[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Blundell dał znak przewodnikowi, że dalej podróżni pójdą sami.Beduini rozłożyli się wygodnie pod skałami i zapalili.Minęło jeszcze kilka minut i towarzystwo znalazło się na szczycie.Było to dziwnie puste miejsce, lecz rozciągał się z niego cudowny widok, obejmujący całą dolinę.Stali na gładkiej prostokątnej platformie, z jednej jej strony znajdowały się wycięte w skale wgłębienia i coś w rodzaju ołtarza ofiarnego.— Cudowne miejsce na składanie ofiar — entuzjastycznie oświadczyła Carol.— Ale musieli się nieźle umęczyć, żeby je tu sprowadzić!— Pierwotnie znajdowała się tu zygzakowata droga wycięta w skale — wyjaśnił doktor Carver.— Zobaczymy jej pozostałości, kiedy będziemy schodzić z drugiej strony.Spędzili tam jeszcze trochę czasu, rozmawiając i podziwiając krajobraz.Nagle usłyszeli ciche stuknięcie i doktor Carver powiedział:— Obawiam się, że znowu zgubiła pani kolczyk, panno Blundell.Carol uniosła dłoń do ucha.— Ojej, rzeczywiście.Dubosc i Hurst rozpoczęli poszukiwania.— Musi być gdzieś tutaj — powiedział Francuz.— Nie mógł się nigdzie potoczyć, bo nie ma gdzie.To miejsce przypomina pudełko.— Może wpadł w jakąś szczelinę? — zastanawiała się Carol.— Nie ma tu żadnych szczelin — zaprotestował pan Pyne.— Sama może pani zobaczyć.Podłoże jest idealnie gładkie.Ach, znalazł pan coś, pułkowniku?— Tylko mały kamyczek — odrzekł Dubosc.Uśmiechnął się i odrzucił go na bok.Nastrój stopniowo się zmieniał i zapanowało dziwne napięcie.Nikt nie wymówił ich głośno, ale słowa “osiemdziesiąt tysięcy dolarów” rozbrzmiewały w myślach wszystkich obecnych.— Jesteś pewna, że go tutaj miałaś, Carol? — warknął Blundell.— Może zgubiłaś go podczas podejścia.— Miałam kolczyk, gdy tutaj weszliśmy — odpowiedziała.— Jestem pewna, bo doktor Carver zauważył, że znowu się poluzował i przypiął go mocniej.Tak było, prawda, doktorze?Archeolog potwierdził.Sir Donald ubrał w słowa myśli pozostałych.— To bardzo nieprzyjemna sprawa, panie Blundell —powiedział.— Wyjawił pan nam wczoraj, jaka była cena tych kolczyków.Nawet jeden wart jest fortunę.Jeśli się nie znajdzie, a na to się zanosi, każdy z nas będzie podejrzany.— Ja na przykład proszę, żeby mnie zrewidowano — wybuchnął pułkownik.— Nie proszę, ja tego żądam jako należnego mi prawa!— Mnie też proszę przeszukać — odezwał się Hurst.Jego głos brzmiał bardzo szorstko.— A co na to pozostali? — zapytał sir Donald rozglądając się.— Naturalnie — zgodził się pan Pyne.— Świetny pomysł — uznał doktor Carver.— Ja też się zgłaszam, panowie — powiedział Blundell.— Mam swoje powody, choć nie chcę o nich mówić.— Jak pan sobie życzy — uprzejmie odparł sir Donald.— Carol, moja droga, zejdź na dół i poczekaj z przewodnikami.Dziewczyna opuściła ich bez słowa.Twarz miała zaciętą i ponurą, a w oczach błysk desperacji.Nie uszedł on uwagi przynajmniej jednej osoby z towarzystwa, którą zaintrygowało, co też to może oznaczać.Przeprowadzono rewizję.Była drastyczna, dokładna i nie dała żadnych rezultatów.Jedno było pewne.Nikt nie miał kolczyka przy sobie.Przygnębieni członkowie wyprawy ustalili, że zejdą na dół.I tak też zrobili, bez zainteresowania słuchając opisów i wyjaśnień przewodnika.Pan Pyne skończył się właśnie przebierać do lunchu, kiedy w drzwiach jego namiotu zamajaczyła jakaś postać.— Panie Pyne, mogę wejść?— Ależ naturalnie, młoda damo, proszę bardzo.Carol weszła do środka i przysiadła na łóżku.Na jej twarzy nadal widniał ten sam zacięty wyraz, który pan Pyne zauważył wcześniej.— Podobno pomaga pan ludziom, kiedy są nieszczęśliwi.Czy to prawda? — spytała.— Jestem na wakacjach, panno Blundell.Nie podejmuję się teraz żadnych spraw.— No cóż, tej się pan podejmie — spokojnie oświadczyła dziewczyna.— Panie Pyne, jestem tak nieszczęśliwa jak mało kto.— A co panią smuci? Ta sprawa z perłą?— Tak, zgadł pan.Jim Hurst jej nie wziął.Wiem, że tego nie zrobił.— Nie bardzo panią rozumiem.Dlaczego ktoś miałby go o to posądzać?— Z powodu jego przeszłości.Jim był kiedyś złodziejem, panie Pyne.Został złapany w naszym domu.Ja… było mi go żal.Wyglądał tak młodo i taki był zrozpaczony…I taki przystojny — pomyślał pan Pyne.— Przekonałam ojca, żeby dał mu szansę poprawy.Tatko zrobiłby dla mnie wszystko.Więc dał Jimowi szansę i Jim zszedł ze złej drogi.Tatko zaczął mu ufać i powierzać mu wszystkie tajemnice służbowe.W końcu na pewno wyrazi zgodę… czy też wyraziłby, gdyby nie ta sprawa.— A na co ma wyrazić zgodę?— Na nasz ślub.— A sir Donald?— Sir Donald to pomysł mojego ojca.Nie mój.Myśli pan, że chciałabym poślubić taką wypchaną rybę jak on?Nie wyrażając swojej opinii na temat takiego opisu młodego Anglika, pan Pyne zapytał: — A co sądzi o tym sir Donald?— Śmiem twierdzić, że jestem dobrą partią dla jego podupadłego majątku — odpowiedziała Carol z pogardą.Pan Pyne rozważył sytuację.— Chciałbym zapytać panią o dwie rzeczy — odezwał się wreszcie.— Wczoraj wieczorem padły słowa: “Złodziej na zawsze pozostanie złodziejem”.Dziewczyna skinęła głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •