[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A wśrodku stanie wysoki, dostojny świerk, z kolorowymi światełkami i tysiącem innychdekoracji.Teraz dom przedstawiał idealny obraz jesieni.Wielkie klony gubiły opadające natrawnik złote liście, a próg zdobiły pomarańczowe dynie.Właśnie taki dom wyobrażał sobie dla Carey Moore.Odpowiedni dom dla pięknejkobiety.Karl przejechał obok w swoim volvo, zauważając stojący przy krawężniku radiowóz.Skręcił za róg, wyglądając za kolejnym samochodem policyjnym, ale żadnego nie zobaczył.Ani radiowozu, ani nieoznakowanego samochodu z dwoma mężczyznami siedzącymi wśrodku i udającymi, że na kogoś czekają.Za domem biegła alejka, ale Karl nie odważył się w nią wjechać.Na tyłach domuCarey Moore mogli być policjanci.Może gdy się ściemni, zostawi wóz za rogiem i przyjdzietu na piechotę.Na razie Karl pojechał na parking znajdujący się na północnym brzegu jezioraCalhoun, połączonego kanałem z Lake of the Isles.Calhoun roiło się od żaglówek  białychna tle lśniącej, niebieskiej wody.Jezioro było ogromne, jego brzegi dzieliły setki akrówwody.Lake of the Isles było dużo mniejsze, ale za to bardzo malownicze, ze swoimiwysepkami i bogactwem wodnego ptactwa, krążącego nad powierzchnią jeziora iużywającego jego tafli jako lądowiska.Karl szedł na północ brukowaną ścieżką, która biegła wokół jeziora.Mieszkańcy całejMinnesoty opuścili swe domy i przyjechali w te piękne tereny, by cieszyć się ciepłem,słońcem i bezchmurnym niebem.Zcieżka pełna była ludzi w każdym wieku, od dzieci w spacerowych wózkach po białowłosych staruszków.Po równoległej, zewnętrznej ścieżcemknęli rowerzyści i deskorolkarze.Karl głęboko oddychał świeżym powietrzem, czuł wdzięczność dla losu i optymizm.Gdy doszedł do miejsca, z którego widać było dom sędziny, usiadł na ławce.Po drodze nadjezioro zatrzymał się w pełnym klientów sklepie spożywczym i kupił kanapkę z wołowiną imusztardą oraz butelkę coca-coli.Teraz wyjął swój lunch z torebki i zabrał się za jedzenie.Zewsząd dobiegały go urywki rozmów.Jakaś kobieta narzekała na swoją synową, innaznów na lumbago, jeszcze inna na męża.Dwóch mężczyzn omawiało szczegóły jakiegośinteresu.Młoda para poważnym tonem omawiała przyszłość swojego związku.Obok niego płynęło zwykłe, codzienne życie.Ludzie, pochłonięci swoimi małymidramatami, nawet nie zauważali, że mijana przez nich kobieta, siedząca na parkowej ławce,jest tak naprawdę najbardziej poszukiwanym człowiekiem w mieście.A może i w całymkraju.Karl bawił się myślą, że udało mu się schować na pełnym widoku.Napawało go topoczuciem dumy.Jako Karla Neal (nazwisko Neal wybrał z wdzięczności dla kobiety, któradostarczyła mu jego nowej tożsamości) był uznawany za niegrozną panią, kolejną osobęzajmującą się swoimi sprawami w to piękne, sobotnie popołudnie.Nie warto było poświęcaćmu wiele uwagi.Gdy tak patrzył na tych wszystkich otaczających go ludzi  dzieci karmiące kaczki igęsi nad brzegiem jeziora, gawędzące ze sobą matki, kłócących się kochanków, starszychpanów rozprawiających o zbiegłym mordercy i starsze panie rozmawiające o tym, o czymzwykle mówią kobiety w ich wieku  przez głowę przeszła mu myśl: co by było, gdyby naglewstał, zdjął perukę i ujawnił, że to on jest tym potworem, którym tak gardzą.Wyobraził sobie powszechną panikę jako coś namacalnego, falę, która go obmywa.Oddychałby nią i czerpał z niej siłę.Dzięki tej sile poczułby się jak tytan  niezniszczalny.Oczywiście to nie mogło się wydarzyć.Pozostanie tym, kim jest  cichą kobietącieszącą się pięknym dniem, patrzącą na dom po drugiej stronie jeziora i myślącą o uroczejsędzinie, która w nim mieszka. XXVIStan jechał ostrożnie, stosując się do ograniczeń prędkości i zatrzymując się nawszystkich światłach.Myśl, że to, co planował zrobić, było wbrew prawom tak ludzkim, jak iboskim, kołatała się w jakimś odległym zakątku jego głowy.Jedynym prawem, jakiego terazprzestrzegał, było: oko za oko.Wymagało tego jego zadanie, jego misja.Musiał odnalezć winnych i ukarać ich za to,co stało się Marlene Haas i tym dwóm malutkim dzieciom, za to, co właśnie uchodziłoKarlowi Dahlowi na sucho.Tak jakby taki śmieć jak on miał jakieś prawa.A co z prawemofiar?Jeśli system nie potrafił oddać im sprawiedliwości, to musiał to zrobić Stan.To będziejego ostatnie zadanie na ziemi.Nie miał żadnego innego powodu, by nadal żyć.Jego karierabyła skończona, a nic innego nie posiadał.Gdy przestawał być gliną, w ogóle przestawałistnieć.W pewnym sensie już go nie było.Ten człowiek, o którym ludzie myśleli, że go znali,już nie istniał.Choć i tak naprawdę nikt nigdy nie starał się go znać.Pewna część jego osobyzostała wyłączona, czyniąc go z jednej strony otępiałym, a z drugiej bardziej ożywionym niżkiedykolwiek wcześniej. To właśnie na tym polega szaleństwo  myślał Stan, ale w związku z tym nie czułżadnego strachu, paniki, rozpaczy.Kenny Scott, obrońca Karla Dahla, mieszkał w niczym niewyróżniającym się domu wnieciekawej dzielnicy.Przypominał on dom Stana  dwupiętrową kostkę z lat pięćdziesiątych,identyczną jak otaczające ją budynki w okolicy.Rosnące przed domem krzaki jałowca były przerośnięte, a trawnik marny, jakby Scottnigdy go nie nawoził ani nie spulchniał.Parkując za rogiem Stan potrząsnął głową.Ogródwymagał troski.Jeśli ktoś zapuszczał swój ogród, to  zdaniem Stana  fakt ów świadczył obraku charakteru.Ale przecież już wcześniej wiedział, że Scott go nie posiada.Wysiadł z ciężarówki, założył na ramię niewielką sportową torbę i ruszył w kierunkudomu Scotta.Po drugiej stronie ulicy kilku chłopców kopało piłkę.Nie zwrócili uwagi naStana.Dwa domy od Scotta jakaś kobieta mocowała się z dziecięcym wózkiem, próbując wsadzić go do stojącego na podjezdzie minivana.Nawet nie spojrzała na Stana, gdy ją mijał.Zawsze był osobą, której nikt nie zauważał.I wiele razy działało to na jego korzyść [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •