[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na ekranie pojawia się informacja, że mamnową wiadomość.Biorę głęboki oddech.Proszę tylko, żeby to nie był spam.Trzymam w myślach kciuki iotwieram pocztę.Do: Emily.M.Pratt, emilympratt@yahoo.comOd: Andrew T.Warner, warnerand@yahoo.comOdp.: SorryCześć, E.Przykro mi z powodu dziadka Jacka (Kate mi powiedziała).Gdybym mógł coś dla niegozrobić, proszę, daj mi znać.Przez ostatnie dwa lata był dla mnie jak prawdziwy dziadek.Bardzo przy-gnębiła mnie ta wiadomość.Wyobrażam sobie, jak cierpisz.Jeśli chodzi o przyjęcie, a zwłaszcza o moją wypowiedz nagraną na automatyczną sekretarkę, to teżjest mi przykro.Sądzę, że oboje nie jesteśmy dobrzy w wyrażaniu swoich uczuć.Chciałbym wiedzieć, coRLTchciałem powiedzieć.Wtedy wszystko byłoby prostsze, prawda? Ale nie jest.Zastanawiałem się nad tym,co nas łączy, przez ostatnie dwa tygodnie, a nawet wcześniej, od Zwięta Pracy, i nie doszedłem do żadnychwniosków, więc sądzę, że chyba trzeba się pożegnać.%7łyj w pokoju, A.Już samo to, że Andrew poświęcił mi czas i napisał do mnie maila, jest dla mnie jakimś pociesze-niem.Nie nienawidzi mnie.Tekst na ekranie komputera postrzegam jako coś intymnego, słowa przezna-czone tylko dla mnie.Podoba mi się, że jestem E., skoro on jest A.Wyobrażam go sobie, jak siedzi przyswoim czarnym biurku z IKEA (pozostałość z czasów młodości; towarzyszyło mu aż do końcowych testówna medycynie).Waży każde słowo, każde zdanie, bierze pod uwagę konsekwencje.Zakończenie listu jestnaprawdę doskonałe, choć wolałabym coś w stylu XO albo zwykłe pozdrowienia.Wiem, że na żadne sobienie zasłużyłam.Andrew tak.Szkoda, że swojego pierwszego maila nie podpisałam Zawsze kochającaEmily".Nie zrobiłoby to wielkiej różnicy, ale dla mnie miałoby znaczenie.Ciągle czytam list od Andrew, tak że w końcu nauczyłam się tego tekstu na pamięć.Instynkt pod-powiada mi, żeby natychmiast odpisać, przedłużyć nasze kontakty.Wolę udrękę oczekiwania na odpo-wiedz niż nic.Nie mogę pozwolić mu odejść.Andrew ma rację - nigdy nie byłam dobra w mówieniu tego,co chciałam wyrazić, nawet nie wiedziałam, czego tak naprawdę chcę.Zdaję sobie sprawę, co znaczą słowa na końcu listu.Słówko chyba" daje nadzieję, sugeruje waha-nie, ale po przeczytaniu całego zdania na głos wiem, że się mylę.Chciałam się rozstać, więc dostałam po-żegnalny list.Cisza aż dzwoni w uszach.Stukam ołówkiem w biurko, usiłując wypełnić pustkę.Do widze-nia, Andrew - powtarzam w kółko.Do-wi-dze-nia, An-drew - wystukuję.Nie wyślę żadnego maila.Co miałabym w nim napisać? Wiem tylko, że pewnych słów żałuję ichciałabym je odwołać.- Będzie nam ciebie brakowało - stwierdza Carl na pożegnalnym przyjęciu, które Kate zorganizo-wała w pokoju konferencyjnym.Przyszło około czterdziestu osób.Jedzą krewetki i sączą wino na moją cześć.Znam ledwie połowęich.Prawnicy nie odpuszczą sobie darmowej wyżerki.- Dzięki.Myślę, że firma będzie nadal prosperować beze mnie.Prawdę powiedziawszy, nie czuję się dobrze, kiedy wyobrażam sobie poniedziałkowy poranek.Niepodoba mi się, że wszyscy jak gdyby nigdy nic podejmą swoje obowiązki i nawet nie zauważą, że mojemiejsce jest puste.Zapomną o mnie w chwili, kiedy dziś wieczorem wejdę do windy.- Odchodzisz bez szczególnego powodu.Mam nadzieję, że twoja decyzja nie ma nic wspólnego znieporozumieniem w Arkansas.- To nie było nieporozumienie, Carl.Moim zdaniem twój plan był doskonale klarowny.I wiesz co?Jestem pewna, że Carisse świetnie się spisała, pisząc zamiast mnie mowę do sądu.Pokazała swoje poświę-cenie dla firmy.RLTUnoszę kieliszek w geście toastu.Kontrolowane zwycięstwo nad Carlem i Carisse.Choć raz po-wiedziałam dokładnie to, co chciałam wyrazić.