[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No cóż, Vanja odczuła jedynie ulgę, że nie musi nic udawać.W każdy sobotni wieczórukładała się w tradycyjnej pozycji, była uległą, zgodną żoną.Ale Frank wielokrotnie zastanawiał się, dlaczego jego żona wieczorami przez długiczas wpatruje się w szczyt wzgórza z wyrazem nieprawdopodobnej tęsknoty w oczach.Frank zaczął tyć.Wiodło mu się coraz lepiej.Jadał regularne posiłki w domu, aparafianie przy każdej najmniejszej okazji zapraszali go na kawę i ciastka.Vanja sprawowałasię jak mogła najlepiej, dobrze gotowała i uśmiechała się życzliwie, choć w zamyśleniu.Przeprowadzili się, znalezli odpowiedni dom w pobliżu.Za rok mieli przenieść się doChristianii, bo Frankowi władze kościelne obiecały ważne stanowisko.Ale ja nigdzie nie pojadę, myślała Vanja.Dziecko, które miała wydać na świat, bardzo się jej już sprzykrzyło.Miesiąceupływały nieprawdopodobnie wolno.Poza tym zle się czuła w ciąży, Frank tylko działał jejna nerwy, a to dlatego, że go nie kochała.On przecież nie mógł nic poradzić na swój wygląd.Budził w niej coraz większą odrazę, zaczął porastać tłuszczem, urósł mu podwójnypodbródek i wałki w pasie.Vanja czasami czuła, że jest niesprawiedliwa i nieznośna, iwiedziała, że pewnego dnia wybuchnie gniewem, jeśli w porę nie poskromi swoich humorów.Nareszcie długi okres oczekiwania dobiegł końca.Kiedy wystąpiły pierwsze bóle,zrobiła to, co postanowiono już dawno: wróciła do domu, do Lipowej Alei.Dziecko miałourodzić się tam, cała rodzina sobie tego życzyła.Oprócz Franka, ale jego nikt nie pytał ozdanie.Poród okazał się przerażająco trudny.Wszyscy byli przekonani, że zle się skończy, żeoto na świat przyjdzie kolejny dotknięty przekleństwem.Tylko tego się spodziewano - wszakAndre i Vetle byli najzupełniej normalni.Akuszerka nie chciała sama brać odpowiedzialnościza to, co się stanie, wsiedli więc w nowy automobil Christoffera i ruszyli do szpitala.Miało tobyć pierwsze dziecko w rodzie Ludzi Lodu, które przyjdzie na świat w szpitalu.Dotarli na czas, dziecko bowiem pozwoliło na siebie czekać.Lekarzy uprzedzono, żemoże urodzie się zdeformowane do tego stopnia, że odbierze życie matce, dyskutowano więco cesarskim cięciu, ale nagle sytuacja zupełnie się odmieniła.Malec zaczął rwać się na świat i wszystko odbyło się z oszałamiającą prędkością.Agneta i Benedikte musiały czekać w korytarzu wraz z bladym jak trup Frankiem.I on takżewiedział, że dziecko mogło być dotknięte.Ponure przewidywania okazały się jednak przedwczesne.Urodziła się czarująca,słodka dziewczynka, jak najbardziej normalna.Z jednym tylko wyjątkowym szczegółem.Jej język na koniuszku był rozdwojony. To więzadełko języka jest zbyt napięte , stwierdził lekarz. Wygląda prawie jak język żmii , orzekła Benedikte.Kiedy Vanja usłyszała o rozdwojonym języku córeczki, nagle jakby wstąpiło w niążycie.Oczy, w ostatnich miesiącach matowe i obojętne, zapłonęły jak dwa słoneczka.Tak jakwiększość początkowo niechętnych dziecku młodych matek zdążyła już przywiązać się doswojej maleńkiej dziewczynki i niczym kamień młyński legła jej na sercu świadomośćkonieczności dokonania wyboru.Kiedy jednak pokazano jej język dziecka, wybór nie był jużtaki trudny.Poprosiła, by na chwilę zostawiono ją z malutką samą.Długo przyglądała sięmaleńkiemu stworzeniu.- Tak - szepnęła w uniesieniu.- Tak, to dziecko Tamlina! Poznaję jego rysy, choć umojej dziewuszki są jak najbardziej ludzkie.To delikatne wygięcie w kącikach ust, górnawarga odrobinę podniesiona na środku, lekko skośne oczy.To córka Tamlina!Ale jak to możliwe?Przypomniała sobie ostatnią noc, jaką spędzili razem.Noc w przeddzień jej ślubu.Kochali się jak szaleńcy, choć to oczywiście nie miało znaczenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]