X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekko zdezorientowana rozejrzałam się wokół.Philippe mówił, że sklep znajduje się napont Notre Dame, a więc to musiał być most.Ale wcale nie przypominał mostu.Także tutajwszędzie stały domy, jeden obok drugiego, wysokie na cztery albo pięć pięter.I nigdzie nie byłowidać Sekwany.Philippe wpatrywał się w mroczne wnętrze sklepu. Jeśli któregoś dnia dorwę tego typa na osobności, zabiję go.Pojęłam tę zapowiedz z pewnym opóznieniem, bo wciąż jeszcze próbowałam zorientowaćsię w okolicy. Co? A to dlaczego? Cóż on ci zrobił? Mnie nic.Ale C�cile.Zanim zdążył mi to dokładniej wyjaśnić, do zastawionej woreczkami zapachowymii perfumowanymi chusteczkami lady podszedł mężczyzna w zielono-złotym wamsie. Madame.Monsieur. Uśmiechnął się lekko. Czym mogę służyć?  A potemrozpoznał Philippe a i przybrał rozgniewaną minę. A ty czego tutaj znowu chcesz, panie? Niemożesz przestać mnie nachodzić? Czyż nie ma dość innych mostów? Musisz zawsze nadkładaćdrogi i iść tędy?To na pewno był mąż C�cile.Albo były mąż, zależy.W każdym razie nie mieszkalirazem, bo w jej pokoju nie zauważyłam nic, co wskazywałoby na obecność mężczyzny.Około czterdziestki, prawie łysy, w ogóle nie wyglądał na faceta, który miałby coś dozaoferowania takiej kobiecie jak C�cile.Może poza kilkoma flakonami tych pachnideł.Sporo ichstało u C�cile i przecież jednych perfum nawet użyłam, choć natychmiast tego pożałowałam.W dalszym ciągu czuć było ode mnie intensywny zapach fiołków, gorszy niż jakikolwiekodświeżacz powietrza.Ale to było nic w porównaniu ze sprzedawcą perfum.Otaczała go chmura zapachów, które mogły doprowadzić człowieka do omdlenia.Choć przysięgłabym, że dawno jużstrawiłam chleb i wino z ostatniej nocy, poczułam, jak wszystko podchodzi mi do gardła.Cofnęłam się kilka kroków  i o mało nie trafiłam pod przejeżdżający z turkotem powóz.Woznica zaklął szpetnie i ściągnął cugle, a ja wycofałam się jeszcze dalej, na drugą stronę ulicy.Philippe nawet tego nie zauważył i zaczął się kłócić z tym typkiem.Mimo hałasudobiegły mnie strzępki rozmowy. Ty perwersyjny obrzydliwcze!  wrzeszczał na właściciela sklepu. To nie powinno cię nic obchodzić!  usłyszałam krzyk perfumiarza. I nie, nie będę sięz tobą pojedynkował.Choćbyś nie wiem jak obrzucał mnie obelgami!Ze względu na turkot kół powozu usłyszałam tylko część odpowiedzi Philippe a, ale towystarczyło, żebym zyskała jasność co do jego nastawienia. & rozpruć cię i rzucić twoje wnętrzności szczurom na żer, ty żałosny tchórzu!Powóz potoczył się dalej, a z sąsiedniego sklepu  małej manufaktury oferującej złoconeramy obrazów  wyszły dwie elegancko ubrane kobiety.Dumnie przemaszerowały tuż obokmnie, zachowując się tak, jakby należał do nich cały pont Notre Dame.Jedna, rozpychając się,mimochodem mnie potrąciła, tak że znalazłam się przy samej ścianie.Już chciałamzaprotestować, kiedy kątem oka dostrzegłam coś intrygującego.Odwróciłam się w stronę sklepu,przed którym stałam.Na otwartej ladzie wyłożone były jedwabne szale z frędzlami, haftowanechustki i zwinięte koronkowe bordiury.W otwartym pudle znajdował się wybór rozmaitychguzików  ze szkła, rogu, drewna, kości słoniowej, srebra& Ogarnęło mnie niewytłumaczalneuczucie, że skądś znam ten sklep.Prawie tak, jakbym już tu kiedyś była.Ale owo uczuciewywołały nie guziki, co zrozumiałam po chwili, lecz to, co wisiało na ścianie za ladą  maski.Sekundę lub dwie gapiłam się na nie zdezorientowana.Miałam uczucie, jakbym nagleznalazła się w innym miejscu i w innym czasie, choć w tle cały czas słyszałam, jak Philippe kłócisię z handlarzem perfum.Ale ten spór i uliczny hałas ledwie rejestrowałam.Maski pochłonęłycałą moją uwagę.Były najrozmaitsze: barwnie malowane i jednokolorowe, tylko na oczy i nacałą twarz, przetykane złotem i z przytwierdzonym dziobem, zdobione kamieniami lub frędzlamii perłami.Wszelkie maski, jakie nosi się w czasie weneckiego karnawału.I przypuszczalnieużywane na paryskich balach w siedemnastym wieku, bo inaczej nie można by ich było tutaj kupić.Drzwi sklepu za rozkładaną ladą były otwarte i nogi same mnie zaniosły do środka.Przywitała mnie łagodna, lekko przykurzona woń suszonych kwiatów, które w dawnychstuleciach  na przykład w tym  wkładano w zwinięte bele tkanin, aby materiały przyjemniepachniały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.