- Nie rozumiem - mówi.Wzruszam ramionami i pozostawiam jego pytanie bez odpowiedzi.Podekscytowana, zdaję sobiesprawę, że nie muszę rozmawiać z Carlem.Podlizywanie mu się nie przyniesie mi już żadnych korzyści.- Trzymaj się, Carl - mówię i odchodzę.Przechadzam się po pokoju konferencyjnym i stwierdzam, że przyjęcie na moją cześć było mniejkłopotliwe, niż się spodziewałam.Zaliczyłam banalne i niezręczne słowa pożegnania.Mam już za sobązastanawianie się, czy tylko uścisnąć rękę, czy przytulić się, udawać, że będę utrzymywać kontakty.Więk-szość czasu spędzam na rozmowach z ludzmi, których lubię i będę za nimi tęsknić.Moją ulubioną koleżanką jest czarnoskóra lesbijka Miranda Washington, pełnomocnik procesowy.W jej obecności menedżerowie zajmujący się zasobami ludzkimi w APT doznają orgazmu.Zatrudniając ją,firma może się pochwalić w swoich broszurach wieloaspektowym partnerstwem.Mamy czarnych prawni-ków! Gejów! Kobiety są u nas prawnikami!Początkowo szefowie nie wiedzieli, jakie stanowisko jej powierzyć.W końcu, kierując się jak zwy-kle własnym interesem, wykorzystali kontakty biznesowe Mirandy z czasów, kiedy pracowała na WallStreet.- Doug powiedział mi, że wkopałaś Carla.Jestem z ciebie dumna.Wreszcie ktoś przemówił -stwierdza Miranda.- Dzięki - mówię i patrzę na jej stopy w różowych tenisówkach, które założyła do tradycyjnego gar-nituru w prążki.- Nie jestem pewna, czy go wkopałam.Nie musiałam walczyć.Rozumiesz, co mam namyśli?- Nieprawda.Różnica między mną i tobą jest taka, że ty zostałaś wysłuchana w związku z tym dup-kiem, który tutaj stoi.Mam nadzieję, że ta sprawa będzie oficjalnie podniesiona na najbliższym zebraniuudziałowców.Od lat próbowałam to zrobić, ale nikt mnie nie słuchał.Dzięki.Obie patrzymy na Carla.Obejmuje Carisse i mówi coś do niej przyciszonym głosem.Wyglądają,jakby mieli zaraz ruszyć do walca.Przez chwilę żal mi jej.Współczuję im obojgu.- Mogę ci zadać pytanie?- Wal - odpowiadam.- Dlaczego przyszłaś tu do pracy?- Nie wiem.Miałam do spłacenia pożyczkę studencką, ale to nie jest cała prawda.- A jaka jest cała prawda?- Brak wyobrazni.Starałam się o pracę w dużej firmie, bo wszyscy tak robili.Wiem, że zabrzmi tożenująco naiwnie, ale chciałam zmienić świat.Myślałam nawet, że to jest możliwe.- Wyglądasz na społecznika.- Dzięki.RLT- Może nadszedł czas, żeby.- Co? Zmieniać świat? Daj spokój.- Serio.Jeśli dowiem się, że wzięłaś taką samą robotę, tylko w firmie po drugiej stronie ulicy, sko-pię ci tyłek.Rób coś sensownego.Zmieniaj świat.Dlaczego nie miałabyś być jedną z tych osób, które torobią?- Nie wiem - odpowiadam.- W porządku, nie zmieniaj całego świata, bo to ciężka robota.Ale co powiesz na jego mały skra-wek? Obiecujesz? - Przerywa i podnosi mały palec.- Obiecaj, że przynajmniej spróbujesz.- Dobrze - zgadzam się - spróbuję.Przyrzekam na jej różowe tenisówki.Kilka godzin pózniej żegnam się z Kate i Masonem.Pożegnanie jak na lotnisku - leją się łzy, przy-tulamy się do siebie i dramatycznie pociągamy nosami.Czuję się głupio, odkąd wiem, że i tak zobaczymysię w przyszłym tygodniu, ale nic na to nie poradzę.Coś się kończy w życiu nas trojga.Powinnam już iść,ale smutno mi, że muszę ich opuścić, jakbym żegnała się z kumplami z wojny.Razem byliśmy w okopach,przypalaliśmy sobie papierosa i osłaniali się przed ogniem wroga.Wychodzę z biura z pudłami pod pachą.Mam wrażenie, że wyglądam, jakby mnie wylano.Jest cośponiżającego w tekturowych pudłach z wystającymi z nich moimi prywatnymi rzeczami.Zbiera mi się napłacz.Koledzy wracają do pracy.Mam ochotę wykrzyczeć, że sama odeszłam, ogłosić to z ulgą, ale było-by to dziwaczne.Trzymam głowę wysoko, jak to tylko możliwe, idę dumnie wyprostowana i wkraczam dowindy z dostojeństwem.Przy bramce widzę Marge w jej niebieskim uniformie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]