[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale matka i tak by go po-chwaliła.Zawsze przyzwoicie ubrany, powiedziałaby.To znak szacunku.Poło-żył wstążki na stole.Nie wiedział, co z nimi zrobić.Może Kenneth i Sandrachcieliby je z powrotem.Potem nalał sobie herbaty, usiadł na krześle przyogniu i czekał.Wstawał dwukrotnie, raz żeby skorzystać z toalety, i drugi, żebydać krukowi wody.Powinien się ogolić, ale był zbyt zmęczony, żeby zdobyć sięna taki wysiłek.Policjant przyszedł po niego nad ranem, ale na dworze wciąż panowałyciemności.Zegar wskazywał siódmą trzydzieści osiem.Tak jak ostatnim razempolicjant zapukał i czekał.Nie próbował wejść, zanim Magnus nie otworzył mudrzwi.Mężczyzna wyglądał na wyczerpanego.Przypominał Magnusowi ludzi,którzy na całą noc wypływali na połów i wracali z włosami sztywnymi od soli iczerwonymi, popękanymi rękami.Kiedy przychodzili do domu, chcieli tylkopołożyć się do łóżka.Nawet nie mieli siły się rozebrać.- Proszę wejść i dobrze się ogrzać - powiedział.- Na pewno pan prze-marzł, chodząc całą noc po wzgórzu, nawet jeżeli nie ma już mrozu.- Przyszłamu do głowy pewna myśl.- Czy łowicie ryby wokół Fair Isle? To dobre miejscena połów.- Niezłe - przyznał policjant.- Zrobiliśmy kilka pułapek na homary.Moż-na dostać za nie dobrą cenę.- Spieszy się panu? - zapytał Magnus.- Zrobię herbaty.Policjant uśmiechnął się ze smutkiem.Wcale mu się nie spieszyło, raczejwolałby jak najbardziej opóznić moment ich wyjścia.177- Mamy parę pytań - powiedział.- O Catrionę.I z chęcią napiłbym sięherbaty.- Może wlać do niej kropelkę?- Owszem, czemu nie.Ale niedużą.Nie chciałbyś, żebym wioząc cię, zje-chał z drogi.- Jest pan sam? Poprzednio przysłali dwóch ludzi.- W samochodzie czeka mój kolega, ale bezpieczniej jechać ze mną pija-nym niż z nim trzezwym.Magnus zorientował się, że to taki żart, więc z uprzejmości się uśmiechnął.- A może on też napiłby się herbaty?- Nie, śpi.Zostawmy go w spokoju, dobrze?Magnus napełnił imbryk wodą i postawił na kuchence.Kiedy się odwrócił,dostrzegł, że policjant zauważył wstążki.- Należały do Catriony - wyjaśnił.- Zdjąłem je.Aadniej wyglądała z roz-puszczonymi włosami.- Nie powinniśmy rozmawiać o Catrionie.Nie tutaj.Dopiero na posterun-ku.- Nie lubię posterunku policji - stwierdził Magnus.- Spokojnie.Będę tam i nie dam nikomu cię skrzywdzić.- Myśli pan, że pozwolą mi zatrzymać wstążki?- Nie.- Pytanie wyraznie zirytowało policjanta.- Oczywiście że nie.- Zre-zygnował z herbaty i powiedział, że jednak powinni już ruszać, bo wkrótcezrobi się jasno, dzieci będą szły do szkoły i przyjdą dziennikarze.- Wrócę? - zapytał Magnus już przy drzwiach.- Nie wiem.Może nieprędko.- Kto będzie karmił kruka?Zapadła cisza.Magnus miał nadzieję, że policjant zaproponuje, że samzajmie się ptakiem, ale nie zrobił tego.- Jeśli nikt nie zechce tu przychodzić, będzie pan musiał zabić kruka -odezwał się w końcu Magnus.- Najlepiej uderzyć go głową o ścianę.Nie możepan pozwolić, żeby zdechł w klatce z głodu.A jeżeli go pan uwolni, i tak zginie.Nie zdoła znalezć jedzenia.Policjant nadal milczał.- Zrobi to pan?178- Tak - odparł detektyw z Fair Isle.- Zrobię.- Je pokarm dla psów.Jeżeli znajdzie pan jakiegoś opiekuna, proszę muto przekazać.OD CZASU KIEDY BYA TU PO RAZ OSTATNI, pokój odmalowano - takniedawno, że Magnus czuł zapach farby - ale w tym samym kolorze.Przypo-minał górną warstwę tłustego mleka.Znowu przypomniało mu to Agnes doją-cą krowę.W pomieszczeniu znajdował się wielki kaloryfer, też w kolorze śmie-tanki.Było bardzo gorąco.Wchodząc na posterunek, Magnus słyszał, jak poli-cjanci rozmawiają na ten temat.Jeden powiedział, że popsuła się regulacja, aledrugi uznał, że od mrozów nikomu nie przyszło do głowy, żeby zmniejszyćogrzewanie.Bardzo chciałby zdjąć marynarkę.Powiesiłby ją na oparciu krze-sła, żeby się nie pogniotła.Ale nie wiedział, czy wypada tak zrobić, więc w niejzostał.W pokoju byli też detektyw z Fair Isle i kobieta, młodsza od niego, która niepochodziła z Szetlandów.Detektyw przedstawił ją, ale Magnusowi nazwiskowyleciało z głowy.Gdyby podał imię, pewnie by zapamiętał.Lubił kobieceimiona.Czasami, kiedy nie mógł zasnąć, powtarzał je w pamięci.Detektyw teżsię przedstawił.Dziwne, zagraniczne nazwisko.Magnus już wcześniej je sły-szał, więc teraz utkwiło mu w pamięci.Był również prawnik.Wyglądał, jakbybolała go głowa po przepiciu.Miał na sobie garnitur o wiele elegantszy odubrania Magnusa.Kiedy cała czwórka usiadła przy małym stoliku, zrobiło siętłoczno.Magnus wiedział, że powinien nie dopuścić, by na jego twarzy pojawiłsię ten głupi uśmiech.Czasami nie słyszał, co do niego mówią, bo tak bardzostarał się zapanować nad swoją twarzą.- O nic cię nie oskarżamy - oznajmił Perez.- Jeszcze nie.Na razie zadamyci tylko kilka pytań.Adwokat poinformował swojego klienta, że nie musi odpowiadać nawszystkie pytania.Magnusowi po raz kolejny przypomniały się słowa matki: Nic im nie mów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]