[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego wszystkie jego związki rozpadały się już po kilkunastumiesiącach?Terapeuta powiedział mu, że być może to wina jego żon, ale Russel nie bardzo muwierzył.Tym bardziej, że ten dupek wyglądał tak, jakby sam znajdował się na proguzałamania psychicznego.Russel zrezygnował z jego usług i postanowił sam borykać się zprzeciwnościami tego świata.Zajęty pracą, starał się nie myśleć o swym nieudanym życiu.Zdarzały się jednak takie chwile jak ta, kiedy zazdrościł ludziom, którzy mogli pozwolićsobie na mieszkanie we wspaniałych rezydencjach.Nie mogąc zabrać ze sobą kart rejestracyjnych z parku, które dała mu Sarah, przeniósłwszystkie dane do swojego notesu.Pokonując ostre zakręty na zadziwiająco wąskiej drodze,próbował odcyfrować własne pismo.Russel widział, że ta sprawa lada moment zostanie zamknięta.Czuł przez skórę, żeMartinowie to ludzie, którzy wedle wszelkiego prawdopodobieństwa tuż po odczytaniu im ichpraw odpowiedzą na wszystkie pytania.Wciąż brakowało mu motywu, ale właśnie przeztelefon komórkowy dowiedział się, że jechali nowym modelem forda explorera.Taki zaśpojazd, w którym często zakładano opony firestone wildemess AT, został zatrzymany przezstrażnika z parku we wczesnych godzinach rannych.Niestety, strażnik nie zapisał numeruprawa jazdy, więc Russelowi brakowało żelaznego dowodu.Jeśli jednak dostatecznie wieledrobnych elementów łączy się w całość, trudno to uznać za zbieg okoliczności.Russel Coates miał swoisty dar.Nie przepadający za nim współpracownicy nazywalito ślepym szczęściem, a zwierzchnicy, którzy na tym korzystali - wybitnymprofesjonalizmem.W rzeczywistości było tak, że Russel miał smykałkę do postrzeganiarzeczy takimi, jakimi naprawdę były.Próbował coś zrozumieć, a wtedy, zjawiał się dowód.Zawsze tak było.Omal nie minął domu, którego szukał - numer 7844.Mocno nacisnął na hamulec.Zdrogi nie widział żadnego budynku, była tylko skrzynka na listy obok długiego podjazdu,który wił się w górę po stromym zboczu i znikał za drzewami.Ciekawe, co psychologpowiedziałby o odmienności ludzkich upodobań: jedni chwalili się swoim bogactwem, a inni- jak ci tutaj - ukrywali je.Sprawdził jeszcze raz adres i skręcił w lewo, rozpoczynając długą wspinaczkę podgórę, w stronę domu Martinów.*Bobby był całkiem załamany.Gdzież są te klucze? Chryste, miał je przecież parę minut temu.- Dobra, Bobby, ochłoń, odetchnij głęboko.Wszystko będzie w porządku - powiedziałsobie.Nie, nie będzie w porządku.Nic i nigdy nie będzie już w porządku.Spróbował przypomnieć sobie, co powiedziała mu Barbara Dettrick.Nawet gdyby gozłapali, potrafi wytłumaczyć to, co się wydarzyło.Przecież zawiadomił ich o zwłokach,prawda? Musiało to być coś warte.Zciskając w garści klucze, szybko przeszedł przez kuchnię.Zanim otworzył drzwi iwyszedł na zewnątrz, zatrzymał się i włączył alarm.Zanim dotarł do swojego samochodu, zobaczył wspinającego się po podjezdziechryslera.Facet za kierownicą miał ten charakterystyczny wyraz twarzy, który wykluczał, abymógł być sprzedawcą lub nowym sąsiadem, zmierzającym tutaj z wizytą.Mógł się założyć,że to glina.24Niektórzy są urodzonymi przestępcami.Russel spędził długie godziny z ludzmi,którzy popełnili potworne zbrodnie, lecz rozmawiając z nimi, można było pomyśleć, że są toaniołowie.Byli zaskoczeni, oburzeni tym, że mógł ich podejrzewać o zrobienie czegośniezgodnego z prawem.Nawet kiedy przedstawiano bezsporne dowody na to, czego siędopuścili, nie drgnęła im powieka.Russel wierzył, że najwięksi przestępcy są zarazemnajwiększymi kłamcami.Robert Martin z Clinton w Wirginii nie był jednym z nich.Ten facet sprawiałwrażenie dziecka, które podkrada mamie ciastka ze spiżami.Kiedy Russel prowadziłchryslera długim podjazdem pod górę, dostrzegł swoją ofiarę w garażu, wyraznie śpieszącąsię, by dokądś pojechać.Oczywiście fordem explorer.Facet omal nie zemdlał na jego widok.Ze sposobu, w jaki człowiek reaguje na nieprzyjemną niespodziankę, da się wiele onim powiedzieć.Niektóre spostrzeżenia Russela, jak to, że podejrzany zbladł i poruszał sięniepewnie, można było wykorzystać w sądzie.Russel zauważył, że facet nie wyszedł mu naprzeciw.Ale też nie uciekał.Po prostustał w miejscu i patrzył.Russel zastanawiał się, co to oznacza i jakie znaczenie mogą miećsińce na twarzy Martina.Sądy apelacyjne uginają się pod ciężarem spraw, w którychnadgorliwi funkcjonariusze policji naruszyli prawa podejrzanych w ślepym pościgu zadowodami, które poddane procedurom rozprawy sądowej okazały się niewystarczające.Nie można za bardzo polegać na przeczuciach.Russel wysiadł z samochodu ipodszedł do Bobby ego.- Dzień dobry - powiedział.- Piękny dom.Bobby lekko się uśmiechnął.- Dzięki.- Pan Robert Martin? - Russel podszedł całkiem blisko, blokując podejrzanemu drogęodwrotu.- Tak.Bobby Martin.W czym mogę pomóc?Russel rozejrzał się po garażu.A potem sięgnął do kieszeni płaszcza i wydobyłskórzany portfel ze swoją legitymacją.- Jestem Russel Coates z FBI - przedstawił się.Po raz pierwszy w jego karierze ktośsięgnął po te dokumenty, żeby je sprawdzić.- Rzeczywiście - stwierdził Bobby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]