[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprzeda ranczo i zastawi jankeskÄ… duszÄ™ diabÅ‚u, byle odzyskaćcórkÄ™.Montana nie wierzyÅ‚ wÅ‚asnym uszom.ZaciÄ…Å‚ zÄ™by i sprężyÅ‚ siÄ™ wsobie.Lavery podniósÅ‚ siÄ™ z krzesÅ‚a. Oni oboje moja krew mówiÅ‚ Tonio. Czy ojciec chce, że-bym wÅ‚asnÄ… wymieniÅ‚ na pieniÄ…dze?Rubriz, patrzÄ…c na niego, zajÄ™czaÅ‚ gÅ‚oÅ›no i przeciÄ…gle, jak gdyby111zaczynaÅ‚ przeczuwać, że na pewne instynkty wychowanka nie znajdziesposobu.ZdusiÅ‚ sÅ‚owa, które pchaÅ‚y mu siÄ™ na usta.Lavery dobyÅ‚ gÅ‚o-su. CórkÄ™, Rubriz? Czy mówiÅ‚eÅ› o mojej córce?Rubriz wzniósÅ‚ siÄ™ na palcach i pokazaÅ‚ na sufit. Twoja córka jest w moim domu, w moich rÄ™kach! zapiaÅ‚triumfalnie. KiedyÅ› ty byÅ‚eÅ› górÄ…, jankesie, i nie szczÄ™dziÅ‚eÅ› bata.DziÅ› należy do mnie.Mam ciebie i mam twojÄ… córkÄ™.Tak! Tak! Mamwas oboje.MogÄ™ robić z wami, co mi siÄ™ podoba.Lavery zatrzÄ…sÅ‚ siÄ™.SpojrzaÅ‚ na Tonia i rzekÅ‚: WiÄ™c ja przyznawaÅ‚em siÄ™ do ciebie, nÄ™dzny tchórzu!? Nie bij go, Tonio przestrzegÅ‚ radoÅ›nie wychowanka Rubriz.O! Jankesi umiejÄ… urÄ…gać, póki im siÄ™ nie wyrwie jÄ™zyków.Nie dotykajgo, póki nie pomyÅ›lÄ™, co z nim zrobić, a jeżeli. Spokojnie! uciszyÅ‚ go Tonio i oparÅ‚ mocno rÄ™ce o stół.Jegourodziwa twarz okryÅ‚a siÄ™ szarÄ… bladoÅ›ciÄ….ZwróciÅ‚ siÄ™ do Lavery'ego: Ona jest bezpieczna, señor.Nie wiedziaÅ‚em, bo skÄ…d mogÅ‚em wie-dzieć. Co ty gadasz? szczeknÄ…Å‚ Rubriz. Usprawiedliwiasz siÄ™ przednim? Tonio! Czy ty. Puść ich, ojcze! Puść ich prÄ™dko, bo oszalejÄ™.Rubriz, popatrzywszy serdecznie na Tonia, podszedÅ‚, objÄ…Å‚ go zaramiona i poprowadziÅ‚ ku drzwiom. Mnie to zostaw, Tonio.OdeÅ›lÄ™ ich, nie natychmiast, ale w każ-dym razie niedÅ‚ugo.Może jeszcze tej nocy.Może tak bÄ™dzie najlepiej.Tak, rzeczywiÅ›cie, lepiej nie żądać okupu.Nie bój siÄ™, Mateo Rubriznie zrobi ci wstydu.Stanie siÄ™ podÅ‚ug twojej woli.Idz siÄ™ poÅ‚ożyć.Idzspać.PoÅ›lÄ™ Onatego, żeby ci zagraÅ‚ na skrzypcach.Muzyka dobrze robina sen.Co, synku? Do diabÅ‚a ze skrzypcami! WolÄ™ być sam.I Tonio wyszedÅ‚.Rubriz, przytrzymujÄ…c drzwi, wyglÄ…daÅ‚ za nimchwilÄ™.Gdy siÄ™ odwróciÅ‚, na twarzy jego malowaÅ‚o siÄ™ zamyÅ›lenie.ZamknÄ…Å‚ drzwi, oparÅ‚ siÄ™ o nie plecami, odrzuciÅ‚ gÅ‚owÄ™ w tyÅ‚ i przy-mknÄ…Å‚ oczy.Lavery chciaÅ‚ coÅ› powiedzieć i powstrzymywaÅ‚ siÄ™.Może chciaÅ‚opanować drżenie ust.Gdy siÄ™ odezwaÅ‚, gÅ‚os brzmiaÅ‚ spokojnie. Co siÄ™ tyczy mojej córki, Rubrizie, masz sÅ‚uszność.Pozwól mi jÄ…112zobaczyć, pozwól zabrać bezpiecznie do domu, a dam ci tyle pieniÄ™-dzy. PieniÄ™dzy, pieniÄ™dzy, pieniÄ™dzy! zaskrzeczaÅ‚ Rubriz podno-szÄ…c gÅ‚os do przerazliwego wrzasku. Podli jankesi nie potrafiÄ… mó-wić o niczym, tylko o pieniÄ…dzach.Chciwe gardÅ‚a jankesów Å‚ykaÅ‚ybysame pieniÄ…dze.Miguel, Mario, do mnie!Drzwi otworzyÅ‚y siÄ™ poÅ›piesznie. Wezcie tego czÅ‚owieka! SkrÄ™pujcie, żeby siÄ™ nie mógÅ‚ ruszyć.Je-den niech siedzi i Å›wieci mu w twarz latarniÄ….Jeżeli ucieknie, zwiążęwas razem i poÅ‚ożę nagich na piasku, żebyÅ›cie siÄ™ upiekli na sÅ‚oÅ„cu.Bierzcie go i jazda! Umknie zapÅ‚acicie życiem.PamiÄ™tajcie.Wyprowadzili jeÅ„ca, a Mateo jeszcze zawoÅ‚aÅ‚ za nimi: PrzyÅ›lijcie mi Roberta.Niech ten stary rozbójnik tu przyjdzie!Rubriz upadÅ‚ na krzesÅ‚o i gÅ‚owÄ™ oparÅ‚ w taki sposób, jakby siÄ™ przy-glÄ…daÅ‚ sufitowi.Ale oczy miaÅ‚ zamkniÄ™te.Montanie przyszÅ‚o na myÅ›l, że może najprostszym rozwiÄ…zaniemtych powikÅ‚aÅ„, tego gordyjskiego wÄ™zÅ‚a, byÅ‚oby strzelić Rubrizowi wÅ‚eb i, korzystajÄ…c z zamÄ™tu, jaki by wtedy wybuchÅ‚, ratować siÄ™ uciecz-kÄ… z rodzinÄ… Laverych.Tonio jako herszt bandy postÄ…piÅ‚by na pewnopo ludzku.Ale celujÄ…c, Montana dostrzegÅ‚ siwiznÄ™ Rubriza, a po dru-gie, zbój miaÅ‚ zamkniÄ™te oczy. Nie, nie mogÄ™.GÅ‚upi jestem, ale.Nie mógÅ‚ pociÄ…gnąć za spust.Nawet zabicie bestii może być wpewnych okolicznoÅ›ciach morderstwem.Drzwi otworzyÅ‚y siÄ™.WszedÅ‚ drab pięćdziesiÄ™cioletni, szurajÄ…c bo-symi nogami.Strój jego byÅ‚ jeszcze bardziej skÄ…py niż u Rubriza.NiemiaÅ‚ mycki i szmaty na szyi.Lecz z twarzy biÅ‚a pewność siebie.ByÅ‚a toszeroka twarz ze skórÄ… tak mocno naciÄ…gniÄ™tÄ…, że na koÅ›ciach policz-kowych i na brodzie graÅ‚y Å›wiateÅ‚ka.WÅ‚osy miaÅ‚ siwe, brwi siwe, rzÄ™sysiwe, skutkiem czego, gdy spuszczaÅ‚ powieki, wydawaÅ‚o siÄ™, że nie maoczu.PodszedÅ‚ bez sÅ‚owa do herszta i stanÄ…Å‚ przy jego krzeÅ›le. Berto? zapytaÅ‚ Rubriz nie otwierajÄ…c oczu. Tak. Przygrzej wina.113Roberto poszedÅ‚ do komina, nalaÅ‚ czerwonego wina do garnka i po-stawiÅ‚ na wÄ™glach.WziÄ…wszy z półki korzeni, domieszaÅ‚ do wina.Sie-dzÄ…c na piÄ™tach, mieszaÅ‚ pÅ‚yn, póki nie zaczÄ…Å‚ parować.Wtedy wróciÅ‚do stoÅ‚u i nalaÅ‚ wina do dużego kubka, który wetknÄ…Å‚ Rubrizowi wrÄ™kÄ™.Ten podniósÅ‚ gÅ‚owÄ™ i piÅ‚ z wielkim wysiÅ‚kiem.JÄ™knÄ…Å‚, wsparÅ‚ gÅ‚owÄ™ i oddaÅ‚ kubek. Wypij resztÄ™, Berto.Powiedziawszy to nie zamknÄ…Å‚ ust.Opuszczone wargi i zamkniÄ™teoczy upodobniaÅ‚y go do umarÅ‚ego. Ja nie pijam ciepÅ‚ej lury, wolÄ™ tequila odpowiedziaÅ‚ Å‚agodnieBerto. yle czynisz.Brzuch jest wiÄ™kszy od gÅ‚owy i trzeba o niego dbać.Mój brzuch jest stary i zimny, Berto, to muszÄ™ siÄ™ podgrzewać gorÄ…-cym winem.SÅ‚owom