto historia o miłości, o rodzinie, amyślę,że naszespołeczeństwo jest spragnione takich wartości.Chyba zbyt mocno oddaliliśmysię od naszych domów i bliskichipragniemy powrotu do czegoś, co jest autentyczne.Zerknąłem na Allyson.Jej twarz była bez wyrazu.Dańzadał mi jeszcze kilka pytań, aż w końcu Brent,który z każdąminutącoraz bardziej się niecierpliwił, podszedł do nas,pukając palcem wzegarek.- Kończmy, panowie, zanim tłum się wzburzy-Oczywiście.Ostatnie pytanie: teraz,kiedywygrał panWszystko, co było do wygrania,czy planuje pan wyjechaćz Salt Lakę City?- Nie.To miasto to naszdom.Niewykluczone, że przeprowadzimy się do lepszej dzielnicyUścisnął mirękę.- Dziękuję serdecznie za rozmowę i jeszcze raz gratuluję.-Tędy proszę - powiedział Brent i zaprowadził nas z Allyson wgłąbksięgarni, gdziestało przygotowane dla mnie stanowisko.Kiedy mijaliśmy ludzi stojących w kolejce, sporoosób pokazywało mniepalcami.- Co to miało znaczyć z tą lepszą dzielnicą?- zapytała Allyson.- Nic.Tak mi tylko przyszło do głowy- Sąsiedzi zapewne będą zachwyceni, kiedy usłyszą, jakie maszwysokiemniemanie o naszymosiedlu.-Kochanie,gniezdzimy się w ciasnocie.- Jeśli już, to chyba japowinnam się na ten temat wypowiadać.Spędzam tamznacznie więcej czasu niż ty.134 - Odłóżmy tę rozmowęna pózniej.- Usiedliśmy przystole.Leżała na nim sterta moich książek.- Jesteś gotowa?- Co mam robić?Wziąłem do ręki egzemplarz,żeby jej pokazać.- Otwierasz książkę na stronie tytułowej i zakładasz zaobwolutę.Potem dajesz każdemu karteczkę, żeby wpisał imięosoby, dla której mabyć dedykacja.- Małoskomplikowane.- Rozejrzała się.Nie było widać końcakolejki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]