[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rano będzie mogła wrócić do domu.- Dziękuję.Zajrzała do sali, gdzie leżała matka, ale nie weszła do środka.Nicw ich relacjach się nie zmieniło.Postanowiła, że jeśli mama niebędzie radzić sobie sama, poszuka odpowiedniego domu opieki.Tojedyna pomoc, na jaką może liczyć.Marta nie czuła krzty żalu zpowodu swojej decyzji.Wydawałoby się, że naturalniejsze byłobytrzymanie wspólnego frontu.Obie były kobietami po przejściach.Ale nastawienie matki do życia było niereformowalne i prowadziłodo destrukcji.Marta nie zamierzała tak skończyć.Nie miała pojęcia,czy matka zemdlała z powodu wrażeń, czy też rzeczywiście jestpoważnie chora.Z zaskoczeniem odnotowała, że jej to nie obchodzi.Ta kobieta stała się dla niej zupełnie obcą osobą.- No nie.- jęknęła Marta.- Znowu! - Ze złością przykryła głowępoduszką i przycisnęła ją do uszu.Uparty dzwięk się powtórzył.Nocne telefony w tym domu zaczęłystawać się zwyczajem.Nie mogła się wyprowadzić, ale mogłazmienić numer.Przynajmniej taką miała nadzieję.W ostatecznościzrezygnuje z telefonu.Komórka jej wystarczy, uznała, idąc doprzedpokoju, gdzie na stoliku stał aparat.- Przenieś to cholerstwo do siebie albo wywal! - Aneta staławściekła w drzwiach swojego pokoju.- Nie przespałam ostatniospokojnie ani jednej nocy!- Poproś Tomka, żeby wcześniej wychodził - odgryzła się Marta,sięgając po słuchawkę.Swoją drogą, tamten ktoś był uparty.Telefondzwonił nieprzerwanie od kilku minut.- Lepiej, żeby było to coś ważnego! - rzuciła do słuchawki, nieprzedstawiając się.RS 200Ostatnio strasznie ją nosiło.Była podminowana i byle cowyprowadzało ją z równowagi.Zważywszy na to, co się działo odtrzech miesięcy, to cud, że nerwy puściły jej dopiero teraz.- Pani Marta Zywek? Dzwonię ze szpitala.Przepraszam, że o tejgodzinie, ale pani mama opuściła niepostrzeżenie oddział.Nie majej też na terenie szpitala.- Zawiadomiła pani policję?- Właściwie nie ma powodu - odpowiedziała nieśmiałopielęgniarka.- Pani mama nie stanowi zagrożenia dla siebie ani dlaosób trzecich, nie jest osobą psychicznie chorą czyubezwłasnowolnioną.Jej życiu nic nie zagraża.Mogła opuścićszpital w każdej chwili.Nie rozumiem tylko, dlaczego o tej porze.- Rozumiem.Co szpital ma zamiar zrobić w tej sprawie?- Właśnie pani tłumaczę.Ochrona sprawdziła już cały teren.Towszystko, co możemy zrobić.- Na pewno.- Marta z trzaskiem odłożyła słuchawkę.- Matkauciekła ze szpitala - poinformowała przysłuchującą się rozmowieAnetę.- Jak to, uciekła?- Po prostu.Uciekła.Zresztą nikt jej tam na siłę nie trzymał.- A co na to personel?- Umywa ręce.Tylko co ja mam zrobić?- Jest druga w nocy.Dokąd mogła pójść? - zapytała Aneta.- Nie wiem.- Marta wzruszyła ramionami.Zaczęła obgryzaćskórki wokół paznokci.- Może jest w drodze do domu - zastanawiała się Aneta.- Niby jakim cudem? Autobusy w nocy nie jeżdżą.Nie wiem, czyzna mój adres.Może i zna.- Trzeba jej szukać - zadecydowała Aneta, widząc, że przyjaciółkajest rozkojarzona i ma problem z zebraniem myśli, przynajmniejtych rozsądnych.- Może zadzwonię po Piaseckiego? - rzuciła myśl Marta.Aneta wydęła wargi.RS 201- On nas chyba nie lubi.Poza tym, co powiemy? Zaginionych takod razu nie szukają, chyba że to wariaci albo dzieci.Może lepiej poDamiana? Pomoże nam szukać.- Damian tu jest? - zdziwiła się Marta.- Myślałam, że wrócił doKrakowa.- Przyjechał kilka dni temu - bąknęła Aneta, unikając ganiącegospojrzenia przyjaciółki.- Nie powiedziałaś mi.- Bo nie chciałaś o nim w ogóle słyszeć.- Powinnaś mi powiedzieć.- Słuchaj, potem będziesz miała pretensje, dobrze? Najpierw twojamatka.- No dobrze - zgodziła się Marta.- To ty dzwoń po Damiana, a jajednak porozmawiam z dzielnicowym.Niech się na coś przyda.Nie chciała sama rozmawiać z Damianem.Po tym wszystkimmiała go nagle prosić o pomoc? Lepiej niech to zrobi Aneta.Przyjaciółka tylko spojrzała na nią dziwnie, ale uznała, że nie ma cozaczynać tematu o tej porze i w takich okolicznościach.Zawróciłado pokoju.Słyszała, jak Marta rozmawia z aspirantem Piaseckim.Zdaje się, że nie szło jej najlepiej, sądząc po podniesionym głosie iuszczypliwych uwagach.Policjant musiał się opierać.Kilka minut pózniej dzwonek do drzwi obwieścił przybycieDamiana, który zarzucił na siebie dres od joggingu, nie zawracającsobie głowy kompletowaniem stroju.Z tego, co mówiła Aneta,zdołał zrozumieć, że sprawa jest pilna.Przykro mu było, że Martasama do niego nie zatelefonowała, ale może to i lepiej.Kiedywszystko trochę się uspokoiło, przyjechał do Zremu.Zabrakło mujednak śmiałości, by przyjść.Nie wiedział, jak przekonać Martę, żemoże mu zaufać.Czekał więc na pierścionek ze swojej pracowni,wykonany według jego projektu.Lada dzień powinien go dostać.Damian miał nadzieję, że z taką argumentacją osiągnie swój cel, aprzynajmniej zyska tyle, że Marta mu uwierzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •