X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Tą osobą jest pan.Ależ tak! Panu to przeszka�dza! - komisarz nieomal się zachłysnął.- Bo mimotylu starań pan nie stał się nim.Nigdy nie będziepan Hubertem Renkielem.Prawda?- Już nie muszę - wysyczał Horoszkiewicz.- Jegojuż nie ma.- Tak, bo go zabiłeś - powiedział Antałowicz. Rozdział- Ten sukinsyn zasłużył sobie na to - Horoszkie-wicz wybuchnął nagle.- Miał wszystko! Wszyst�kich! Wszyscy go kochali! Wszyscy podziwiali! Takizdolny, taki pracowity.Wciąż tylko on. Bierz przy�kład z Huberta. Dlaczego nie jesteś taki, jak Hu-bercik?  Bercik daleko zajdzie.Miałem dość tego,rozumiecie? Dość.Zamilkł, głośno dysząc.Antałowicz nieśpiesznienapełnił zimną wodą jednorazowy kubeczek i po�stawił przed nim.- Chciał mieć rower, ojciec mu kupił.Chciałdeskorolkę. Proszę bardzo.Matka jezdziła z nimdo Parku Skaryszewskiego, żeby sobie pojezdził.Chciał gitarę. Czemu nie, kochanie.Dostał i gita�rę w komplecie z nauczycielem. Bercik powinienuczyć się języków. Bercik wyjeżdża na obóz ję�zykowy. Bercik musi odpocząć. Bercik tak lubiWłochy.Wciąż ten cholerny Bercik - wyrzucił. Napił się łapczywie.Otarł dłonią usta i zapatrzyłsię przed siebie.Antałowicz go nie poganiał.Wie�dział, że jego czas jeszcze nadejdzie.Teraz słuchał,odnotowywał w pamięci i zbierał siły do dalszegoprzesłuchania.- Od początku było wiadomo, że przejmie inte�res rodziców.Dziedzic! Miał wszystko.Dzianychi, co najgorsze, troskliwych rodziców.%7łeby go cho�ciaż bili.%7łeby wymagali od niego więcej niż można.%7łeby go ignorowali.Ale nie, oni zawsze, jak pogo�towie, w gotowości mu pomóc.Nawet kanapki miałzawinięte w papier i przewiązane sznurkiem.Oczkow głowie mamusi.Antałowicz wymienił spojrzenia z Witułą i tenwyszedł szybko z pokoju.- Hubert miał taki drażniący sposób bycia.Wszystko przyjmował z uprzejmym zdziwieniem- opowiadał dalej Horoszkiewicz, przedrzeznia�jąc głos przyjaciela.-  Nie masz ołówka, proszę,mam więcej. Jesteś głodny, wez moją kanapkę. O, nie masz kaloszy.Mam dwie pary, pożyczę cijedne. Jak można jeść margarynę! Spróbuj ma�sła.Jak on mnie drażnił! Chciałem mu już wtedyto jego miłosierdzie z powrotem do gardła we�pchnąć.Zatkać go, żeby już zamilkł, przestał, bo jak inaczej znieść tyle dobra naraz.Nikt tego niewytrzyma!Horoszkiewicz zamilkł, wskazując na pusty ku�beczek.Antałowicz przechylił się i dolał mu wody.- Potem postanowiłem nie być takim frajerem jakmój ojciec.Spotkałem na swej drodze szansę, którąmusiałem wykorzystać.Jeśli Hubert jest tak głupiohojny, to jego sprawa.Nie jestem gorszy od niego.Mamy takie same żołądki.Też mam dwie ręce, dwienogi i grzbiet do odziania.Zaciskałem zęby biorącubrania po Hubercie.Na podwórku nikt nie zauwa�żył, w szkole też nie wiedzieli.Mogłem udawać, żeto prezenty do babki lub dziadka.Takie bardziejmarkowe, rzucające się w oczy rzeczy zakładałemtylko do kościoła.Kucharz nagle podrapał się po głowie, mierzwiąccałkowicie włosy.Antałowicz pomyślał, że odkądzobaczył Horoszkiewicza, jest to jego pierwszy na�turalny odruch.- Zacząłem przykładać się do nauki.Zapropono�wałem, żebyśmy razem się uczyli.Hubert chętnie sięzgodził.Jego rodzice też, przecież moja babka pra�cowała u Renkielów.Ze szkoły wracaliśmy do niegodo domu.Jadłem z nimi obiad, odrabialiśmy lekcje,a potem mogłem się bawić jego zabawkami.Kiedyś zepsułem auto.Niechcący.Zrobiło się nieprzyjem�nie.Zrozumiałem* żeby przetrwać w tym świeciemuszę się bardzo pilnować.Odtąd regularnie cośpsułem, ale tak, żeby nikt nie widział albo żeby byłona Huberta.Sprawiało mi to ogromną przyjemność.Na koniec sam zacząłem zachwycać się Bercikiem.Bercik mój idol! - zaśmiał się chrapliwie.- Zdaliśmy do tego samego technikum, ale roz�dzielono nas do innych klas.Myślę, że stary Ren-kiel maczał w tym palce.Nadal trzymałem się bliskoHuberta.Razem zdobyliśmy nawet mistrzostwo ju�niorów.Potem Hubert wyjechał na praktyki za gra�nicę i zostawił mnie samego.Nie dawałem rady.Nieumiałem już żyć bez tego ładu, który panował przynim, w jego domu, u rodziców.Po kilku miesiącachHubert załatwił mi praktyki we Włoszech.Było jużlepiej.Horoszkiewicz podszedł do Zubika i zajrzał muprzez ramię, sprawdzając, czy dobrze zapisał jegosłowa.Pochylił się nad ekranem i palcem wskazałjakieś miejsce.Zubik bez słowa naniósł poprawki.- Na jakiś czas nasze drogi się rozeszły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.