[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszę mi powiedzieć, dlaczego jest pan tak pewny, że toktóreś z nich zamordowało starego Lawesa?- Nie odpowiedział pan na moje pytanie.Czy ktoś z rodzinyLawesów ma słaby wzrok?- Tego, drogi doktorze, nie wiem.- Ale łatwo to można sprawdzić?- Bez wątpienia.- Goron zawahał się, oczy mu się zwęziły.-Ma pan na myśli - zasugerował, naśladując człowiekazadającego ciosy pogrzebaczem - że morderca musiał miećsłaby wzrok, ażeby nie trafić od razu w taki cel, jak ludzkagłowa?- Być może.Dermot powoli przeszedł przez cały pokój, zaglądającuważnie do oszklonych gablotek.Do niektórych eksponatówdołączone były karteczki, wypełnione tym samym drobnym,nieomal że drukowanym pismem.Nie posiadał wiedzy kolek-cjonerskiej, znał się jedynie trochę na szlachetnych kamie-niach.Jednak nawet laik mógł się szybko zorientować, że wgablotach było niewiele rzeczy cennych, przeważały bezwar-tościowe rupiecie.Były tam przedmioty z porcelany, wachla-rze, relikwie, parę oryginalnych zegarków.Była półka z rapie-rami ze stali toledańskiej.Jedna z gablotek, zamiast filigrano-wych cacek, zawierała pamiątki pozostałe po rozbiórce staregowięzienia Newgate.Większość książek ustawionych na półkachbyła poświęcona technologii obróbki i metodom rozpo-znawania kamieni szlachetnych.- Niech pan mówi dalej - poprosił Goron.- Pan wspominał już o innym szczególe - powiedział Dermot.- Mówił pan, że chociaż nic nie zostało skradzione, to jednak zjednej z gablot wyjęto naszyjnik z brylantów i turkusów.Znalazł go pan poplamiony krwią na podłodze koło gabloty.Goron skinął głową i zapukał palcami w gablotę o wypukłejszybie, stojącą po lewej stronie koło drzwi.Tak jak i pozostałeszafki nie była zamknięta.Półki były ze szkła.Na eks-ponowanym miejscu na tle szafirowego aksamitu leżał naszyj-nik.Mienił się ogniami tęczy w jaskrawym świetle kryształo-wego żyrandola.- Tak.Po oczyszczeniu został z powrotem położony na swojemiejsce.Tradycja mówi, że ten naszyjnik miała na sobiemadame de Lamballe, ulubienica Marii Antoniny, kiedy tłumzarąbał ją przed więzieniem La Force.Sir Maurycy miałdziwaczne zamiłowanie do makabry, nie sądzi pan?- Ktoś inny jeszcze ma również dziwaczne zamiłowanie domakabry.Prefekt zachichotał.- Zauważył pan, co stoi obok?- Wygląda - powiedział Dermot, spoglądając na lewo odnaszyjnika - jak pozytywka na kółkach.- Zgadza się, to jest pozytywka.To był naprawdę głupipomysł, żeby położyć to grające pudełko na szklanej półce.Następnego dnia po zbrodni, kiedy oglądaliśmy pokój, a mar-twy sir Maurycy siedział jeszcze w fotelu, komisarz policjiotworzył gablotę.Przez nieuwagę potrącił pozytywkę, któraupadła na podłogę.Goron wskazał na ciężką drewnianą skrzynkę.Na jej ciem-nych blaszanych ściankach wymalowane były wyblakłe jużsceny z amerykańskiej wojny secesyjnej.- Pozytywka upadła bokiem i zaczęła wygrywać JohnBrown's Body.Zna pan tę melodię? - prefekt zagwizdał kilkataktów.- Proszę mi wierzyć, efekt tego był niezwykły.HoracyLawes jak wściekły wpadł do pokoju i zabronił ruszać cokol-wiek z kolekcji ojca.Natomiast Beniamin powiedział nam, żeniedawno ktoś musiał grać na tej pozytywce.On, zamiłowanymechanik, przed kilkoma dniami zreperował ją i nakręcił, ateraz staje już po paru taktach.Niech pan sobie wyobrazi, tylezamieszania z powodu takiej błahostki.- Tak, wyobrażam sobie.Jak już powiedziałem panu rano,uważam, że ta zbrodnia jest bardzo dziwna.- O, tak! - Go ron zamienił się cały w słuch.- Mówił pan tojuż, ale chciałbym wiedzieć, dlaczego pan tak sądzi.- Jest to zbrodnia, gdzie przestępcą musi być domownik.Jest wynikiem atmosfery panującej w tym domu, wylęgła się wcieple domowego ogniska i wyhodowana została w domowymzaciszu.Prefekt przetarł czoło drżącą ręką.Rozejrzał się wokoło,jakby szukając natchnienia.- Doktorze - powiedział - czy mówi pan poważnie?Dermot usiadł na brzegu stołu, stojącego pośrodku pokoju.Przesunął palcami po swych gęstych ciemnych włosach zprzedziałkiem na boku.Spojrzenie jego ciemnych oczuutkwionych w rozmówcy stało się tak intensywne, jak gdybychciał zmusić go do absolutnego poddania się jego woli.- Niech pan sobie wyobrazi człowieka zabitego aż dzie-więcioma uderzeniami pogrzebacza, kiedy już pierwsze byłośmiertelne.Patrzy pan na to i mówi: To jest brutalne, to jestbezsensowne, to dzieło szaleńca.Tym samym odrzuca panmyśl, że sprawcą mógłby być ktoś z rodziny, zakłada pan bo-wiem, że żadna z tych osób nie mogła działać Jak bestialsko.Ale kryminalistyka mówi co innego.W każdym razie krymi-nalistyka anglosaska, na którą się możemy powołać, gdyż ciludzie są Anglikami.Zwykły morderca działający z premedy-tacją rzadko zabija z taką brutalnością.Z łatwo zrozumiałychwzględów w jego własnym interesie leży wykonanie robotyczysto i dokładnie.Często się zdarza, że w domu każdy musi opanowywać swojeuczucia; żyje się wspólnie z innymi ludzmi, a stosunki domowestają się stopniowo coraz trudniejsze do zniesienia.Jeżelisprawy dojdą do punktu kulminacyjnego, wybuch następuje ztaką gwałtownością, że my zwykli ludzie, po prostu niemożemy w to uwierzyć.Czy przyszłaby panu do głowy możliwość takich faktów?Młoda, starannie wychowana i bardzo religijna kobieta zabijaswoją teściową, a następnie własnego ojca wielokrotnymiuderzeniami siekiery, nie mając innych powodów do wytłu-maczenia popełnionej zbrodni, poza bliżej nie określonyminieporozumieniami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]