[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą, cóż w tym złego? Przecież Poirot nie zna Joanny i chyba nigdy jej nic pozna.Czemuż więc nie uwolnić; się choć na chwilę od dręczącego natłoku zazdrosnych myśli.W tym właśnie momencie Tim i Rozalia Otterbourne rozmawiali na temat pani Allerton.Tim skończył już na pół żartobliwie wyrzekać na los, a także na swe zdrowie, które nie było aż tak kiepskie, by budzić poważne zaniepokojenie, ani tak dobre, by można było prowadzić taki tryb życia, na jaki Tim miałby ochotę.Pieniędzy posiadał niewiele i żadnego godziwego zajęcia.— Całkiem mierna i ograniczona wegetacja… — dokończył z niezadowoleniem.— Posiada pan jednak coś, czego pozazdrościć mogą panu tłumy ludzi — oświadezyła gwałtownie Rozalia.— Czego mianowicie?— Takiej matki.Tim zdumiał się i uradował zarazem.— Matki? Rzeczywiście, to wyjątkowa istota.Rad jestem, że pani to dostrzegła.— Moim zdaniem, jest cudowna! Ma taki miły wygląd, jest bardzo opanowana i łagodna, jakby nic nie było w stanie jej dotknąć, a przy tym zawsze skora do żartów i…Rozalia zaczęła się aż lekko jąkać z przejęcia.Tim poczuł, jak ciepleje jego uczucie do dziewczyny.Przykro mu było, że nie może się jej tym samym odwdzięczyć, pani Otterbourne była bowiem, niestety, w jego wyobrażeniu najstraszliwszym w świecie koszmarem.Niemożność odpłacenia się Rozalii dobrym słowem wprawiła go w zmieszanie.Panna Van Schuyler pozostała w saloniku.Nie chciała ryzykować wyprawy ani na wielbłądzie, ani na własnych nogach.— Przykro mi, że musiała pani ze mną zostać — odezwała się oschle do panny Bowers.— Wprawdzie chciałam, żeby to pani pojechała, a Kornelia została, ale te dziewczęta są takie samolubne.Pognała gdzieś bez słowa.Widziałam nawet, że rozmawiała z tym nieuprzejmym i źle wychowanym młodzieńcem, Fergusonem.Bardzo się na niej zawiodłam.Kornelia nie ma w sobie krzty towarzyskiej ogłady.— Nic się takiego nic stało, panno Van Schuyler — odpowiedziała pielęgniarka zasadniczym tonem.— Za gorąco jest na spacer pod górę, I nie bardzo mi odpowiada wygląd siodeł na wielbłądach.Pchły gwarantowane!Poprawiła okulary, zmrużyła oczy, by się przyjrzeć grupie turystów, wspinających się na wzgórze.— Nie widzę panny Robson obok tego młodzieńca.Jest z doktorem Bessnerem — oświadezyła.Panna Van Schuyler chrząknęła.Od czasu kiedy odkryła, że doktor Bessner posiada dużą klinikę w Czechosłowacji i jest modnym oraz znanym w Europie lekarzem, była skłonna traktować go łaskawiej.Może się przecież zdarzyć, że będzie musiała skorzystać z jego zawodowych usług jeszcze przed końcem podróży.Kiedy towarzystwo powróciło na statek, Linnet wydała okrzyk zdumienia:— Telegram do mnie!Wyjęła go ze skrzynki i rozdarła kopertę.— Co takiego? Zupełnie nie rozumiem? Kartofle… buraki…? Co to może znaczyć, Simon? Simon podszedł i chciał przez ramię żony zerknąć na pismo, gdy wtem ktoś powiedział rozgniewanym tonem:— Przepraszam, ten telegram jest do mnie — i signor Richetti brutalnie wyrwał pismo z rąk Linnet obrzucając ją jednocześnie gniewnym spojrzeniem.Na moment oczy Linnet rozszerzyły się ze zdumienia.Odwróciła kopertę.— Co za głupota z mej strony, Simon.Tu jest napisane Richetti, a nie Ridgeway.Zresztą nie nazywam się już Ridgeway.Muszę go przeprosić.Poszła za małym archeologiem aż do rufy statku.— Niech mi pan wybaczy, signor Richetti.Nazywałam się Ridgeway przed zamążpójściem.Jestem dopiero od niedawna mężatką, toteż…Zamilkła, uśmiechnęła się ukazując dołki w policzkach i zachęcając pana Richettiego, by się uśmiechnął z faux pas* młodej mężatki.Ale pana Richettiego to wyraźnie nie bawiło.Królowa Wiktoria, dając wyraz swej najwyższej dezaprobacie, nie mogłaby wyglądać srożej od niego.— Nazwisko trzeba odezytać uważnie.Niefrasobliwość w takich sprawach jest wprost nie do wybaczenia.Linnet przygryzła wargę i zaczerwieniła się.Nic zdarzyło się jeszcze, by tak potraktowano słowa przeprosin z jej strony.Odwróciła się i przyłączyła do towarzystwa Simona.— Ci Włosi są doprawdy nie do wytrzymania! — powiedziała rozgniewana.— Głupstwo, moja droga.Chodźmy obejrzeć tego ogromnego krokodyla z kości słoniowej, który tak ci się podobał.Postanowili zejść na ląd.Poirot, obserwując ich, gdy schodzili po trapie, usłyszał, jak ktoś gwałtownie wciąga powietrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]