[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wbrewnajbardziej podstawowym i najgłębiej zapisanym regułom oprogramowania, postanowiłwziąć udział w pewnej walce.W wyniku tego zapadł w trwającą niemal cały miesiącśpiączkę.Mały robot wiedział, że jest mądry.Potrafił ukrywać się i uciekać.Pod względemfizycznym był niezwykle wytrzymały.Mógł sprzymierzać się z osobnikami pokroju LandaCalrissiana nie cofającymi się przed popełnianiem aktów przemocy, żeby chronić siebiei swojego mechanicznego partnera, to znaczy jego.Vuffi Raa wszakże nie potrafiłbyskrzywdzić żadnej inteligentnej istoty - czy to organicznej, czy też elektromechanicznej.To wszystko po prostu nie miało sensu.Mały android był dumny z tego, że jest wyjątkowocennym automatem.Prawdę mówiąc, cenniejszym nawet niż gwiezdny statek, któregonaprawami właśnie się zajmował.A zatem, kierując się czysto rynkowymi przesłankami,miał obowiązek chronić własne życie.Każdy, usiłujący mu je odebrać, okazywał tymsamym, że jest mniej cenny - a przynajmniej pod względem moralnym, ponieważ braniejakichkolwiek innych względów pod uwagę chyba nie miałoby żadnego sensu.Vuffi Raa odłączył trzecią mackę od metalowego torsu i polecił jej, żeby sprawdziłastan pokładowych systemów uzbrojenia.Miała zwrócić szczególną uwagę na gotowośćdo walki czterolufowych działek, z których Lando był taki dumny. Sokół Milleniumzawsze wyglądał jak kolczaste stworzenie, najeżone lufami najróżniejszych działek,ale dysponował jedynie dwuosobową załogą, przy czym jedna istota była pacyfistą.Oznaczało to, że należało w jakiś cybernetyczny sposób sprzęgnąć systemy uzbrojenia,aby było możliwe coś w rodzaju automatycznego sterowania.Tymczasem w ciągu krótkiego okresu ciszy, jaki nastąpił po odwrocie floty, mogli najwyżejzacząć zajmować się tym problemem.Vuffi Raa zauważył jednak, że jego zasady moralne mogły być do pewnego stopnianaciągane.Na przykład, mógł zajmować się przygotowaniami frachtowca do walki,dobrze wiedząc, że walka oznacza uciekanie się do aktów przemocy.Co więcej, pilotując Sokoła , manewrował nim w taki sposób, żeby ułatwić hazardziście namierzanie iuśmiercanie wrogów.Jakież to niesamowite - pomyślał mały robot.- Kto skonstruował mnie w taki sposób? Ico właściwie chciał przez to osiągnąć?- Na miłość Jądra, Obrzeży i wszystkiego, co pomiędzy nimi! - wykrzyknął Lando.- Nacóż oni czekają?Siedział przy stoliku i nie zwracając uwagi na obserwującego go Vuffiego Raa, czyściłrozłożony na części pięciostrzałowy paralizator.Prawdopodobnie pragnął w takisposób jeszcze lepiej przygotować się do walki, ale zapewne nie uświadamiał sobie, żeminiaturowy pistolet w niczym mu nie pomoże.Obaj przebywali w świetlicy, w której siłaciążenia miała normalną, to znaczy dużą wartość.Robot uznał to za zły znak.Wiedział,że jego właścicielowi najlepiej myśli się przy wyłączonej grawitacji.- Na kogoś innego, kto ma tu przylecieć - rozległ się nienaturalny, elektroniczniesyntetyzowany głos.Słowa stanowiły tłumaczenie myśli Lehesu, widocznego na ekraniemonitora, który zainstalował w świetlicy mały robot.W rzeczywistości młody Oswaftunosił się w przestworzach niedaleko Sokoła Millenium.Zważywszy na jego rozmiary, atakże wymogi środowiska, w jakim mógł żyć Calrissian, taką sytuację należałoby uznaćza najbliższą zwykłej rozmowie tej trójki.- Co takiego?Lando podskoczył jak użądlony i przerwał czyszczenie części pistoletu.Na chwilęznieruchomiał z uniesioną nad stołem ręką, z k- tórej nie wypuścił przesiąkniętejrozpuszczalnikiem miękkiej szmatki.Skulił się, jakby ktoś wymierzył mu cios w brzuch.Pózniej wstał.Poruszając się w zwolnionym tempie, odwrócił się i powoli stawiając85@ Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBokakroki, podszedł do monitora.Zamarł, kiedy niemal dotknął nosem powierzchni ekranu.Z nie do końca wyczyszczonej lufy broni ściekały na podłogę krople łatwopalnegorozpuszczalnika.- Na kogo? - zapytał, kierując te słowa pod adresem podobnego do wielkiej płaszczkistworzenia.- I skąd, u diabła, możesz to wiedzieć?W zrenicach hazardzisty płonęły dziwne ogniki.Mimo to nawet Vuffi Raa, od dawnadoskonale znający usposobienie właściciela, nie odważyłby się zgadnąć, co mogąoznaczać w tej chwili.- Ależ, Lando, to przecież bardzo proste - odrzekł Lehesu tonem skrzywdzonegoniewiniątka.- Czekają na kogoś, kto nazywasię Wennis.Włożył wiele wysiłku, żeby nauczyć się prawidłowej interpretacji wyrazów twarzy itonów głosu istot ludzkich.I jedno, i drugie odbierał w mózgu, wychwytując wysyłaneprzez pokładowy komunikator elektromagnetyczne fale, za pomocą których można byłoprzekazywać dzwięki i obrazy.Zaniepokoił się, ponieważ wszystko wskazywało na to, żejego przyjaciel Lando rozgniewał się na niego.- A teraz, skąd to wiem - ciągnął po chwili.- To praktycznie jedyna rzecz, o jakiej tamciteraz rozmawiają.Czyżbyś tego nie słyszał? Kiedy przyleci tu Wennis, ma wydarzyć sięcoś bardzo ważnego.Ktoś inny, nazywany Plotką, utrzymuje jednak, że.- Och, moje uszkodzone kompensatory gęstości ochronnych pól siłowych!Mały robot zauważył, że wyraz twarzy jego właściciela uległ metamorfozie.Zupełniejak przy zmianie waloru karty- płytki do gry w sabaka, zaintrygowanie ustąpiło miejscarozdrażnieniu, a potem zachwytowi.Hazardzista odwrócił się i w dwóch susach pokonałodległość dzielącą go od stolika, po czym opadł na wygodny fotel.Poszperał w kieszeniachkombinezonu i wyciągnął cygaro.- Nie, Lehesu, nie słyszę tego - odparł niemal radośnie.- Już kiedyś ci to tłumaczyłem,nie pamiętasz? A nawet, gdybym słyszał, niczego bym nie zrozumiał.Vuffi Raa równieżpotrafi słyszeć radiowe sygnały, ale tamci są wojskowymi i szyfrują je tak, żeby niezrozumiał nikt, kto ośmieliłby się podsłuchiwać.Zapalił cygaro, widocznie zapominając, że ma całe dłonie poplamionerozpuszczalnikiem.- O rety! - wykrzyknął nie na żarty zmartwiony Lehesu.- Czy to znaczy, że dopuściłemsię czegoś nieetycznego? Jeżeli tak, zaraz przestanę.Lando natychmiast wyprostował się na fotelu i wyciągnął rękę z cygarem.Skierował jeku ekranowi, zupełnie jakby mierzył z pistoletu.- Niczego takiego nie zrobisz! Nie możesz uczynić niczego nieetycznego, jeżeli masz doczynienia z takimi łajdakami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]