tym towarzyszyÅ‚y gÅ‚uche jÄ™ki. Moja gÅ‚owa też jest stara mówiÅ‚ dalej. ZmÄ™czona.Za dużomam do myÅ›lenia.MuszÄ™ myÅ›leć za Tonia, za ciebie, za wszystkich.Moja gÅ‚owa jest znÄ™kana, Berto.Berto skosztowaÅ‚ wina, skrzywiÅ‚ siÄ™, odstawiÅ‚ kubek.StaÅ‚ chwilÄ™ zespuszczonymi powiekami.WydawaÅ‚o siÄ™, że obaj sÄ… bez oczu. TyÅ› także stary dodaÅ‚ Rubriz. Ile sobie liczysz wiosen, mójBerto? Ja? CzterdzieÅ›ci.Nie, skÅ‚amaÅ‚em.CzterdzieÅ›ci jeden. Daj mi rÄ™kÄ™, Berto.Berto ujÄ…Å‚ herszta za rÄ™kÄ™. Bóg przebaczy ci kÅ‚amstwo, Berto, bo chytrze zeÅ‚gaÅ‚eÅ›.MaszpięćdziesiÄ…tkÄ™, Berto.Ja ci przebaczam, bo ciÄ™ lubiÄ™.Obaj jesteÅ›mystare konie, przyjacielu.MÅ‚okosy nic nie rozumiejÄ….Nie osÅ‚uchali siÄ™dostatecznie z muzykÄ… kul.My, doÅ›wiadczeni, znamy siÄ™ na tej muzy-ce.Czy ona tobie zbrzydÅ‚a? Nie, señor odpowiedziaÅ‚ Roberto.Rubriz, jakby siÄ™ nagle ocknÄ…Å‚, zarechotaÅ‚ po cichu. Stary diable, stary tygrysie, niesyty krwi! Hej, Roberto, mój bra-cie! O tamtych nie dbam, ale ty jesteÅ› mi bratem. Tak, señor.114 Ale stary jesteÅ› i nawet Bóg na to nie poradzi. Tak, señor. JesteÅ› tak stary ciÄ…gnÄ…Å‚ Rubriz że Å›wieża niewinna dziew-czyna tyle znaczy dla ciebie, co malowidÅ‚o.Taki już jesteÅ› stary, bied-ny Berto. O, nie, señor. Co, nie? Nie, señor powtórzyÅ‚ Roberto. A!? WiÄ™c to tak, stary hultaju, wiÄ™c to tak? Tak, señor. To posÅ‚uchaj.Czy wiesz, że mam w domu kobietÄ™, piÄ™knÄ… mÅ‚odÄ…dziewczynÄ™, AmerykankÄ™? Tak, señor.MÅ‚oda, ale jankeska.Rubriz zaÅ›miaÅ‚ siÄ™. Nie warto, co?Berto podniósÅ‚ rÄ™ce, poruszajÄ…c palcami w taki sposób, jakby prze-sypywaÅ‚ piasek. Może i nie warto. Możesz sobie na niÄ… zarobić.Dziewka ma ojca.ByÅ‚bym bardzo bardzo zadowolony, gdyby ojczulek zmarÅ‚ het! w górach niewiadomo gdzie.Jego Å›mierć lepiej by mi zrobiÅ‚a na żoÅ‚Ä…dek niż gorÄ…cewino.Berto podrapaÅ‚ siÄ™ po brodzie. Gdyby go przycisnąć, rzygnÄ…Å‚by pieniÄ™dzmi obficiej niż krwiÄ….Tu Rubriz wpadÅ‚ w pasjÄ™. Ty, stary parszywcze, ty bÄ™dziesz za mnie myÅ›laÅ‚? Nie, señor.I Berto, kopiÄ…c podÅ‚ogÄ™ bosymi nogami, uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ do siebie. Zabierz oboje rozkazaÅ‚ z porywczym gestem Rubriz. Oj-czulkowi przerżnij gardÅ‚o, a z dziewczynÄ… możesz zrobić co ci siÄ™ żyw-nie podoba, byle tu już nie wróciÅ‚a. Rozkaz, señor. Co? ryknÄ…Å‚ herszt. To tak mi dziÄ™kujesz?Roberto oblizaÅ‚ siÄ™ czerwonym jÄ™zykiem. DziÄ™kujÄ™, señor.115 Masz tu pieniÄ…dze na drogÄ™.Rubriz wyjÄ…Å‚ skórzany worek, Å›ciÄ…gniÄ™ty rzemykiem i rzuciÅ‚ w po-wietrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]